Rozdział 2

8 2 0
                                    

Powiem dla mamy, że ten jebany pies i kot uciekły. Muszę posprzątać.

* * *

- Gdzie zwierzęta? - odezwała się moja "ukochana" mamusia.

- Nie wiem. Wypuściłam je na ogród, tak jak zawsze. Ale w płocie jest jakaś dziura. - mieliśmy ogrodzenie z metalowej siatki. Wycięłam w niej dziurę, trochę powyginałam i gotowe.

Nie chciałam siedzieć w salonie z moją mamą. Wydaje mi się, że kochała mnie tylko wtedy jak razem z tatą planowali dziecko.

* * *

Piątek. Dzień imprezy. Nie stroiłam się jakoś specjalnie, nawet nie wiem z jakiej okazji Gray ją organizuje. Usłyszałam trąbienie. Już po mnie przyjechał. Stał obok samochodu, jak zawsze elegancki i schludny. Bez słowa otworzył mi drzwi, a potem sam wsiadł do auta. Nie wiedziałam gdzie stoi jego dom, ale tam gdzie dojechaliśmy na pewno go nie było. Przyjechaliśmy na klif z którego zrzuciłam już kilka osób. Wysiedliśmy i po prostu przez chwilę patrzyliśmy na kolorowe światła miasta.

- Czemu mnie tu zabrałeś?

- Żebyś nie zapomniała o tym miejscu. - powiedział, odwrócił się do mnie i położył mi rękę na ramieniu.

- Ale te miejsce nie jest dla mnie ważne.

- Przecież tyle się tu wydarzyło. To miejsce jest bardzo użyteczne...

Czy on wie...? Zaschło mi w gardle. Czy on to do cholery wie?! Złapałam jego rękę na ramieniu.

* * *

W końcu jesteśmy u niego w domu. Impreza już się nieźle rozkręcała. Oczywiście moim oczom nie umknęla Carmen. Gray gdzieś zniknął. Wzięłam z wyspy kuchennej jeden kieliszek wina i szybko wypilam jego zawartość. Czekaj, czekaj... Wino na imprezie? OdłożyłM kieliszek i poszłam w ciemny zakątek domu, oparłam się o ścianę. Zamknęłam oczy... I nagle poczułam dłonie na mojej talii. Otworzyłam powoli swoje oczęta. To był Gray, któż by inny? Przyglądał mi się uważnie, aż nagle zatrzymał się na moich oczach. Zabrał jedną rękę z mojej talii i pogładził jej wierzchem mnie po policzku. Coś mi mówiło nie, nie. Ale i tak mu na to pozwalałam, lubiłam takich facetów. Ujął moją twarz jedną dłonią i powoli się zblirzał. Ale nagle usłyszeliśmy dźwięk rozbijanej szyby, strzały i paniczne krzyki. Gray obrócił się, potem jeszcze raz popatrzył miw oczy, ale tym razem już z grymasem na twarzy.

- Biegnij po schodach na górę, skręć w lewo do mojej sypialni i wyskocz przez okno. - powiedział, a potem szybkim i zezłoszczonym krokiem poszedł w stronę mordu.

On chce się zabić? Przecież tam czeka na niego pewna śmierć. Jednak zrobiłam co kazał. Zeskoczyłam z 5m na trawę, już i tak miałam w tym wprawę. Zaczęłam biec na posterunek policji. Przecież jak ucieknę do domu powiążą mnie z tą sprawą. Biegnąc próbowałam się rozpłakać. Udało się, jestem świetną aktorką. Wbiegłam do domu tych psów jak torpeda.

- Pomocy, pomocy! - łkałam. Przybiegła do mnie jakaś policjantka.

- Co się stało? - zapytała zmartwionym głosem. Irytujące.

- Zabijają! Strzelają!

- Gdzie? Proszę podać adres. - podałam go, nadal fałszywie łkając.

- Proszę, uratujcie ich!

- Uratujemy nie, martw się. Mój kolega odwiezie cię do domu. - powiedziała, poczym wstała i zaczęła gadać coś do łoki-toki. Potem miałam krótkie przesłuchanie.

* * *

Na drugi dzień wybrałam się na miejsce zbrodni. Było już późno, nikogo tam nie powinno być. Pewnie nie zabrali jeszcze ciał, aby zebrać jak najwięcej śladów. Weszłam do domu Gray'a, pachniało krwią. Lubię ten zapach. Włączyłam latarkę w telefonie. Na podłodze były wymiociny, pewnie niektórzy policjanci byli zbyt słabi i empatycznie, aby zajmować się takimi sprawami. Wszędzie była krew, ciała były zmasakrowane, najbardziej na twarzach. Zobaczyłam ciało na boku, odosobnione od innych denatów. Podeszłam i ukucnęłam przy nim. Przyglądałam się mu, wyglądał jak Gray. Ale podświadomość mówiła mi, że to tylko podróba, a on nadal żyje. Przeszukałam kieszenie i w jednej z nich znalazłam karteczkę.

Lisa.
Wrócę.
G.

Fuck. On wie. Nagle telefon zawibrował w mojej kieszeni.

Wracaj do domu. Wyprowadzany się.

Co?! Jak to?! Moja mama oszalała. Chciałam uwierzyć, że to żart. Ale moja mama nigdy nie żartowała.

My się na prawdę wyprowadzamy.

The Black Rose (PL)Where stories live. Discover now