Płonąca zima

13 0 0
                                    


Księżyc sięgał zenitu. Wściekle wyjący wiatr pośród drzew zdawał się być nieprzypadkowy, nienaturalny, jakby ktoś kroczył jego śladem, chociaż las był pusty. Brzeg był coraz bliżej a przecież miał jeszcze tyle do przemyślenia. Szedł coraz wolniej, tocząc walkę z myślami. Może jednak się myli? Może nie postępuje właściwie? Nie, nie może się mylić, każdego dnia dręczy go ta myśl, każdego wieczoru powraca, nie daje spać, nie ma mowy o pomyłce. Nagle blada iskierka w jego głowie zabłysła ale tylko na krótką chwile.
- Zawróć. Popełniasz błąd. - Zatrzymał się na chwilę.
Iskierka zgasła. Wznowił marsz zapinając kaszmirowy płaszcz którym wiatr miotał tak, że całkowicie odsłaniał jego ciało. Wiedział, że nie ma już odwrotu, że podjął słuszną decyzje. Miejsce iskierki zastąpił ogromny przeraźliwy płomień. A w płomieniu wrzask, łzy, gniew i rozpacz. Cały czas słyszał ten głos. Głos który dręczył go nieustannie, który upewniał go, że to jedyne wyjście.
- Jesteś potworem. Każdy twój wybór przynosi cierpienie. - Jego krok stał się bardziej stanowczy ale płomień szalał, im bardziej przyśpieszał tym ogień był większy. Im ogień był większy tym jego krok był szybszy.
- Twoja dusza jest martwa, jesteś wcieleniem zła. Jak mogłeś wyrządzić tak wielką krzywdę?! - Wybuchł pożar. Marsz zamienił się w bieg. Ogień zamienił się w koszmar. Bieg zamienił się w ucieczkę ale nie przed ogniem a w jego kierunku. Biegł przez las pokonując wyboisty szlak w mgnieniu oka. Nie bał się śmiercionośnego ognia lecz chłodu codzienności. Codzienność jest zimą która nie przemija, po której nie nadchodzi wiosna. Po niej nadchodzi kolejna zima, jeszcze mroźniejsza od poprzedniej. Biegł coraz szybciej przeskakując nad przeszkodami. Chmury przetoczyły się po połaci gwieździstego nieba zasłaniając księżyc. Zrobiło się ciemno, stracił orientacje, nie był wstanie wymierzyć kolejnego kroku. Upadł na ziemie i nagle z jego ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Krzyk bólu ale nie fizycznego, nie spowodowanego upadkiem lecz swoją beznadziejną naturą. Wstał i pobiegł dalej widząc już wyjście z lasu. Dotarł nad brzeg rzeki. Spojrzał na zniekształcone niebo odbijające się w pędzącej wodzie. Pożar zgasł, zima również tu nie nadeszła. Był nigdzie. Wokół nie było niczego. Na krótką chwile zapanowała równowaga między płomieniem a przeraźliwym mrozem.
- Przecież dla niej wciąż coś znaczę. - Pojawiła się pierwsza myśl nie targana emocjami.
- Przecież oni wszyscy zrobili dla mnie bardzo dużo. Byłem ich przyjacielem. Nienawidzą mnie bo nie znają całej prawdy. Nie wiedzą, co czuje.
Nagle ją zobaczył. Stała tuż zanim. W momencie kiedy zobaczył jej uśmiech rozległ się śpiew ptaków. Przez chwile świat przestał istnieć. Młody mężczyzna zbliżył się aby ją dotknąć. Nie czuł zimna, nie czuł gorąca, czuł... ciepło. Przeszyło go szczęście. Wyciągnął rękę w kierunku jej policzka, pragnął jej dotknąć. Była wszystkim na czym mu zależało. Zniknęła. Była tylko nieosiągalnym marzeniem. Była zniszczona. Przez niego. Nagle rzeka zaczęła zamarzać, z nieba zaczął padać śnieg. Para leciała z jego ust. Zobaczył swoją rodzinę, najpierw Ojca. Mężczyzna którego zobaczył stał nieruchomo, nie biło od niego ojcowskie uczucie, nie próbował się zbliżyć. Nie czuł rówinież z jego strony nienawiści, nie próbował odejść. Przeszyła go obojętność. Patrzył na człowieka któremu zawdzięczał życie. Zawdzięczał mu chłód który pojawiał się podczas beznadziejnych prób rozpalenia ogniska rodzicielskiego zainteresowania. Mężczyzna zniknął, pojawiła się kobieta, matka. Zawdzięczał jej ciepło które zostało zmiecione przez niepowstrzymaną falę chłodu. Była dla niego bardzo ważna a mimo to lód w jego sercu sprawiał, że krzywdził ją wiele razy. Jednak lodowiec jego serca spadł na nią dopiero gdy okruch lodu znalazł się również w jej sercu, kiedy zaczął czuć się niepotrzebny. I pojawił się mężczyzna który zamienił okruch lodu w sercu tej kobiety na strach, płacz i ból, który przedtem obiecał dbać o nią aż do śmierci. Ziemia wybuchła płomieniem, wokół był tylko ogień. Woda w rzece wyschła przerażająco szybko. Kobieta zniknęła ale nie mężczyzna. Młodzieniec wybuchł gniewem, rzucił się w jego kierunku, nie miał skrupułów. Natarł na niego z takim impetem, że ten upadł na ziemie przerażony i błagał o litość. Nie było litości. Potwór był tak wściekły i tak rozpędzony, że dopadł go i bez zawahania zaczął dusić. Znowu pojawiła się młoda dziewczyna wbiegła między nich, próbowała go powstrzymać.
- Musisz panować nad emocjami! - Dziewczyna płakała, kochała go mimo, że ją niszczył.
Zagłuszył ją ogień. - Jesteś potworem! Nie zmienisz tego kim jesteś! - Jedyne co było teraz w jego głowie. Przytuliła go... i wszystko znikło. Zostali na chwilę sami. Cieszył się tą chwilą mimo, że wiedział już, że nie jest prawdziwa. - Jesteś dobry, tu w sercu. - Młodzieniec próbował szybko podsumować całe swoje życie. Przypomniały mu się chwile w których czynił dobro, zrobiło się ciepło. Ciepło zniknęło szybko. Wiedział, że kilka dobrych uczynków nie rekompensuje jego potworności. Że jego potworność przytłacza to co dobre w jego sercu. Dziewczyna zniknęła a on nagle poczuł coś dziwnego. Znalazł się na szczycie lodowej góry, tak przeraźliwie zimnej, że aż szron pojawił się na jego płaszczu. Jednak gdy spojrzał w dół zobaczył, że dolina jest spowita ogromnym płomieniem. Dolina która wzywała go każdego dnia.
- Wiesz, że to jedyne wyjście, jesteś potworem!- Ten głos zaczął go przeszywać.
- Nic na ciebie tam nie czeka poza chłodem i cierpieniem. Zrób to! nikomu tam nie jesteś potrzebny. ZRÓB TO! - Wołanie stało się tak przeraźliwe, że młodzieniec stracił panowanie nad sobą, upadł na kolana. Nie był wstanie podjąć żadnej decyzji. Wołanie było niesamowicie silne. Stracił równowagę, i runął wprost w piekielne płomienie. Nie zaznał ciepła, mimo swojego końca w płomieniach.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 12, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Płonąca zima.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz