Rozdział 2 - "Cassie"

53 6 8
                                    


                Cassandra Bennett. Podręcznikowy przykład ekstrawertyzmu. Dziewczyna, której średnia nigdy nie spadła poniżej 4,5. Przewodnicząca klubu debat. Idealna córka przyrównywana do anioła, która uśmiechem żegna się z rodzicami przed wyjściem do szkoły i tym samym gestem wita się z nimi w progu domu zaraz po powrocie. Właścicielka najbardziej czarującego spojrzenia według nieoficjalnego, szkolnego rankingu. Istota pełna wdzięku.

Wygląd zawsze wszystko ułatwiał. Cassie przypominała personifikację najsłodszego cukierka. Duże, zielone oczy przykuwały spojrzenie każdego. Blond loki opadały na szczupłe, z reguły kusząco odsłonięte ramiona. Usta, których dolna warga zawsze pozostawała lekko spierzchnięta przez przydługie pocałunki Robbiego, błyszczały przez truskawkowy błyszczyk. Jednak mimo jej aury słodyczy, Cassie zawsze była bardzo kobieca. Nie tylko ze względu na swoją figurę pełną kształtów. Jej kobiecość zawierała się w każdym geście, w każdym spojrzeniu - nawet sposób w jaki poprawiała swoje okulary był subtelny, pełen wdzięku. Cassie nie była wulgarna jak sporo dziewcząt w jej wieku, próbujących zwrócić na siebie uwagę krótkimi spódniczkami. Zawsze zdawała się jakby dojrzalsza i momentami nieco jej to przeszkadzało, gdy rozmawiała z Robbiem, kłóciła się z nim, czy uprawiała seks.

Dużo osób twierdziło, że urok Cassie wychodził przede wszystkim z jej pewności siebie. Nikt nigdy nie dostrzegł chociaż cienia zwątpienia w jej oczach. Gdy dziewczyna chciała coś osiągnąć, to po prostu to robiła. Znała swoje możliwości i wiedziała, co była w stanie zrobić, dlatego zawsze, gdy podejmowała się kolejnego wyzwania, podchodziła do niego z oszałamiającą energią, którą wszyscy tak mocno kochali. Dlatego też widok jej energicznego chodu w kierunku samotnego po środku pokoju krzesła nie był żadnym zaskoczeniem. Na jej twarzy malował się zadziorny uśmiech, który posyłała w kierunku centralnie ustawionej kamery. Odgłos uderzeń jej obcasów o posadzkę wypełniał całe pomieszczenie - to nadawało jeszcze większe wrażenie mikroskopijności wnętrza. Pokój wydawał się wręcz intymny - stanowił jedynie kawałek przestrzeni, w którym znajdowała się wyłącznie ona i jedno szare krzesło. Całe to miejsce przypominało jej pokój przesłuchań. Mimo wszystko starała się nie ulegać własnym uprzedzeniom i z wciąż entuzjastycznym uśmiechem, usiadła. W tym też momencie z głośnika rozległo się pierwsze pytanie:

Jak się nazywasz?

Mówcą był mężczyzna. Miał ciepły i niski głos. Cassie przeszły wręcz przyjemne dreszcze. Gdyby miała porównać do czegoś barwę nieznanego jej mężczyzny, zdecydowanie wybrałaby gorącą czekoladę. Ciepłą, rozpieszczającą podniebienie. Nawet nie mogła sobie wyobrazić jak niesamowite doznania musiał wywoływać szept nieznajomego.

- Cassandra. - odpowiedziała - Jednak wolę, gdy ludzie mówią do mnie Cassie.

"Brzmiało zbyt poważnie". Tak mówiła innym, choć głównie sobie, by w końcu uwierzyć w tę wersję. W końcu tak uprzejma i śliczna dziewczyna nie mogła nie znosić własnego imienia tylko z powodu innej imienniczki - żałosnej ciotki, która nie osiągnęła nic poza monotonią życia codziennego i rozwodu ze znudzonym ją mężem, który wybrał inną - atrakcyjniejszą i zapewne aktywniejszą seksualnie.

Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?

Głos z głośnika po raz kolejny rozpieścił jej uszy. Pomyślała, że jeśli dalej tak pójdzie, to będzie musiała poprosić o przerwę, by zrobić sobie dobrze w łazience.

- Wydaje mi się, że angielski. Lubię mówić i wyrażać opinię. Pewnie dlatego jestem przewodniczącą klubu dyskusyjnego. - Uśmiechnęła się nieco szerzej, ukazując rząd zadbanych zębów. Wolała nie wspominać o tym, że Alan Kauffman odstąpił jej ten tytuł dzięki szybkiemu numerkowi w męskiej szatni. To się stało miesiąc przed jej trzecią rocznicą z Robbiem.

PowierzchniaWhere stories live. Discover now