Rozdział XIX

293 8 0
                                    


Cho nas wydała. Nie wierzę, że to zrobiła. Coś musiało się wydarzyć, żeby podjęła właśnie taką decyzję. Muszę się tylko dowiedzieć co. Ale teraz nie mogę, bo wszyscy siedzimy w Wielkiej Sali i piszemy cudowne sentencje ryjąc sobie przy okazji rękę. Metody Umbridge są bardzo przyjemne. W całym pomieszczeniu słychać ciche jęki bólu, ale nikogo z pilnujących nas to nie obchodzi. Umbridge jest z siebie bardzo zadowolona, a jej podwładni jeszcze bardziej. Ślizgoni aż trzęsą się z podniecenia, patrząc jak my ranimy sobie za karę dłonie. I jednocześnie pilnują, żeby każde z nas pisało.Szczerze mówiąc, dłoń mi chyba zaraz odpadnie. Już wiem jak czuł się Harry po szlabanie z nią. To jest dosyć bolące.

- Panno Bennet, dlaczego pani nie pisze? - usłyszałam głos nauczycielki i spojrzałam na nią spod byka. No tak, znowu się zamyśliłam. Wróciłam do pisania, bo wdawanie się w kłótnię nic by tu nie dało. Ba, byłoby jeszcze gorzej. Razem ze mną ucierpiałaby reszta.

Spojrzałam w stronę Draco z przyzwyczajenia i zauważyłam, że przygląda mi się z lekkim uśmiechem na twarzy. Co on? Znowu chce mi namieszać w głowie? Przecież ma już swoją Astorię, pieprzony głupek. Niech przestanie, bo znowu będzie mnie boleć.

Ale on nie przestaje. Dalej się na mnie gapi. W końcu ja zrobiłam to samo. Spojrzałam mu prosto w oczy z pełną nienawiścią, a on poruszył brwiami. Poczułam lekki rumieniec na twarzy, ale tylko pokazałam mu środkowy palec i pisałam dalej. A raczej próbowałam pisać, bo ręka już mnie tak bardzo piekła, że zastanawiam się czy nie będzie trzeba jej amputować.

*

W końcu czas dobiegł końca i mogliśmy wyjść. Od razu wstałam z ławki i spojrzałam w stronę przyjaciół, którzy nie wyglądali dobrze. Nawet Fred i George byli obolali . Co ta kobieta z nami robi. Przecież to jest torturowanie. Gdyby tylko Dumbledore wiedział... No właśnie... Co by zrobił? Umbridge jest do nas wrzucona przez Ministerstwo, więc nie miałby nic do gadania. A jej metod prawdopodobnie nikt by nie kwestionował.

Wszyscy zaczęliśmy wychodzić z sali. Zauważyłam w oddali Cho. Co ona tu robi?

Każda osoba przechodząca obok nawet na nią nie spojrzała. Nawet Harry po prostu ją olał. Zrobiło mi się jej żal, ale też nie mogę winić Harrego. W końcu jej ufał. Tak jak i ja. Tyle, że Cho jest moją najlepszą przyjaciółką i niezależnie od tego co zrobiła dalej nią będzie. Poza tym, nie wierzę w to, że wydała nas bez przyczyny.

- Lacey... - zaczęła nieśmiało.

- Cho...

- Przepraszam... Ja... nie chciałam...

- Dlaczego to zrobiłaś?

- Nie wiem... Byłam u Umbridge na przesłuchaniu i wypiłam u niej herbatę... Wtedy zaczęła mi zadawać jakieś pytania, a ja nie mogłam kłamać... Po prostu nie mogłam... - głos jej się załamał i zaczęła szlochać.

- Eliksir prawdy. Musiała ci go dodać do herbaty. Cho, spokojnie. Wyjaśnię to z Harrym i resztą. Na pewno ci wybaczą.

- Wątpię... wszyscy są na mnie potwornie źli... nienawidzą mnie...

- Ale to nie jest twoja wina. Veritaserum jest bardzo silne. Nawet Czarny Pan by się temu nie oparł.

- Skąd wiesz, że mi uwierzą?

- Bo to co mówisz bardzo pasuje do metod Umbridge. Z resztą to też twoi przyjaciele.

- Obyś miała rację... Nie chcę ich stracić... zwłaszcza Harrego...

Położyłam dziewczynie rękę na ramieniu uśmiechając się do niej ciepło. Ruszyłyśmy w stronę Wielkich Schodów, kiedy zauważyłam Astorię truchtającą w stronę Malfoya z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie chcę na to patrzeć, ale jak zwykle moja ciekawość jest silniejsza. Znowu się przytulają. Zrzygać się od tego można. Jeszcze szepcze mu coś do ucha. Pewnie jakieś sprośne rzeczy! No niech mnie! Nie wytrzymam! Idę tam!

- Lacey! - zwróciła mi uwagę Cho, łapiąc mnie za rękę, bo wiedziała, że gdyby nie zareagowała to prawdopodobnie teraz bym dała upust swojej złości. - Po prostu na nich nie patrz...

- Łatwo ci mówić! To nie Harry znalazł sobie dziewczynę! - dziewczyna od razu zmieniła wyraz twarzy. - Przepraszam...

- Co masz na dłoni? - spytała biorąc ją i przyglądając się na wyryte słowa.

- Kara Umbridge. Ale Cho, chodźmy już stąd... - powiedziałam czując jak cała zaczynam się trząść ze złości i smutku zarazem. Dlaczego zawsze muszę ich spotkać? Los chce żebym zwariowała?! Już mało mi brakuje. Wystarczy tylko jak jeszcze trochę na nich popatrzę.


*

Opowiedziałam Harremu, Hermionie i Ronowi całą historię, którą usłyszałam od Cho. Wszystko zrozumieli i widać było, że zrobiło im się głupio. Nie dziwię się. Ale też nie posądzam ich za to, że nie wiedzieli jak wygląda sytuacja. W zasadzie nikt nie wiedział. Tylko przykro mi, że się nie zainteresowali.

- Powinieneś z nią pogadać Harry. - powiedziałam patrząc na zamyślonego chłopaka.

- Wiem, zrobię to.

- Ta kobieta jest okrutna. Jak może podawać eliksir prawdy uczniom? - spytała oburzona Hermiona. - A do tego te jej magiczne pióra raniące dłoń. Przecież to jest znęcanie się.

- Wiemy o tym, ale nic nie możemy zrobić. Zwłaszcza teraz, kiedy Dumbledore gdzieś zniknął a ona prawdopodobnie go zastąpi. - odrzekłam ponuro.

- Tak będzie. W końcu ona już od samego początku czyhała na to stanowisko no i w końcu je ma. - dodał zrezygnowany Ron.

- Ale przecież nie będzie nią na stałe. - powiedziała Hermiona.

- Jeśli dalej zostanie na stanowisku nauczycielki OPCM to w następnym roku wszystko wróci do normy. - dodałam. Cała trójka zaczęła chichotać. Wiedzieli, że co rok zmienia nam się nauczyciel tego przedmiotu, a skoro Umbridge teraz go uczy, to w następnym roku jej nie będzie. To jedyne pocieszenie w tej sytuacji.

- Jeszcze ta brygada inkwizycyjna. Po jaką cholerę ich tam zapraszała? Sama nie potrafi nas upilnować?! - spytała coraz bardziej poddenerwowana Hermiona.

- Żeby patrzyli jak dostajemy za swoje. - odpowiedział Harry.

- No, w końcu to ślizgoni. - dodał Ron. - A co do ślizgonów, Lacey, coś jest między tobą a Malfoyem?

- Co? - spytałam zdziwiona i spojrzałam dyskretnie na Harrego, który wymienił ze mną i Hermioną spojrzenia. No tak, Ron nic nie wie.

- Gapił się na ciebie przez cały szlaban.

- No... przecież musiał mnie pilnować. - i znowu to uczucie, mała iskierka nadziei, że może to coś znaczy. Że to jego głupie przyglądanie się mi znaczy coś więcej. Ale prawda jest taka, że nie znaczy nic.

- Ale to nie wyglądało jakby cię pilnował. To było jakieś dziwne...

- Daj spokój Ron, przecież Malfoy się już z kimś spotyka... - powiedziałam ukrywając smutek i spojrzałam w inną stronę, żeby uniknąć kontaktu wzrokowego.

- Co ty gadasz? Kto by chciał takiego Malfoya?

- Ron... - westchnęła Hermiona.

- No co? Chyba kompletnie trzeba paść na głowę. - w sumie ma rację.

- Może i tak. Może i trzeba. - odrzekłam czując się coraz gorzej przez rozmowę o nim. - Idę się już położyć. Dobranoc.

- Dobranoc. - odpowiedzieli chórkiem, a ja skierowałam się w stronę sypialni aby w spokoju jeszcze raz wszystko przemyśleć. Na szczęście nie zadręczałam się tym długo, bo szybko zasnęłam.

Rough | D.M.Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα