Przeszłość do zapomnienia #0 - prolog

4 0 0
                                    

Krew ściekała świeżym szlakiem po błyszczących szlachetnych kamieniach, ozdabiających podstawę ołtarza. Zbierała się w wydrążonych specjalnie kanałach wspólnie układających się w znak słońca na posadce. Czerwona ciecz wypływała stałym strumyczkiem z dokładnie wyciętych dziur w ciele zwalistego, bladopomarańczowego smoka o limfatycznej budowie i ogromnym łbie.

Darish oglądała ten makabryczny widok z bezpiecznego ukrycia, z dala od niebezpiecznych, wrzeszczących w niezrozumiałym dla niej języku dwunożnych istot. To one dokonały rzezi, tej zbrodni, zabierając jej ukochanego ojca. Wiedziała już wtedy, że nigdy, przenigdy, im tego nie wybaczy.

Ze łzami w oczach wycofała się do wnętrza śmierdzącej kałem i pleśnią dziury, która w ludzkim języku nazywała się kanałami. Musiała się wydostać, inaczej zginie. Na ołtarzu. Jak jej ojciec.

Najciszej jak była w stanie ruszyła do źródła powiewu powietrza. Tam była wolność oraz rzekome bezpieczeństwo. O ile pobratymcy tych paskud na dwóch nogach nie czaili się na młodych uciekinierów.

Po drodze znalazła szczura. Dużego gryzonia z bardzo długim, łysym ogonem i niezwykle ostrymi ząbkami, o czym miała kiedyś nieprzyjemną okazję się przekonać. Błagała bogów, by ten mały pomiot nie zaalarmował wroga.

Szczur przeszedł koło niej, nie wydając żadnego dźwięku. Jak na razie Darish pozostawała niezauważona, chociaż nie miała pewności, jak długo tak pozostanie.

Gdzieś w głębi tunelu za nią rozległ się rozdzierający krzyk kolejnego z jej braci. Zadrżała, kuląc się przy ścianie. Nie mogła poznać, kto to był, i szczerze mówiąc nie miała najmniejszej ochoty się dowiadywać. I tak nie mogła im pomóc, była za mała. Mogła tylko i wyłącznie uciekać.

Podreptała dalej, za zimnym, słodkim powiewem nadziei. Nie mogła się poddać, doskonale znała swoją powinność. Musiała kontynuować linię krwi. Musiała przetrwać w imię przodków, w imię Legionu, w imię swojego ojca. Jeśli się podda, przodkowie spluną na nią jak na psa. Nie mogła okryć się hańbą, to wbrew kodeksowi smoka.

Jeszcze kilka kroków i dostrzegła światło. Światło dnia poza murami. Magiczne światło nadziei.

(ciąg dalszy na Legionie)

Opowieści Legionu Wolnych SercWhere stories live. Discover now