2. You left like I wasn't a reason to stay

57 4 0
                                    


Stałam przed wielkim budynkiem, którego otaczało dość wysokie ogrodzenie. Dom był modernistyczny, jak prawie każdy w tej dzielnicy - Margoth zdecydowanie należała do, tak zwanego, kręgu bogatych dzieciaków. Przyczyniło się to do tego, że w miarę często organizowała różnego rodzaju domówki. Musiała przecież utrzymać wysoką pozycję w szkole, prawda? Oparłam się swoim tyłem o niski mur, który oddzielał ulicę od przepaści ze wzgórza po przeciwnej stronie rezydencji. Kończyłam właśnie palenie papierosa, czując, jak jego dym doszczętnie wypełnił każdy zakamarek moich płuc. Z reguły nie paliłam; z reguły, ponieważ zdarzały się dni, gdy najzwyczajniej w świecie chciałam odreagować. Wiedziałam jakie skutki ma to na moim zdrowiu, lecz w swoim na pozór krótkim życiu, miałam takie momenty, w których kompletnie nie obchodziło mnie moje zdrowie. Czasami chciałam po prostu zniknąć z powierzchni ziemi. Jeden papieros nie robił dla mnie wielkiej różnicy. Przynajmniej tak zdawało mi się w tamtej chwili.


Prowadziłam właśnie dyskusję z Sierrą, która także wykonywała tą samą czynność, co ja. Właściwie to ona była inicjatorką „wyjścia na szluga", ponieważ paliła regularnie; ostatnio zbyt często. Tysiąc razy próbowałam ją od tego odciągnąć. Ja miałam silną wolę, aby oprzeć się papierosowi - po prostu, jeśli nie chciałam palić, to tego nie robiłam, gdy chciałam - na odwrót. Natomiast ona zaczęła bez właściwej przyczyny. Pewnego wieczoru stwierdziła, że chce zacząć palić, tak po prostu.


Thalia stała dalej wykonując szybki telefon, jednak zauważyłam jak się rozłącza i zmierza w naszym kierunku.


- Dość trucia się tym świństwem. - Podeszła szybkim krokiem do blondynki, wyrywając jej fajkę z ręki i rzuciła ją na grunt, aby zaraz potem rozgnieść ją obcasem. Sierra wywróciła jedynie oczami.


Uśmiechnęłam się niewinnie, czując że jestem pod naporem krytycznego wzroku Thalii. Również rzuciłam „to świństwo" na ziemię, zgniatając je.


- O co chodziło z Cadenem, u ciebie w domu? - brunetka zmieniła temat, jak gdyby nigdy nic, opierając się tyłem rękami o betonowy murek i patrząc w moją stronę. - Był dość oschły w stosunku do ciebie. - Szybko uciekłam wzrokiem, zastanawiając się nad odpowiedzią.


- Cóż... Nasze relacje są dość specyficzne - stwierdziłam, wzruszając ramionami. Poniekąd miałam rację. Raz rozmawialiśmy normalnie, choć wciąż z dystansem, a za drugim razem potrafiliśmy sobie dogryzać jak tylko się dało. Nie można było tego nazwać typowymi kłótniami. To nie było tak, że zależało nam na zranieniu siebie nawzajem. Choć czasami czerpałam satysfakcję z urażenia ego bruneta; ale tylko dlatego, że miał je zdecydowanie zbyt duże.


- Zauważyłam - parsknęła śmiechem. Sierra wtrąciła, że to on jest jedynym powodem, dla którego częściej się wściekam. Być może tak było. - To dziwne, że przyjaźnimy się już jakiś czas, a dopiero dzisiaj poznałyśmy członków zespołu twojego brata. Mimo że już wiele razy byłyśmy u ciebie - zauważa, wciąż zachowując uśmiech na swojej twarzy. 

Tak naprawdę, tylko Thalia widziała ich po raz pierwszy. Sierra dość często ich spotykała, na przykład, gdy w przerwach między próbami lub oglądaniem meczów, krzątali się po domu. Lecz to dzisiaj poznała ich wszystkich oficjalnie.


- Jeśli akurat nie urządzają prób w piwnicy, to zazwyczaj gdzieś wychodzą, więc nawet ja nie wpadam na nich często - wzdycham lekko. - Ale cieszę się, że w końcu się poznaliście.

Bądź przy mnieWhere stories live. Discover now