02. GORĄCE ŚWIĘTA

208 24 13
                                    

     Święta na ogół bywają skomplikowane

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

     Święta na ogół bywają skomplikowane.

Szczególnie jeśli nie ma się o nich zielonego pojęcia. Tak właśnie było w przypadku, Penny Stevens, która nie wiedziała o nich zupełnie nic. Gdy jeszcze jej matka, Juliet Stevens żyła, nigdy nie obchodziła z nią takowego święta, czego kobieta nie potrafiła córce nawet go uświadomić i opisać. Więc nastolatka nie pałała wielką sympatią do Świąt Bożego Narodzenia które miały się odbyć w sierocińcu, czego nie można powiedzieć o reszcie osób z ośrodka.

Pan Owen, jak zwykle chodził po korytarzu z uśmiechem, z tą różnicą że teraz uśmiechał się bardziej niż zwykle, a pani Heather Robinson, poganiała Stevens do robienia świątecznych dekoracji i sprzątania. I może to dlatego nienawiść do tego święta pogłębiała się u Penny jeszcze bardziej. Podobno wszyscy o tej porze roku mieli być szczęśliwi, bo w końcu nadchodzą święta, można spędzić je z rodziną, przyjaciółmi. Jednak brunetka nie była szczęśliwa. Ona chciała ten czas spędzić rozmawiając z mamą. Wolała nawet się z nią kłócić, niż przebywać w sierocińcu i udawać szczęście i uśmiech by tylko dopasować się do reszty w ten "szczęśliwy czas".

Nastolatce siedział w głowie jeszcze ktoś.

Był to nie kto inny jak Doktor. Jej nowy towarzysz z kosmosu, który wbrew pozorom, owym doktorem nie jest, a przynajmniej nie takim którego znała Stevens. Doktorzy w jej mniemaniu, leczyli ludzi, pomagali im, oczywiście w sprawach zdrowotnych. Za to mężczyzna im nie pomagał, a przynajmniej nie w tym sensie. Był przybyszem z kosmosu, kosmitom jak kto woli, który można powiedzieć porwał Penny w niebieskiej budce telefonicznej, wraz z dziwnym śrubokrętem. Ale czemu akurat ona? W sumie to nie wiedziała o nim zbyt wiele. Jednak miał on w sobie coś takiego co przyciągało uwagę dziewczyny. Sama starała się odkryć co. Zresztą od jego ostatniej wizyty minęło pół roku, a w głębi duszy, Stevens zastanawiała się gdzie może teraz być.

—Stevens!—usłyszała głos, który wyrwał ją z rozmyśleń. Był to głos nie kogo innego jak pani Heather Robinson, która znów miała dla niej jakąś niezwykle ważną prośbę, bądź zadanie, na które Penny wzdychała pogardliwie.

—Tak, proszę pani?—spytała jak najmilej potrafiła, choć i tak nie do końca jej to wyszło.

—Masz chyba gościa.—fuknęła, a brunetka obróciła się za siebie by móc ujrzeć, kto ją odwiedził.

Na początku nie wiele widziała, gdyż osobnik stał w cieniu, a pani Heather stała tuż przed nim, co nie ułatwiało Stevens jego dojrzenia. W końcu jednak osoba wyszła przed światło i okazał się nią być nie kto inny jak Doktor. W duchu ucieszyła się z jego nagłej wizyty, ale z drugiej strony była tym trochę przerażona.

Może to dlatego że pani Robinson nie tak łatwo wpuszcza tu kogokolwiek, więc można nazwać cudem, że udało się mężczyźnie tu dostać. Naprawdę, Penny zastanawiało jak dała się przekonać temu na pozór zwyczajnemu mężczyźnie. Za to drugim powodem jej niepokoju było to, że gdy ostatni raz go widziała to omal nie zginęła, w najlepszym wypadku siedziała by w kosmicznej celi przez parę lat, aż nie udałoby się czegoś wykombinować.

ETERNITY • DOCTOR WHO [1]Where stories live. Discover now