Krzyż i Różaniec

661 75 77
                                    

Wraz z przebudzeniem przyszedł do niego ból z każdej strony. Ciężko mu się oddychało a w okolicy brzucha czuł ucisk.
– Klaus nie wstawaj jeszcze, zostałeś poważnie ranny. – Spojrzał w stronę głosu i przez chwilę wydawało mu się, że widzi ducha. Gdy wzrok mu się wyostrzył okazało się, że to nie duch a na oko dziesięcioletni chłopiec o włosach niczym śnieg ubrany w szaty zakonne.
– Co na krucjacie robi takie małe dziecko? – Spytał zdziwiony.
– Nie musisz się niczego obawiać Klaus, jesteś w Szpitalu Marii Panny. Jest duża szansa, że wyjdziesz z tego. – Chłopiec położył mu rękę na przedramieniu i uśmiechnął się. – Tylko nie możesz jeszcze wstawać.
– Kim ty.. skąd znasz moje imię?
– Kim bym był gdybym nie znał waszych imion? Jest was tak mało. A każdego dnia ktoś umiera. O wiele częściej niż przywdziewa zakonne szaty. A teraz śpij. Moje istnienie i tak będzie dla Ciebie tylko senną majaką.

***

– Trzymaj dziecko.
– Eliasie, nie jestem dzieckiem. Istnieję dłużej niż ty żyjesz.
– Może i tak, ale wyglądasz jak dziecko Gilbercie.
– To dlatego, że jeszcze jest was mało. – Chłopiec wziął podarek do ręki i obejrzał go. Trzymał właśnie misterny różaniec z czarnych drewnianych koralików na cienkim łańcuszku, zakończony prostym krzyżykiem. – Różaniec?
– Tak. Każdy zakonnik Najświętszej Marii Panny powinien mieć swój. Więc ten będzie dla Ciebie. – Mężczyzna uśmiechnął się dobrodusznie. – Domyślam się, że będziesz go nosił dłużej niż każdy z nas, więc dołożyłem wszelkich starań by wytrzymał.
– Nie wiem czy można nazwać mnie zakonnikiem. – Gilbert powoli przekładał między palcami koralik za koralikiem.
– Ale można nazwać Cię Zakonem Krzyżackim prawda? Mam nadzieję, że będzie Ci służył.
– Będzie. – Mały zakon uśmiechnął się delikatnie i pocałował krzyżyk. Poczuł bijące od niego ciepło. – Dziękuję za ten gest, nie zapomnę tego.
– Nie musisz dziękować. Powstaliśmy po to by pomagać innym prawda? „Pomagać i leczyć" to nasza dewiza, prawda?

***

Na krzyżackim zamku rytm dnia dyktowały kościelne dzwony. Pryma, pierwsze dzwony biły już o czwartej nad ranem. Był to znak pobudki oraz zaproszenie na poranną modlitwę. Zakonnicy wolnym krokiem kierowali się do kaplicy by móc w spokoju odprawić modły. Gdy pierwsi wchodzili do pomieszczenia w środku już była jedna osoba. 

Chłopiec w wieku nastoletnim klęczał z boku sali. W splecionych dłoniach trzymał różaniec i schylał głowę z pokorą, muskając wargami czarny krzyżyk. Nie ruszał się przez większość czasu. Nawet gdy kolejny dzwon wybił, oznajmiając czas jaki pozostał do porannej mszy, a zakonnicy opuszczali pomieszczenie dalej trwał niczym posąg. 

– Gilbert zawsze najżarliwiej się modli. Powinieneś brać z niego przykład. – Szepnął zakonnik do młodszego towarzysza. Jednak w cichej kaplicy szept był równie głośny jak krzyk.
– Nie modlę się – pomyślał Gilbert, lecz nie drgnął nawet jakby nie usłyszał tych słów. – Nie modlę się tylko słucham. Słucham jak biją wasze serca. Jak wielu was jest. Potrafię rozróżnić każdy dźwięk. Ja tylko.. upewniam się, że jesteście. Bo tylko wraz z wami istnieję ja.

***

Bitwa skończyła się godzinę przed zachodem. Gdy szedł cicho przez pole walki ziemia była czerwona nie tylko od krwi, lecz i od uciekających powoli promieni słońca. Gilbert ostrożnie stawiał krok za krokiem ciągle trzymając różaniec przy ustach. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Teraz była pora odpoczynku, nikt nie zajął się jeszcze zbieraniem trofeów i identyfikacją ciał. Był tylko on i pustka.

Stanął koło porzuconej jego własnej chorągwi i zamknął oczy. Ciągle ściskając różaniec nasłuchiwał. Nie musiał czekać aż ich policzą, on już to wszystko wiedział. Doskonale wyczuwał, jaką stratę poniósł. Gdy skupiał się na różańcu słyszał ilu serc brakuje.
– Ponad 8 tysięcy. Wieki Mistrz. Wielki kontur. Wielki Marszałek... – Szept usłyszeli tylko zmarli. Gdzieś tutaj leżały ich ciała skąpane w zastygającej już posoce. Tak wielu ludzi go opuściło. Przez ułamek sekundy ręce mu zadrżały. Iskra bólu samotności przeszyła jego zakonne serce.

Krzyż i różaniec - HetaliaWhere stories live. Discover now