Rozdział 31. Sasza rusza w drogę

646 38 45
                                    

Wraz z nastaniem poranka, kiedy to w okolicznym miasteczku miał odbyć się dzień targowy, Bogna z całą naturalnością starała się ukryć swoje nieprzemijające zdenerwowanie podczas krzątaniny przy koniu swego syna Aleksandra, który to miał udać, że udaje się na targ. Ciężko było im jednak zamaskować fakt, że młody mężczyzna udaje się w znacznie dłuższą drogę, niż miały na to wskazywać jego tobołki. Oto bowiem jej syn wybierał się w dwudniową podróż do chutoru jej dawnych przyjaciół, aby zanieść im w sekrecie straszliwą nowinę.

Jakież przerażenie wywarła na swym mężu i dzieciach Bogna, gdy poprzedniego wieczora pojawiła się blada i przerażona u progu ich chaty. Mąż jej znał ją już od ponad dwudziestu lat, kiedy to opatrywała jego nieszczęśliwie złamaną przez wypadek nogę. Kości się zrosły i mógł spokojnie wracać w swoje strony do swych dzieci, lecz zielarka tak wkradła się do jego serca, że nie wiedział, jak i kiedy poprosił ją o rękę. Niektórym kobietom matkowanie trojgu obcym dzieciom w obcym miejscu zdawać by się mogło mało zachęcającą perspektywą, lecz Bogna, w owym czasie przekroczywszy ćwierć wieku życia i uchodząca za ostatni możliwy materiał na żonę w okolicy, mimo że nie była pokraczna, ale posiadała wiedzę, chętnie przystała na propozycję młodego wdowca, którego od początku znajomości dążyła wielką sympatią. Przeżyli tedy w jego domu wiele lat pełnych troski i radości, nieszczęśliwych wypadków, chorób i wyczerpujących zielarkę porodów przy których asystowała, zawsze wracając zeń z zatroskanym obliczem.

Nic nie równało się jednak twarzy Bogny owego dnia. Przerażona przekroczyła próg domu i oparłszy głowę na ramieniu męża, jak zawsze, gdy wracała z ciężkim przeżyciem, zaczęła mówić urywanym głosem:

— Nieszczęście, takie straszne nieszczęście, ktoś musi natychmiast pojechać do Iwana, ale jak to uczynić by nie wzbudzić podejrzeń tych łotrów?  — zawodziła kobieta, a jej rodzina nie miała absolutnie pojęcia, co też się stało.

W końcu uspokoiła się na tyle, by wyjawić mężowi i dzieciom do kogo została wezwana do leśnego szałasu na uboczu, a oni patrzyli na nią z niedowierzaniem.

  — Boguś, jakie porwanie, jak u nas przecież to niepodobna — dziwił się jej mąż, obejmując ją kojąco — I to na dodatek bratanica Iwana, niepodobna, Hospody Pomyluy! Co też my zrobimy, coś przecież trzeba. Taka niedola się przecie nie godzi, ale nie możemy ot, tak pójść tam kupą i ją wyzwolić, bo, nie daj Bóg, ten szaleniec ją zastrzeli, mówiłaś przecie, że uzbrojony.

Cała rodzina zastanawiała się długo, jak też pomóc młodej kobiecie, którą spotkała Bogna, aż wreszcie Sasza wpadł na pomysł. Boska opatrzność zdawała się czuwać nad młodą panią pułkownikową, oto bowiem już następnego dnia miał się odbyć targ, więc mimo iż napastnicy znali całą rodzinę Bogny, mógł się on swobodnie udać poza granicę wioski, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Matka długo tłumaczyła mu potem drogę do krzywonosowego chutoru, po czym wszyscy, zmartwieni bardzo, udali się spać. Nawet najmłodsze z dzieci Bogny zdawały sobie sprawę z tego, że nie mogą nikomu pisnąć ani słowa. Oto bowiem życie nie tylko młodej rodziny, ale i ich rodziny było zagrożone, porywacze przedstawili matce jasno swoje groźby.

Tak więc już następnego dnia, skoro świt, młody Sasza, błogosławiony przez rodziców, udał się w drogę. Z początku dla niepoznaki jechał powoli i jakby od niechcenia, lecz gdy tylko dotarł do pierwszego rozwidlenia dróg na swej drodze, ruszył z kopyta nie szczędząc konia. Liczyła się bowiem każda godzina.

Jeśli Jurko w pewnym momencie swojego życia sprzed dziesięciu lat uważał je za koszmar, kiedy wyzwolony z rąk Skrzetuskiego żył pierwszymi dniami gorzkiej wolności, nie wiedział jak nazwać czas w którym przyszło mu być teraz

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jeśli Jurko w pewnym momencie swojego życia sprzed dziesięciu lat uważał je za koszmar, kiedy wyzwolony z rąk Skrzetuskiego żył pierwszymi dniami gorzkiej wolności, nie wiedział jak nazwać czas w którym przyszło mu być teraz. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz spał, jadł czy też dał koniowi wypocząć. Żył tylko jedną myślą: "Muszę ją odnaleźć".

Jego ludzie od wielu dni byli rozproszeni niczym kruki, pytali po gospodach Nie trapił się o nic, zajechawszy prawie na śmierć dwa znakomite konie, liczyło się dlań tylko jedno – musiał wiedzieć, gdzie ona jest. Całą tę drogę, błądząc po zostawionych przez Sulimę śladach, wyrzucał sobie wiele rzeczy. Wiedział, że nie dało się przewidzieć ataku tego szalonego łotra, lecz wciąż nękały go wyrzuty sumienia, iż nie zadbał wystarczająco o bezpieczeństwo swej żony w podróży, ale, na Boga, przecież jechała przez tak spokojną okolicę. Był na siebie wściekły za to, że dotąd jeszcze nie złapał starego szaleńca, a przecież męczył się z tym od wczesnej wiosny, zanim jeszcze na dobre ozdrowiał. Wiedział jednak, że ten diabelski pomiot doskonale potrafi się zaszyć w najmniej spodziewanych miejscach, toteż było to zadanie szalenie trudne. Wiedział jednak, że teraz dość szybko go odnajdzie, jako że z całą pewnością porwanie Anastazji miało być pułapką. Nie przejmował się tym jednak był gotów wejść w paszczę tego lwa. W szalonych galopach, po całym Zaporożu, na spienionym koniu, oczyma wyobraźni widział niczym na jawie, jak rozprawia się z tą wstrętną kreaturą.

Przemierzał tak ową stepową krainę nie szczędząc ludzi i koni, ale na noc trzeba było wypoczywać. Strudzeni i zmartwieni ludzie szybko zasypiali, jednak nie ich ataman. Noce nie dawały ukojenia jego starganej duszy. W uszach oprócz wspomnień biednego Eliaszeńki dudniły mu ostatnie słowa Olgi  "Tu nie o nią jedną tylko chodzi". W mgnieniu oka pojął znaczenie owych słów i to, co wcześniej mogło jawić się jako nowina radosna, wtrąciło go w jeszcze większą rozpacz.

Tak oto leżał pod rozgwieżdżonym stepowym niebem, wyczerpany i niemogący zasnąć. Dręczyło go wiele myśli i uczuć. Złość pomieszana z obawą, bezsilność i nerwowe wyczekiwanie. I żal. Oto bowiem pułkownik żałował jednej rzeczy. Wciąż powracało do niego to, że nie zdołał w pełni przedstawić, uczuć jakimi darzył swoją żonę. Dopiero teraz to, co wcześniej uznać było za kolej rzeczy, dotarło do niego z pełną siłą. Tedy zadawał sobie jedno pytanie.

Jak mógł sobie nie zdawać sprawy z tego, że ją miłuje?


Bohun sadly ever after?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz