11

371 19 1
                                    

Obudziłam się tak samo zła jak zasnęłam. Weszłam do łazienki, umyłam się i ubrałam w za dużą bluzę i legginsy, włosy zostawiłam rozpuszczone. Razem z Agnes wyszłyśmy z pokoju kierując się, na śniadanie. Gdy weszłyśmy do wielkiej sali, dyskretnie spojrzałam na Huncwotów, i skierowałam się do stołu Krukonów. Trójka huncwotów czyli, Remus, Syriusz i James patrzyli się na mnie, w momencie gdy zobaczyli mój wzrok, natychmiast odwrócili się z powrotem w stornę jedzenia. Tylko Remus, nie spuścił wzroku, i posłał mi słaby, ledwo-zauważalny uśmiech. Po chwili, profesor wręczył nam, plany lekcji. Serio!? Prawie cały dzień z Gryfonami. Trzy godziny ONMS z Huncwotami! No po prostu zajebiście! Gdy skończyłyśmy jeść, wróciłyśmy jeszcze po nasze zwierzaki, bo jak to powiedział Hagrid -,,[...]Będą nam potrzebne" - tak więc, wzięłam Daktyla, Agnes swoją sowę i ruszyłyśmy, w stronę chatki gajowego. Jak zwykle, byłyśmy wcześniej, znaczy - zwykle to my się spóźniamy, teraz wyjątkowo byłyśmy wcześniej. Daktyl szedł równo ze mną, a Dina - sowa Agnes - leciała nad naszymi głowami. Usiadłyśmy na murku, przy miejscu, gdzie zaczęła się schodzić reszta uczniów.

- Dlaczego w sumie Daktyl? - spytała moja współlokatorka

- Bo jest mały, brązowy i słodki, czyli jak daktyl - zaśmiałyśmy się, i pogłaskałam kota po głowie, no co odpowiedział mi mruczeniem.

- Eeee...Susy, nie chcę cię martwić ale twoi koledzy idą, więc się nie odwracaj - ostrzegła mnie brunetka. Oczywiście jej nie posłuchałam, i odwróciłam się do chłopaków, i posłałam i moje klasyczne mordercze spojrzenie.

- Hej dzieciaki, dziś na prośbę dyrektora, zajmiemy i przebadamy wasze zwierzaki, więc lekcja raczej luźna- uśmiechnął się do nas gajowy. Agnes wstała żeby posłuchać, bo Hagrid właśnie opowiadał o sowach. Ja zostałam, bo o Daktylu wiedziałam niemal wszystko, na zabicie czasu, postanowiłam, gapić się w las - bardzo kreatywnie - ale nie chciałam spotkać huncwotów wzrokiem. Niestety, mój błogi spokój został zakłócony, bo podeszli do mnie James, Remus i Syriusz.

- Hej...Susy, bo my chcieliśmy, znaczy ja, znaczy my wszyscy...chcieliśmy cię przeprosić za wczoraj i ...- zamyślił się James, tak szczerze to nie miałam pojęcia co powinnam odpowiedzieć.

- Chłopaki ja...- nie dane mi było dokończyć, bo Daktyl nagle, znikąd poderwał się, zaczął drapać, i po chwili zeskoczył, z moich kolan, i pobiegł do lasu.

- Daktyl! - krzyknęłam przerażona, i rzuciłam się za nim biegiem w stronę lasu

- Susy! Nie! Stój! - krzyczeli huncwoci, ale nawet przez myśl nie przeszło mi żeby się zatrzymać. MUSIAŁAM ZNALEŹĆ DAKTYLA, i tak oto wbiegłam w środek gęstego i ciemnego lasu.

~ Pov. Syriusz ~

Susy wbiegła w środek zakazanego lasu. - Susy! Nie! Stój, wracaj!- krzyczał Remus, ale dziewczyna się nie zatrzymała. Niewiele myśląc, pobiegłem za nią. Ona nie ma pojęcia co jest w tym lesie! Po chwili dołączyli do mnie Remus i James. Biegliśmy ile sił w nogach, by ją dogonić, ale była cholernie szybka, i po chwili zniknęła z pola widzenia. Jednak, nagle usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk dziewczyny, i ruszyliśmy w stronę dźwięku. Zostawiłem chłopaków w tyle, sam przemieniłem się w czarnego psa, i ruszyłem pędem przed siebie. Wbiegłem na jakąś polanę, i przemieniłem się w człowieka. Moim oczom ukazała się dziewczyna, była unoszona za szyję w powietrzu przez centaura.

- Proszę...puść...- wyjąkała dziewczyna. Po chwili dobiegli chłopaki, gdy zobaczyli stado centaurów jakie przed nami, stało, zatrzymali się.

- Puśćcie ją! - krzyknął James

- Wtargnęliście na nasz teren i zakłóciliście nasz spokój - odezwał się ich przywódca

- Ale...ona nic nie wiedziała! - Remus próbował bronić Susy

- Puśćcie ją, to więcej nas nie zobaczycie! - krzyknąłem w końcu

- Skąd mamy mieć pewność!? - odezwał ktoś ze stada

- Nie macie, ale pomyślcie, czy na pewno chcecie mieć problem z Dumbledorem? Jak jej nie puścicie to źle to się skończy - negocjowała Remus. Centaur puścił dziewczynę, która opadła bezwiednie na ziemię. Podbiegłem do niej i wziąłem ją na ręce. Nie była w stanie iść, była całkiem blada i miała przymknięte powieki

- Nigdy, nie chce was widzieć!- ryknął wódz i razem z całym stadem, pogalopowali w las. Spojrzeliśmy na pół- przytomną dziewczynę

- Susy, okej?- spytał James

- Da..Daktyl - powiedziała cicho dziewczyna

- Co? Daktyl? słodyczy ci się zachciało? - zaśmiał się cicho James

- Daktyl...to kot - wymamrotała. Zaczęliśmy rozglądać się, w poszukiwaniu kota. Po chwili zza drzewa, wyskoczyło coś podobnego do skrzata.

- Oho...czerwony kapturek - powiedział Remus. Spojrzałem na skrzato-podobne coś. W ręku trzymał spetryfikowanego kota.

- T..Tego szukacie?- zarechotał kapturek

- Oddawaj go - warknął James

True Friends || HuncwociWhere stories live. Discover now