Nokturn nocy sztormowej

331 41 82
                                    

❝And I know it's only in my mind
That I'm talking to myself and not to him
And although I know that he is blind
Still I say, there's a way for us❞

Deszcz hulał na zewnątrz, gdy Alan Campbell siedział w środku małej dorożki, która podskakując przy każdej dziurze, przyprawiała mężczyznę o dreszcze

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Deszcz hulał na zewnątrz, gdy Alan Campbell siedział w środku małej dorożki, która podskakując przy każdej dziurze, przyprawiała mężczyznę o dreszcze. Zmierzał do swego przyjaciela — Doriana Graya. Przyjaciela, choć bardzo nie chciał go tak nazywać, lecz było to uczucie, którego nazywy nie można było wypowiadać w dziewiętnastowiecznym Londynie, w innym wypadku groziłoby to czymś więcej niż tylko publicznym ośmieszeniem. W ciężkich czasach było dane żyć biednemu chemikowi.

Dorożka, w pewnym momencie, zatrzymała się, a Alan Campbell upewnił się, że jego płaszcz był zapięty oraz nałożył kapelusz na głowę. Deszcz dalej padał, nie chciał się stawić przed obliczem Graya, jakby dopiero wyjęty spod rynny. Wyszedł z pojazdu, zapłacił woźnicy, po czym pospiesznym krokiem podszedł do drzwi wejściowych i energicznie zapukał. Nie musiał czekać długo, już po chwili otworzył mu służący Doriana Graya, Wiktor, który gestem ręki zaprosił gościa do środka. Alan ściągnął czarny cylinder z głowy, a mężczyzna, który go przyjął zabrał kapelusz i powiesił na wieszaku, zaraz później zabierając również od chemika i płaszcz.

— Czy zastałem pana Doriana Graya? — zapytał niskim i poważnym tonem głosu, krzyżując ręce za plecami, jak to miał w zwyczaju.

— Jest na piętrze. Zapowiedzieć pańskie przyjście?

— Nie, dziękuję. Osobiście się do niego udam.

I Alan Campbell sam wszedł po schodach, by stanąwszy przed pokojem przyjaciela, zawahać się, czy aby na pewno chce wejść do środka. Przymknął oczy, po czym zdecydowanym ruchem zapukał. Z początku nikt mu nie odpowiedział, lecz już po chwili stanął przed nim Dorian Gray we własnej osobie.

— Alanie! — Objął przyjaciela na przywitanie. — Wybacz, myślałem, że to tylko Wiktor.

— Nic nie szkodzi, Dorianie.

Blondwłosy mężczyzna wpuścił Campbella do środka, zapraszając go wdzięcznym ruchem ręki. Do nosa Alana od razu doleciał delikatny zapach goździków, które zaraz później kątem oka dostrzegł, stojące w wazonie pod oknem. Później miał również skupić swoją uwagę i na tych stojących na brązowym, zdobnym kredensie. Były piękne, jak to w zwyczaju miały goździki i tak bardzo dopasowane do ich właściciela. Faktycznie, Dorian Gray był iście piękny, choć nie różowy i nakrapiany jak chwilowy obiekt zainteresowania Alana [1].

Oderwał wzrok od kwiatów. Jego uwaga z powrotem była skoncentrowana tylko na gospodarzu. Jego miękkich blond włosach, w których chciał zatopić swe dłonie, dużych niebieskich oczach, które w tamtym momencie przypominały mu bezkres, niekończącą się morską pustynię. Wyobrażał sobie jak trzyma dłoń Doriana Graya i pomimo że nigdy tego nie robił, doskonale wiedział, co by poczuł — perfekcję, czyste uczucie ideału. I chciał to wszystko mężczyźnie powiedzieć, lecz wiedział, że nie może. Była to druga miłość, miłość, której imienia nie odważył się wypowiedzieć [2]. Kroczyła za nim w swojej fioletowej szacie ze złotą otoczką, czerwonymi ustami szeptała myśli dręczące, acz jednocześnie kojące. Była urocza. Poruszała się z gracją, Alan całkowicie oczarowany wierzył w każde jej słowo, a Miłość owe zauroczenie przenosiła. Przenosiła je na pięknego młodzieńca, stanowiła jedynie pośrednika, łącząc dwoje ludzi, choć oni nie zdawali sobie z tego sprawy.

NOKTURN NOCY SZTORMOWEJ; dorian gray, alan campbellWhere stories live. Discover now