14. Dramat uczniowsko-nauczycielski

Zacznij od początku
                                    

- Iris, ja naprawdę nie chcę wchodzić z tobą w dyskusję, możemy zachowywać się jak dorośli ludzie, skoro oczekujesz ode mnie, że będę traktował cię jak dorosłą?

- I tak pan tego nie robi – prychnęła. – Przyszłam do pana z problemem, ale podejrzewam, że według pana to tylko mała, nieznaczna sprawa durnej cheerleaderki.

Ludzie aż zamilkli.

Opuściłem na moment powieki, ta dziewczyna potrafiła doprowadzić mnie na skraj wytrzymałości psychicznej, naprawdę.

- Nie powiedziałem tego, prosiłem tylko, byś się odrobinę uspokoiła, bo nie dałaś mi dojść do słowa.

- Ale powiedział pan swoje. – Znów ten żmijowaty uśmiech. Mógłbym ją za to udusić.

Iris wciąż stała ze swoją tacką i sokiem na nim w jednym miejscu, a że uczniowie próbowali dostać się do bemarów z ciepłym jedzeniem, w końcu odeszła kawałeczek, chwytając swój napój w dłoń.

- Proszę, wróćmy do klasy i postaram się stawić czoła twoim problemom, skoro przyszłaś z nimi akurat do mnie.

- I tutaj mamy spięcie, panie Hemmings, to nie ja mam problem, ktoś inny go ma, a pan nie chce przyjąć tego do wiadomości.

- Iris...

- Tak?

- Proszę cię...

- Nie, to ja proszę, bo najwidoczniej nie pomyliłam się co do pana na początku roku, a potem przyszłam, bo nie wiedziałam do kogo mam pójść...

Nikt nie wiedział o co chodzi, ale nikt też nie chciał się dowiedzieć, każdy czekał na werdykt tej konkretnej wymiany zdań. Nawet zdezorientowana Emma, która zatrzymała się wpółkroku.

- Chodź...

- Nigdzie nie pójdę... - W tamtym momencie, który trwał dosłownie setne sekundy, jeden z uczniów idących z pustą już tacką, przypadkiem popchnął Iris, która w panice wyciągnęła ręce do przodu. Ona zatrzymała się na nodze, więc nie upadła, ale chlusnęła sokiem ze szklanki prosto na moją białą koszulkę.

Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić. Cała stołówka zaczęła robić grupowe „uuu", bo niekoniecznie zorientowali się, że to nie było celowe posunięcie. Najgrzeczniejsza, najdoskonalsza uczennica ze wszystkich, oblała nauczyciela, z którym weszła w potyczkę słowną, kompotem z malin.

Naprawdę dobrze, że miałem cierpliwość, bo miałem ochotę sięgnąć po kolejną szklankę i zmoczyć Iris włosy.

- Panno Martin! – krzyknęła Emma, podchodząc bliżej. – Zapraszam do dyrektora...

- Przepraszam... - Iris spanikowała i w tych nerwach, zaczęła pocierać moją koszulkę serwetką, a ja stałem jeszcze nie wiedząc jaka będzie moja reakcja na całą tą sytuację. Musiałem dojść do siebie, by nie zrobić czegoś maksymalnie nieodpowiedzialnego, gówniarskiego wręcz. – To był przypadek, ktoś mnie pchnął.

Tamten uczeń oczywiście zniknął tak szybko, jak się pojawił, bojąc się, że to on będzie miał z tego konsekwencje.

- Ja naprawdę nie chciałam, wierzy mi pan, prawda... - Iris podniosła na mnie proszący wzrok.

- Luke, chodź, zaprowadzimy ją do dyrektora, bo to zachowanie jest śmiechu warte. – Emma położyła dłoń na moim ramieniu.

Czułem się wtedy jak władca, który ma wydać wyrok. Z jednej strony wiedziałem, że Iris potrzebuje utemperowania. Nawet jeśli to nie było przemyślane zachowanie, za całą tą upartość, powinna dostać reprymendę. Ale nie chciałem jej karać. Właściwie w takiej sytuacji... Musiałaby ze mną porozmawiać.

american novel {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz