r.0 pt.zmiany

558 28 5
                                    

- Sal, Sal wstawaj! - usłyszałem dojrzały dość niski głos należący do mojego taty. Powoli otworzyłem zaspane oczy przecierając je rękawem zaciśniętym w dłoni.

Odruchowo zacząlem szukać ręką maski, która leżała niedaleko mnie na siedzeniu między mną, a klatką, w której siedział Gizmo.

Podniosłem wzrok na mojego ojca spoglądającego w lusterko na moją twarz.

- tak..? - wymruczałem jeszcze zaspany i zdezorientowany tym co się dzieje.

- postanowiłem cię obudzić, bo za pół godziny jesteśmy na miejscu, a potem bym cię nie do budził - delikatnie się uśmiechnął.

- mhmm - wymruczałem ponownie przysypiając. Poczułem jak tata klepie mnie po kolanie.

- nie ma spania, wstawaj chłopie, serio Sal... Potem cię nie obudzę. Zostaniesz tu - cicho się zaśmiał.

- to zostanę, ja chcę spaać - Zaśmiałem się jednak próbując rozbudzić. Po chwili mi się to udało. Zacząłem patrzeć w szybę, a dokładniej to co mi przemigiwało za nią.

W jednym momencie uderzył mnie grom myśli o wszystkim. O tym jak wszystko się zmieni.. jak już się zmieniło. Nigdy nie miałem prawdziwych przyjaciół, i nie sądzę abym kiedykolwiek miał. Mama zawsze napełniała mnie tą nadzieją, że ich znajdę.. Nowy dom, w sumie fajnie, będę miał własny pokój, nie będę musiał spać w salonie na rozkładanej kanapie. Lecz to na tej kanapie mama mnie tuliła do snu i czytała bajki... Smutno westchnąłem a w oku zakręciła mi się pojedyńcze łezka. Brakuje mi jej.. tak bardzo, a to tyle czasu..

Tata chyba zauważył, że coś jest nie tak. Nawet postanowił się odezwać.

- hej... Co jest synu..? - spytał chyba i zmartwiony.

- brakuje mi Jersey... I mamy.. - mruknąłem cicho.

Tata westchnął. Myślałem, że na mnie na krzyczy jak zwykle. Że mama nie wróci, że muszę to w końcu zrozumieć..

- będzie dobrze Sal.. uwierz w to, uwierz mi - posłał mi delikatny uśmiech. Nie wierzę.. mój tata, który widzi świat w czarno białych barwach wykrzesał z siebie udawany bo pewnie udawany ale optymizm..

Odpowiedziałem uśmiechem.
- dobrze tato.. wierzę ci - cóż. Nawet udawany optymizm mojego ojca mi się udziela.

Po tych kosmicznie długich 30 minutach dojechaliśmy na miejsce. Apartamentowiec Addisona, ceglany kloc z oknami. Ale mam być dobrej myśli, więc będę. Przed wysiadką założyłem swoją protezę na twarz.

Wziąłem najlżejsze torby, po czym stanąłem u drzwi budynku. Wpatrzony w jego ściany wziąłem drżący oddech. Będzie dobrze.. kiwnąłem lekko głową. Wszedłem do środka wjeżdżając na górę. Mam co do tego wszystkiego niepokojąco dobre i złe przeczucia..

#############################

A więc... Tak, stało się! Piszę to od nowa. Już na początek mam wrażenie, że jest lepiej ^^ mam nadzieję, że to również będziecie czytać. Możecie wy mi określić jak na razie, który rozdział był lepszy. Poprzedni pod tytułem "zmiany" czy ten ala prolog? Pozdrawiam alertki <3

~ Alawert ❣️

Pretty Stranger~ Sally Face / Salvis  Where stories live. Discover now