34.

3.8K 197 20
                                    

- Nie sądzi Pani, Madame Malkin, że te wzory są już trochę... Niemodne? - Czarnowłosa dziewczyna wpatrywała się w starszą czarownicę z zaciekawieniem.

- Może i masz rację, Pansy... - Kobieta mruknęła znad katalogu. - Chyba potrzebujemy trochę świeżości, bo inaczej klienci wybiorą Madame Lúmiere.

- Mam kilka pomysłów, ostatnio przeglądałam francuskie magazyny i...- Jej wypowiedź przerwał głos dzwonka oznaczającego przybycie jakiegoś klienta. - Za moment wrócę, Madame.

Los rzucił Pansy Parkinson w doprawdy ciekawym kierunku.

Po wojnie została zdana sama na siebie - jej rodzice zginęli w Bitwie o Hogwart, a majątek przejęło ministerstwo, zostawiając ją niemal bez grosza. Po tych wydarzeniach postanowiła odciąć się od wszystkich, chcąc zacząć wszystko od nowa. Nie do końca jej się udało, bo bez Draco Malfoya daleko by nie zaszła - to on, za pośrednictwem swojej matki, znalazł dla niej posadę u Madame Malkin. Dziewczyna miała u niego dług wdzięczności.

Okazało się, że Pansy miała dryg do mody i ubrań, a właścicielka butiku nawet ją polubiła i pozwalała sobie doradzać. No i dziewczyna była dla niej ogromną pomocą, więc kobieta udostępniła jej mieszkanie nad sklepem, które było małe, ale czynsz nie kosztował majątku, dzięki czemu wiązała jakoś koniec z końcem.

- W czym mogę pomóc? - Zapytała, wychodząc z kantorka i napotykając znajome spojrzenie zielonych oczu.

- Cześć, Pans. - Usłyszała cichy męski głos.

- Cześć, Harry. - Uśmiechnęła się na jego widok, a jej serce zabiło szybciej niż zwykle. - Wróciłeś wcześniej z Glasgow?

Stał tam, z policzkami zaróżowionymi od mrozu i włosami w potwornym nieładzie.

- Jakoś nie mogłem wysiedzieć do końca na tym zjeździe. - Posłał jej wesołe spojrzenie. - Miałem nadzieję, że może już kończysz i dasz się porwać na obiad czy coś. - Oparł się nonszalancko o ladę i lustrował ją wzrokiem.

To co zadziało się między nimi było na tyle szalone, że nawet teraz nie bardzo mogła w to uwierzyć. Ona i Harry Potter? Nikt o zdrowych zmysłach by tego nie przewidział. Nigdy.

Na pewno nie doszłoby do tego, gdyby pewnego razu nie wpadł do sklepu jak po ogień błagając właścicielkę o zestaw nowych szat. Najlepiej na wczoraj. Jego zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy kobieta zawołała znajomą mu drobną brunetkę i poprosiła o zdjęcie miary.

Na początku obojgu było bardzo niekomfortowo, bo to w końcu Pansy chciała wydać go Voldemortowi. Nie miał jej za bardzo tego za złe - każdy chciał przeżyć ten koszmarny czas, nieważne jakim kosztem. Ona jednak zaskoczyła go jeszcze bardziej, gdy na wstępie przeprosiła go za swoje zachowanie. Zdębiał, ale wysłuchał jej do końca i pozwolił się poczęstować kubkiem kawy przyrządzonej w jej ciasnej kuchni na poddaszu.

To właśnie wtedy zaiskrzyło między nimi - w tym małym pomieszczeniu, gdy siedzieli ściśnięci obok siebie i rozmawiali o tym co było i o swoich planach na przyszłość. Rozmowa z nią przychodziła mu łatwo i zupełnie nie rozumiał, jak w szkole mogła być taką zołzą. Może to fakt, że należeli do dwóch walczących ze sobą domów powodował, że wszystko inne stawało się mało istotne.

Niemniej jednak, to właśnie Pansy Parkinson była powodem, dla którego zerwał z Ginny.

- Została mi jeszcze godzina. - Powiedziała niepocieszona. - Chcesz poczekać na górze? - Zapytała z nadzieją, a on się uśmiechnął.

- Jasne. - I mijając ją niespiesznie ruszył ku zapleczu, by po schodach wspiąć się na piętro.

To była najdłuższa godzina jej życia. Nie mogła się skupić na pracy, w myślach wciąż wspominając ich ostatnie spotkanie, na którym dowiedziała się dokładnie ile jego ciało miało na sobie powojennych blizn.

Terapia // DramioneWhere stories live. Discover now