𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆

191 24 13
                                    



–Czyli chce mi pani powiedzieć, że nie, wie pani jak do tego, doszło?– zapytał policjant, który był zaintrygowany osobą Katherine Hall.

– Tak, właśnie to chcę panu powiedzieć – odparła dziewczyna. Płomiennowłosa chciała już sięgnąć po torebkę, jednak funkcjonariusz skutecznie jej to uniemożliwił.

– Jak dobrze znała pani Samanthę Jones?– zapytał, uniemożliwiając jej tym samym ucieczkę. Spojrzał na nią podejrzliwie, na co ona odłożyła torebkę z powrotem na miejsce i usiadła naprzeciwko niego.

– Szczerze mówiąc słabo, znałyśmy się tylko jako znajome z pracy. Łączyły nas tylko i wyłącznie wspólne sceny, które zdarzało nam się odgrywać–powiedziała aktorka, po czym lekko spuściła głowę w dół.

– No cóż, rozumiem–powiedział policjant lekko zawiedziony.–Nie pomogła nam pani zbytnio, ale dziękuję – dodał po chwili, przeglądając papiery. Dał jej tym samym do zrozumienia, że może już iść. Kobieta nic nie mówiąc, wzięła torebkę z krzesła i wyszła z pomieszczenia. Policjant wyszedł chwilę po rudowłosej, wołając kolejną osobę, którą musiał przesłuchać. Morderstwo go zaintrygowało od samego początku, ponieważ było pozornie zwyczajne - jak się, okazało w trakcie śledztwa- nikt tak naprawdę nie znał Samanthy Jones.

Kruczowłosa była tajemniczą postacią. Sposób, w jaki się, obchodziła z ludźmi, można by uznać za chłodny. Zawsze trzymała ludzi na dystans, nie mówiąc nic o sobie, a jednak dużo wiedziała o innych. Kobieta była postacią tak intrygującą, iż mogłoby się wydawać, że jest postacią fikcyjną wymyśloną przez pisarza kryminałów. Jedyną osobą, która wiedziała o Jones większość rzeczy, był jej zmarły rok temu mąż. Był on człowiekiem toksycznym, nienawidził ludzi, a Samantha cieszyła się z jego śmierci, można by nawet rzec, że życzyła mu jej za życia niejednokrotnie.

Robert wszedł niepewnie do pomieszczenia. Komisariat policji nie należał do jego ulubionych miejsc, a chłód, który panował w całym budynku przytłaczał go. Pobyt w tamtym miejscu o tak kosmicznej godzinie przypominał mu widok zwłok Samanthy Jones. Nie znał jej dobrze, tak właściwie to w ogóle jej nie znał, jednak widok martwego ciała, zwłaszcza w halloween, przyprawiał go o mdłości. Brunet wszedł w głąb ciasnego, jego ciocia pokusiła by się o użycie stwierdzenia: „klaustrofobiczny", co zawsze niemiłosiernie go bawiło. Usiadł na krześle i spojrzał oczyma na policjanta.

– Kiedy miał pan ostatnio kontakt z panią Jones?–zapytał dociekliwie, kładąc ręce na metalowym stole. Metalowa konstrukcja zadrżała od nacisku jego dłoni, przez co Brown dostał gęsiej skórki.

– Jakiś tydzień temu–odpowiedział po paru sekundach, po czym podrapał się po brodzie i spuścił wzrok na podłogę. Rozmówca spojrzał na niego podejrzliwie.

– Dobrze, a gdzie pan był o 3:07 31 października–zapytał, na co Robert spojrzał na niego z przerażeniem w oczach.

– Byłem w moim własnym łóżku i... SPAŁEM!- Chłopak niemalże wykrzyknął ostatnie słowo, na skutek czego policjant poczuł pulsowanie w okolicach skroni.

– Dobrze, dziękuję to wszystko-powiedział mężczyzna w niebieskim mundurze.

Robert pospiesznie wyszedł z pomieszczenia oraz zamknął za sobą drzwi. Policjant potarła skronie i również wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Czuł, że czeka go długa noc...

𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔰𝔱𝔴𝔬 𝔴 𝔱𝔢𝔞𝔱𝔯𝔞𝔩𝔫𝔶𝔪 𝔰𝔱𝔶𝔩𝔲 Where stories live. Discover now