~*~

    Louis przez kilka dni unikał swojej mamy. Nie chciał jej mówić o zniszczonych butach, ani o tym, że koledzy się nad nim znęcają, że go poniżają. Nienawidził ich z całego serca, ale jeszcze bardziej nienawidził okłamywać mamy, więc kiedyś musiał jej o tym powiedzieć.
    "Kiedyś" - mówił do siebie za każdym razem, gdy na stopy zakładał stare, zniszczone trampki,w których sznurówki już się rwały, a podeszwa powoli odpadała. Będzie musiał sobie kupić kolejne buty, tym razem, jakieś zwykłe, żeby nie smucić się, gdy znowu je zniszczą.
    Omijanie mamy wychodziło mu zręcznie, nikt z rodziny nie domyślał się, że to wszystko było ustawione. Rano wstawał przed nimi, robił każdemu śniadanie, zostawiał je na blacie w kuchni i wychodził szybko do szkoły. Zwykle siedział około 30 minut na korytarzu, a jedynymi osobami, które znajdowały się tam wraz z nim były woźne i chłopak z czapką na głowie, wpatrzony w wyświetlacz swojego telefonu (chodź parę razy miał ze sobą aparat i również wpatrywał się w jego ekran). Louis na przerwach siedział w łazience, bądź bibliotece, żeby nie spotkać ludzi, którzy sprawiają, że cierpi, a na lekcji siedział w pierwszej ławce, a najbliższa osoba, siedząca za nim, znajdowała się dopiero w czwartej. Udawało mu się wszystkich omijać przez jakiś tydzień, może nawet półtora, jednak jego mama była inteligentną i spostrzegawczą kobietą, więc szybko spostrzegła, że coś jest nie tak. Któregoś pięknego dnia (jakby jakikolwiek dzień dla Louisa był piękny) zszedł do kuchni z tym samym celem co zwykle, lecz tym razem czekała na niego mama z kubkiem kawy w ręce i spojrzeniem świdrującym wejście do pomieszczenia, w którym obecnie stał Louis. Niebieskooki chciał się wycofać, jednak mama przywołała go do siebie i kazała usiąść na krześle. Czekali. Długo, nawet bardzo. Siedzieli w ciszy, bo bliźniacy byli na wycieczce, a Jerry siedział w swoim pokoju.
    " Najwyżej nie pójdę do szkoły" - Louis powiedział do siebie w myślach i uśmiechnął się, bo cieszył się, że chociaż dzisiaj nie spotka tych ludzi. Jego mama czekała. Z jej spojrzenia można było odczytać, że jest zła, ale też zmartwiona. Bardzo martwiła się o swojego synka, nawet jeśli przypominał jej o mężczyźnie, którego kochała, a ten opuścił ja, gdy dowiedział się o ciąży. Później jednak znalazła sobie kogoś innego - czyli ojca Jerry'ego i bliźniaków, który pozwolił nazwać się ojcem Louisa i to po nim chłopak miał nazwisko. Jednak, bo trzeciej ciąży, uznał, że Jay jest za gruba i za stara dla niego, więc i ten ją opuścił, a Max i Dan chowali się bez taty. Czasem spotykał się z tą trójką chłopaków, bo Louisa przestał uznawać za swojego syna i nie chciał go widywać, wtedy Lou był strasznie smutny, ale to nie mogło być to!- pomyślała jego mama- przecież oni nie widzieli się ostatnio ze swoim ojcem...
    Po pewnym czasie i namowach mamy, Louis opowiedział jej wszystko. Siedział jej na kolanach i strasznie płakał w jej ramię, a połowy rzeczy, które wydobyły się z jego ust, nie zrozumiała, jednak była tutaj dla niego i słuchała co mówi jej syneczek. Nawet Jerry, gdy wychodził do szkoły, nie wszedł do kuchni, tylko ominął pomieszczenie i wyszedł na zewnątrz.
    - Shh... cichutko kochanie.- szeptała mu na ucho. Czuł się w jej ramionach bezpiecznie, nikt nie mógł mu zrobić krzywdy. Była dla niego jak rycerz, jak bohater. Cieszył się, że ją ma.

~*~

    - Może pójdź tam i go przeproś, hmm? Pogadaj z nim LouLou, bo nie warto tracić tak cudownego chłopaka, przez głupi błąd. Wydaję się być wspaniały, z tego co mi opowiadałeś. A najważniejsze jest to, że uszczęśliwia mojego synka. Na pewno ci wybaczy, jeśli tylko powiesz mu to, co na prawdę czujesz.- wtuliłem się w nią mocniej i otarłem łzy. Nagle usłyszałem kłótnie bliźniaków, co oznaczało, że wrócili ze swojej misji. Jęknąłem, podniosłem się, a mama zachichotała. Weszli do salonu z kilkunastoma reklamówkami jedzenia i ... pracownikami hotelu. Nigdy więcej nie dam im wolnej ręki!
     - Wzięliśmy szofera!- powiedział Dan i rzucił siatki przede mną.- A oni- wskazał na dwóch zagubionych mężczyzn, którzy zbytnio nie wiedzieli co z tym zrobić.- pomagają nam to wnieść.- drzwi od windy otworzyły się po raz drugi. Jerry i troje kolejnych, zupełni mi obcych facetów, weszli do środka. Mężczyźni zanieśli to do salonu, gdzie starszy z moich braci kazał im to postawić... no obok mnie.
     - Więęęęęęc...- przedłużyłem to słowo, żeby zwrócili na mnie uwagę.- Gdzie są pierniczki?- spytałem i rozejrzałem się stosach reklamówek.
     - W tej trzeciej po lewo... nie to lewo! Moje lewo idioto!- prychnąłem i zacząłem szukać ciastek, aż usłyszałem pisk mamy:
     - Louis! Oni na to wydali pewnie kilkaset dolarów, a ty po prosty pytasz "gdzie są pierniczki?"?!- przeraziła się. No tak, ona nie była przyzwyczajona do mojego wydawania pieniędzy.
     - Kochana mamusiu, powiem ci, że na tej karcie było grubo ponad 15 tysięcy. Może nawet więcej. Powiem ci również, że na kilku kartach liczba przekracza sześć zer.- uśmiechnąłem się do niej, a ona zakryła usta dłonią.
    Zdecydowanie za często ich szokuję.

