28.Zależy ci na mnie?

4.1K 159 108
                                    

Przez ten czas, który spędziłam w Chicago, zdałam sobie sprawę, że nasze życie jest ostro popieprzone. Ślepo wierzyłam w to, że jeśli kogoś nie lubię, to nie ma nawet opcji, by coś w tym kierunku zmieniło się na lepsze. Przynajmniej w moim przypadku było tak zawsze. Do pewnego momentu oczywiście.

Cały pobyt tutaj, u babci i dziadka, czegoś mnie nauczył. Każdy dzień był nowym doświadczeniem, mimo że wydawał się nie różnić niczym innym od tych w New Jersey.

Jednak to nie w tym tkwił problem.

Wszystko zmieniło się, gdy w moim do pewnego czasu, nudnym życiu pojawił się chłopak, który sprawiał, że za każdym razem jak otworzył buzię, miałam ochotę go rozszarpać. Nie zliczę ile razy doprowadził mnie do szewskiej pasji, a ja wciąż uparcie pragnęłam jego towarzystwa i głupich żartów.

Niestety mój pobyt tutaj powoli dobiegał końca. Byłam już spakowana i przygotowana na dzień, w którym miałam wrócić do New Jersey, a miało to nastąpić pojutrze.
Cieszyłam się na myśl o tym, że zobaczę rodzinę i przyjaciół. Dołowałam się tylko z jednego powodu. Z powodu Ashtona. Nie wiedziałam czy powinno mi być smutno, nie odzywał się do mnie przez ostatnie kilka dni. Od naszego ostatniego spotkania bardzo dużo się zmieniło, zaczął mnie unikać, ignorował moje próby skontaktowania się z nim.

Był już późny wieczór, położyłam się i przykryłam kołdrą. Następny dzień będzie tym ostatnim, spędzonym tutaj i wiedziałam, że muszę to dobrze wykorzystać. Znając życie skończę na kanapie, przeskakując kanały w telewizorze, w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym obejrzeć.

Mimo wszystko było mi przykro, że zostawię wszystkich tutaj. Babcię, dziadka, Jane no i Ashtona, którego zaczęłam darzyć tym dziwnym uczuciem. Innym niż zazwyczaj to bywało.

***

Tego feralnego dnia, już z samego rana zostałam przytłoczona pytaniami i wątpliwościami, które w mojej głowie pojawiały się zdecydowanie zbyt szybko i gęsto.

Było lekko po dziesiątej, a ja mogłam słyszeć tylko stłumiony przez ścianę, dźwięk naczyń. Zapewne babcia przygotowywała śniadanie. Nie miałam nawet ochoty schodzić na dół. Po prostu czułam, że źle zniosę ten dzień, będąc w towarzystwie bliskich, bo stwierdziłam, że będę jeszcze bardziej za nimi tęsknić.

Cóż... Jane i tak zawsze stawia na swoim, przez co śniadanie zjedliśmy wspólnie, ciesząc się swoją obecnością. Wiem, że ten powrót to nie koniec świata, bo tęskniłam za rodzicami i moim wkurzającym bratem, którego mimo wszystko kochałam nad życie. Czasami cieszę się, że mam na kim się wyżyć. Mimo wszystko nie wiedziałam, kiedy znów tu zawitam.

- Scar, nie powiesz mi chyba, że chcesz tak spędzić cały, OSTATNI dzień tutaj? - zapytała Jane z naciskiem na to jedno słowo, gdy ja znów leżałam na łóżku nie robiąc niczego innego niż przeglądanie sociali.

- Właśnie taki miałam zamiar. Masz lepszy pomysł? - odwróciłam się w jej stronę, gdy ona stała w progu drzwi.

- Każdy pomysł jest lepszy od tego, a teraz wstawaj i nie marnujmy czasu. Już, już. - ponagliła mnie, myśląc, że zmienię plany.

Z jednej strony chciałam wyjść, spędzić ten dzień najlepiej jak mogłam, ale żyłam wprzekonaniu, że odizolowanie się będzie lepszym rozwiązaniem. Myślę, iż pomyliłam się w każdym calu.

Szłyśmy z Jane do Davida, który miał urządzić małą posiadówkę na moje pożegnanie. Mimo, że dziewczyna zapewniała mnie, że nie zastanę tam niczego, czym mogłabym być zaskoczona lub też poirytowana, to ja i tak miałam spore wątpliwości. Czy ta dziewczyna chociaż raz uszanowała moją decyzję w jakiejkolwiek sprawie? Okaże się jak przekroczymy próg drzwi wejściowych.

Love Runs OutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz