— Eee... Wiesz, że lustro nie gryzie... Prawda? — Zapytała Alex, moja znajoma, która jest tutaj kasjerką. 

— O co ci chodzi? — Zapytałam, nie wiedząc o co jej chodzi. 

— Kobieto... Wyglądasz jak strach na wróble... Czesałaś ty się wogóle dzisiaj? — Zwróciła uwagę, przy okazji kasując rzeczy na taśmie. 

— Wiesz co... Średnio o tym myślałam, kiedy to mój czteronożny cień chodził za mną po całym mieszkaniu, trzymając w pysku smycz i czekając aż zabiorę ją na spacer... — Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 

— Zabierasz ją do taty? — Zapytała po chwili. 

— I tak nie miałabym z kim jej zostawić... Więc tak... Jedzie ze mną... — Powiedziałam pakując zakupy do siatki. 

 — Rozumiem... Należy się 27$.. — Powiedziała, a ja zapłaciłam kartą. Gdy to zrobiłam, pożegnałam się z Alex, a następnie ruszyłam do wyjścia, gdzie odwiązałam smycz Tiany i wróciłyśmy do mieszkania. 

Pogoda jest po prostu piękna dzisiaj. Co mnie pokusiło, żeby zamieszkać w Seattle? A, no tak. To była mama. Zawsze mówiła, że ten deszcz sprowadził na nią szczęście, ponieważ spotkała tu mojego ojca, gdy oboje ukryli się przed deszczem pod jakimś daszkiem. Chciałabym, aby i mnie spotkało kiedyś takie spotkanie z miłością. Tak, cóż. Ja i miłość... Chyba zgubiłam do niej numer telefonu, bo chce z nią pogadać i powiedzieć, żeby ruszyła dupę, bo jak na razie, to nie zapowiada się na jakiś happy end. Gdzie on jest, ja się pytam? Z zamyślenia wybiło mnie to, że doszłam pod swoje mieszkanie. Westchnęłam, a następnie weszłam do środka, w przejściu przepuszczając moją starszą sąsiadkę i przy okazji pomagając jej zejść ze schodów, ponieważ były śliskie przez deszcz. 

— Dziękuję, Nicole... — Powiedziała, i jak zwykle przekręciła moje imię. 

— Jestem Nika... I nie ma za co, Pani Roberts... — Odpowiedziałam już lekko zmęczona tym, że za każdym razem jak ją spotykam, to muszę jej przypominać moje imię. 

Gdy staruszka odeszła, wskoczyłam do budynku, a następnie wbiegłam po schodach na trzecie piętro. Otworzyłam drzwi do mieszkania, gdzie na wejściu musiałam siłą powstrzymywać Tianę, żeby nie rzuciła się cała mokra na kanapę. Jest biała, a ja nie mam ochoty zostawić jej brudnej na kolejne dwa tygodnie. Dopiero co ją czyściłam. Zaciągnęłam Tianę do łazienki, a ona natychmiastowo się wytrzepała, brudząc wszystko dookoła. W tym i mnie. Super. 

— Zdolny piesek... — Powiedziałam, przyglądając jej się, na co ona stanęła na dwóch łapach i skoczyła na moje ramiona. Szczeknęła dwa razy zadowolona z samej siebie, po czym polizała mnie po twarzy. — Wielki pieszczoch... — Zaczęłam drapać ją po boku, na co ta upadła na plecy i zaczęła machać lewą nogą. 

Zaśmiałam się, po czym wzięłam ręcznik zamoczony w wodzie, aby wytrzeć jej brudne łapy. Wytarłam ją następnie suchym ręcznikiem tak, żeby była chociaż w miarę sucha, a następnie wypuściłam ją z toalety. Odrazu pobiegła do kuchni, żeby napić się wody, a ja poszłam do pokoju i wzięłam czyste ubrania na zmianę. Przecież nie pojadę tak do taty. Po chwili zaczęłam pakować walizkę. Ciuchy, buty, ładowarka do telefonu, rzeczy Tiany, kosmetyki, szczotka do włosów... Chyba wszystko. 

A! Jeszcze laptop. Właśnie! Miałam sprawdzić wywiad Meghan. Szybko odpaliłam swojego laptopa, po czym weszłam na pocztę. Pobrałam plik, który był zawarty w wiadomości, a następnie zabrałam się za sprawdzenie go. Poprawiłam kilka błędów, ale tak to było wszystko w porządku. Wzięłam telefon i napisałam do Rogera. 

Sprawdziłam wywiad, i poza kilkoma błędami, typu brak przecinka, to wszystko jest dobrze i przejrzyście napisane. Wyśle ci poprawioną wersję na maila. Do zobaczenia za dwa tygodnie. 

Nika

Wysłałam wiadomość, po czym wysłałam mu poprawiony wywiad. Spojrzałam na godzinę i zamarłam, kiedy zobaczyłam, że jest wpół do piątej. Mam pół godziny, żeby zrobić coś do jedzenia i do wyjazdu. No brawo, Nika! Znowu praca cię pochłonęła. Schowałam laptopa, wcześniej go wyłączając i zabrałam wszystkie rzeczy, zostawiając je pod drzwiami. Poleciałam spowrotem do sypialni i wzięłam ubrania na zmianę, w które szybko się przebrałam. Biała bluzka na krótki rękaw, zdecydowanie o rozmiar za duża koszula i spodnie rurki.

Szybko pobiegłam do kuchni, wcześniej wrzucając brudne ubranie do kosza na pranie. Zrobiłam dziesięć kanapek i kawę w kubku termicznym, po czym schowałam jedzenie do torby podręcznej. Założyłam botki na obcasie, wzięłam walizki i torbę, a w kolejnej chwili zaniosłam wszystko do auta. Wróciłam do mieszkania po Tianę, po czym zamknęłam drzwi na klucz. Wyszłam z mieszkania i wpuściłam suczkę na tylne siedzenie, a następnie obiegłam samochód i wsiadłam do środka. Odpaliłam silnik, po czym sprawdziłam godzinę na zegarze samochodowym. Trzy po piątej. Nie jest źle. W miarę się wyrobiłam w czasie. Zapięłam pas, a następnie ruszyłam w kierunku Tacomy. 

Kilka godzin później 

Jechałam od kilku godzin w odwiedziny do mojego ojca. Z Seattle do Tacomy trochę drogi jest. Robiło się już późno, a ja już od jakiegoś czasu jechałam przez las. Muzyka w radiu przestała lecieć, gdy tylko tu wjechałam. W tym miejscu nigdy nie ma zasięgu, także jedyne co mi poprawiało humor, to Tiana śpiąca na tylnym siedzeniu z wywalonym jęzorem. W pewnym momencie spojrzałam w prawe lusterko i zobaczyłam, jak przez las biegnie ogromny wilk. Zaraz, zaraz. Wilk? Co do? Wyskoczył na ulicę, a ja musiałam gwałtownie hamować, przez co mój samochód przekręcił się lekko w bok. Ciężko oddychałam, gdy nagle spostrzegłam, że nigdzie nie ma tego wilka. 

— Co jest... Przed sekundą tu jeszcze był... — Powiedziałam sama do siebie, rozglądając się przez szyby dookoła. Wolę chyba jednak nie wysiadać z auta. Przecież jeszcze nie zwariowałam. 

Nigdzie go nie ma. Przecież nie miałam przywidzeń. Chyba. Tiana zaczyna się denerwować. Napewno się przestraszyła przez to zajście. Złapałam za kluczyk w stacyjce i przekręciłam, aby odpalić samochód, który przez nagłe hamowanie zgasł. Nie chciał odpalić. Co jest do cholery? Spróbowałam ponownie. I ponownie. I ponownie. No po prostu super. Włączyłam światła awaryjne, po czym otworzyłam maskę samochodu za pomocą dźwigni przy fotelu. Zanim wysiadłam z auta rozejrzałam się jeszcze raz przez szyby, po czym wyszłam. Może jednak jestem wariatką? Podeszłam do maski i ją otworzyłam. Natychmiast uderzył we mnie dym, który wydobywał się z silnika. 

— Czyli chyba najwyższa pora kupić nowe, co?... - Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni z zamiarem zadzwonienia po pomoc drogową, jednak przypomniałam sobie, że w tym miejscu nie ma zasięgu. - Cholera jasna! - Wrzasnęłam zdenerwowana. Czyli co, muszę czekać, aż ktoś będzie tędy jechać. No jasne. Nagle usłyszałam za sobą ciężki oddech i warczenie. 

Odwróciłam się powoli, uważając na każdy mój ruch, a gdy to zrobiłam ujrzałam wielkiego wilka, z szarym futrem i czarnymi końcówkami oraz złotymi oczami i rozcięciem nad prawym okiem. Ze strachu zmiękły mi kolana, przez co upadłam i opierałam się o zderzak mojego auta. Słyszałam, jak Tiana ujadała na tylnym siedzeniu, gdy wilk do mnie szedł z opuszczonym łbem, uważnie mi się przyglądając. Nie chcę umierać! Pomocy! Podwinęłam nogi, gdy był coraz bliżej. Patrzyłam mu w oczy i czułam jego oddech na mojej skórze. Przez te wszystkie emocje, po chwili straciłam przytomność i padłam na asfalt. Jedyne co pamiętam zanim całkiem straciłam świadomość, to szczekanie Tiany, a następnie czyjeś silne ramiona. 

KrągDonde viven las historias. Descúbrelo ahora