~*~

    Jest już 2 w nocy, a ja nie mogę spać. Leżę na kanapie z lampką wina w ręce i pudełkiem ciastek na stoliku. W myślach jestem gdzieś z daleko stąd i nadal zastanawiam się, czy otworzyć prezent od Eda. Przynieśli mi go parę godzin temu, gdy próbowałem wyciągnąć bliźniaków z mojego gabinetu, ale dopiero dzwonek do drzwi ich uspokoił (wcześniej zagroziłem im, że wezwę policję). Poczekałem, aż wszyscy usną i odpakowałem go. Najpierw zobaczyłem liścik i od tamtej pory nie wiedziałem, czy chcę to oglądać dalej.
"Album ze szkoły, jak byliśmy na ostatnim roku. Otwórz na 1 klasie. Ed xx"
Niby z Ed'em chodziliśmy do różnych szkół, ba! nawet w różnych miast, bo się wyprowadził, ale utrzymywaliśmy ze sobą kontakt i często się spotykaliśmy. Nie wiem co to miało znaczyć, ale bałem się dalszej części tego, co tam jest. Jednak po dłuższych rozmyślaniach, rozerwałem papier i moim oczom ukazał się wcześniej wspomniany album. Pierwsze co zrobiłem to znalazłem siebie i uśmiechnąłem się delikatnie, na widok 18-letniego chłopaka z grzywką i tradycyjnie granatową bluzką w białe paski (wow, zaszalałem wtedy. Kolory w innej kolejności.) Potem przewinąłem na 1 klasę, ludzie urodzeni w roczniku 1994. Przeglądałem kartki i przelatywałem nazwiska, ale zatrzymałem się przy jednym z nich.
"Harry Styles, rok 2009/2010, klasa 1, kierunek fotografia"
    Zakląłem w myślach i nie mogłem przestać wpatrywać się w zdjęcie chłopaka z czapką na głowie. Tego samego, który codziennie siedział na korytarzu i oglądał prawdopodobnie zdjęcia. Wspomnienia przyszły do głowy jak burza, a serce zatrzymało się. To jest niemożliwe. Czy... czy tym chłopakiem, którego Harry pokochał jak miał 16 lat, byłem ja?

~*~

     - No, a teraz do szkoły!- Jay uśmiechnęła się, a Lou jęknął i podniósł się z jej kolan. Nie poszedł tylko na pierwszą lekcję - historię. Poszedł na korytarz i zaczął się ubierać. Nie spieszyło mu się jednak, miał nadzieję, że nie pójdzie też na hiszpański, więc jego ruchy były spowolnione o połowę i gdyby nie jego mamę, która na niego krzyknęła, pewnie wiązałby buta po raz czwarty. Zachichotał i wyszedł z domu, zabierając swoją torbę. Miał o dziwo dobry humor, cieszył się, że porozmawiał z mamą. Miał nadzieję, że nic nie zniszczy tego dnia, jednak się mylił. Gdy tylko otworzył drzwi szkoły, ktoś na niego wpadł, powodując, że Lou odrzucił głowę do tyłu. Złapał się za nos i syknął cicho.
     - Oops, niezdara ze mnie, nic ci nie jest?- zapytał jakiś chłopak. Lou pokiwał głową i wyprostował się, nadal trzymając swój nos.
     - Hej, uhm... chyba jest w porządku.- powiedział i otworzył oczy, lecz ledwo co, bo wszystko go bolało, a z nosa zaczęła lecieć krew. Jedyne co zauważył to zielone oczy chłopaka, który teraz pędził w stronę boiska z aparatem powieszonym na szyi. Lou uśmiechnął się, że nie pójdzie na kolejną lekcję i skierował swoje kroki w kierunku gabinetu pielęgniarki.

***

notka od autorki: Zwaliłam tej rozdział po całości. Za dużo dialogów, za mało opisów uczuć. Za krótki. Nudny. Okropny. Nienawidzę siebie za ten rozdział. Więc w ramach rekompensaty powiem wam pierwszą część niespodzianki:

Po zakończeniu Rules, będę pisała kolejne ff :) 

To było moje 1 ff, które wzięłam tak na poważnie, więc każde kolejne to nie będzie to samo, jednak nie wyobrażam sobie życia bez pisania i jak skończę rules, zabieram się za kolejne. Szczegółów na razie wam nie podam, bo będą kolejne cześci niespodzianki ^^

PAMIĘTAJCIE O #RULESMEMORIES!

Ahh no i epilog powinien pojawić się 31 grudnia :D

P.S.: podoba mi się jedynie to nawiązanie do "oops" i "hi" heheheh :D

Wasza Lucy xx

Rules Where stories live. Discover now