fragile

542 74 19
                                    

Tooru Oikawa był kruchy.

Siedząc zamknięty w ciemnym pokoju ze wzrokiem wlepionym w czarne niebo rozciągające się za oknem, obgryzał wcześniej idealnie zadbane paznokcie, a przez jego głowę przelatywały setki, tysiące różnych myśli.

Te myśli nie podobały mu się ani trochę.

Ostatnimi czasy rzadko miewał chwile jak te. Dokładniej rzecz ujmując: przestał czuć się słaby i bezsilny, odnosił wrażenie, że tę kruchość jego serca i charakteru zastąpiło silne poczucie odwagi. Wszystko wręcz mówiło mu, że z dnia na dzień staje się coraz bardziej niezwyciężony, coraz bardziej doceniany, a wysiłek jaki wkładał w treningi w końcu zaczął być dostrzegany.

Ah, naprawdę niesamowite jest to, że to wszystko w ciągu kilku sekund potrafiło zniszczyć jedno nieprzyjemne uczucie otaczające jego kruche serce swoimi nieprzyjemnymi ramionami, jedna natrętna myśl, szepcząca mu paskudne słowa do ucha.

Powróciła głęboka bezsilność, zawładnęła jego ciałem. Czuł, jak na jego sercu zaczynają pojawiać się pęknięcia, a dłonie gwałtownie mu się ochłodziły i zaczęły trząść.

Nienawidził kruchości.

Sytuację całkowicie pogarszał fakt, że był w ciemnym i zimnym mieszkaniu całkowicie sam. Ani jednej żywej duszy oprócz niego (choć zaczynał odnosić wrażenie, że sam powoli znika).

Oparł ramiona na kolanach, a twarz schował w dłoniach. Jego ciało zaczęło drgać od szlochów, z oczu wypływały łzy, jedna za drugą, jedna za drugą, coraz szybciej. Po policzku, między palcami, po dłoni aż do łokcia.

Boże, jaki on był kruchy.

Nie wiedział jak poradzić sobie z tymi wszystkimi nienawistnymi myślami, wciąż krążącymi po jego głowie. Nie wiedział jak powstrzymać serce przed dalszym pękaniem, albo choćby jak zatrzymać ten potok łez. Nie wiedział nic. Bezsilność ogarnęła go całego.

Nienawidził siebie. Nienawidził udawania. Ani tych wszystkich masek, które przybierał przed innymi ludźmi.

Miał dość.

Był taki kruchy...

Mam dość. Mam dość. Mam do—.

— Tooru. — Usłyszał cichy głos, gdy materac na łóżku ugiął się za nim, a czyjeś ręce objęły go od tylu.

Szloch ustał.

— Już dobrze, Tooru.

Serce biło mu jak szalone. Naprawdę miał wrażenie, że jeszcze chwila i pękłoby na miliony drobnych kawałeczków.

— Jestem tutaj. Nie jesteś sam — mówił głos, delikatnie. Ledwo słyszalnie. — Już spokojnie. Jestem przy tobie.

Tooru Oikawa był kruchy.

Naprawdę kruchy.

Ale nie był sam.

Hajime Iwaizumi był przy nim, gdy ten go najbardziej potrzebował. I nie zamierzał odchodzić.














króciutkie, napisane pod wpływem chwili o drugiej
w nocy

FRAGILE; iwaoi ✓Where stories live. Discover now