2

18 3 3
                                    

  Czerwona Róża. Jedna z większych kolonii w okolicy, będąca jednocześnie azylem dla wielu zagubionych ludzi bez żadnego celu. Miejsce to powstało już dawno temu, niedawno po tym, jak cały świat zmienił się w to, jaki jest teraz. Nie jest to jednak prawdziwa miejscowość, lecz po prostu stara galeria handlowa starego świata, w której wiele lat temu postanowiła osiedlić się grupa ludzi. Z czasem obszar ten przekształcił się w coś, zdatnego do zamieszkania. Aktualna liczba mieszkańców tego terenu wynosiła pięćset dziewięćdziesięciu siedmiu, co samo za siebie było w stanie stwierdzić o jakości tej lokalizacji.

  Powoli się już ściemniało, wówczas gdy Jednoręka oraz Susan dotarły pod wejście do Czerwonej Róży. Była to brama wybudowana w ścianie, specjalnie po to, aby nadać temu miejscu lepszą obronę. Zazwyczaj stało przy niej przynajmniej z ośmiu strażników, na wypadek, gdyby ktoś postanowił ich zaatakować.

  - To tutaj jest to całe miasto? - zapytała się dziewczyna, patrząc na wielki budynek, będąc przy tym pod niemałym wrażeniem.

  - Ta. I to właśnie tutaj cię zostawię - odpowiedziała jej kobieta, podchodząc do jakiegoś małego komunikatora, który był zamontowany w ścianie, obok bramy.

  Gdy już była na miejscu, nacisnęła na mały czerwony guzik, po czym rozległo się krótkie, aczkolwiek wysokie piśnięcie.

  - Halo, kto tam jest? - zapytał się lekko zniekształcony głos, wydobywający się z głośnika na urządzeniu.

  - Jednoręka - odpowiedziała spokojnym, dość oschłym tonem glosu - JEst ze mną niedobitek jakiegoś małego obozu z którą nie wiedziałam co zrobić.

  - Eeech... to już trzecia osoba w tym tygodniu - westchnął strażnik, wówczas gdy brama zaczęła sama się powoli otwierać - Ostatnio korsarze zrobili się bardziej aktywni.

  - Ludziom po prostu nudzi się już spokojne życie i wolą iść drogą na skróty - skomentowała do brunetka, po czym powolnym krokiem udała się w stronę wejścia do środka.

  Po drodze tylko dała sygnał ręką, by Susan poszła za nią. Obie skierowały się więc do celu ich podroży. Czerwona Róża. Przed nimi znajdowało się teraz bardzo duże pomieszczenie zamknięte, ze szklanym dachem oraz wysokie na przynajmniej trzy piętra. Dało się tutaj dostrzec wiele różnych wejść, do przeróżnych mieszkań, które przed wojną pełniły jeszcze funkcje zwykłych sklepów. Kilkanaście metrów przed nimi, były w stanie dostrzec nieaktywną już od dawna fontannę, która teraz nie pełniła żadnej funkcji. Zanim kobiety mogły ruszyć dalej, z pierwszego pomieszczenia na lewo wyszedł mężczyzna, ubrany w dość abstrakcyjny, metalowy pancerz, który najpewniej miał służyć za prowizoryczną kamizelkę kuloodporną, a pod tym założone miał zwyczajne ubrania.

  - Masz szczęście Jednoręka. Gdybyś przyszła za jakieś dwadzieścia minut, już byśmy was nie wpuścili. Dobrze wiesz, że nie wpuszczamy nikogo po zmroku - powiedział drapiąc się przy tym po swojej lekko przydługawej rudej brodzie, po czym poprawił okrągłe okulary przed swymi oczami.

  - Wiem o tym Hugo. Mieliśmy szczęście, że nas nic po drodze nie zaatakowało - odrzekła mu brunetka, poprawiając swoją torbę po raz kolejny - Gary jeszcze nie zamknął interesu? Znalazłam mu karabin snajperski, który może mu się spodobać.

  - Myślę, że powinien jeszcze być u siebie. Jeszcze nie zarządziliśmy ciszy nocnej - powiadomił ją okularnik, zauważając nową towarzyszkę znajomej mu już kobiety - To ta?

  - Tak. Wyślij ją do Carrio, żeby się nią zajął. Bardzo możliwe, że wdało się zakażenie jak znam życie, więc powinien się nią zająć w miarę prędko.

EmanacjaWhere stories live. Discover now