Rozdział 2

27K 798 64
                                    

Nocka w pracy, niczym nie różniła się od poprzednich. Masa obleśnych typów, litry alkoholu, pół nagie kobiety. Dzień jak co dzień.
Przekręciłam się na drugi bok, próbując jeszcze usnąć. Spojrzałam na zegarek kątem oka, była dopiero dziesiąta, świetnie.
Jęknęłam zrezygnowana, bezskuteczną próbą zaśnięcia. Wstałam leniwym krokiem i przeciągnęłam się zwinnie jak kotka. Jak kobieta ma, być piękna skoro śpi ledwo pięć godzin? Zalecane dla zdrowia osiem godzin snu. Wniosek z tego taki, chcesz być piękna, śpij więcej! A może by tak zostać misiem polarnym? Po przespanej zimie, na pewno moja cera byłaby jak z okładki magazynu.

Poszłam do łazienki i umyłam zęby. Skoro nie mogłam już gnić w łóżku, to zamierzałam jakość pożytecznie spędzić ten poranek. Poranne bieganie, na pewno rozbudzi mnie porządnie. Świeże powietrze dobrze mi zrobi.
Zgarnęłam z garderoby szary komplet dresu oraz białe adidasy. Sport kochałam od dziecka, pamiętam jak rodzice, gdy byli jeszcze razem zapisywali mnie na różne zajęcia sportowe. Balet, łyżwiarstwo. Potem trochę grałam w siatkówkę. Z czasem nie miałam już tyle zapału, ale dzięki temu nie mogłam narzekać na wygląd. Byłam szczupła, ale wysportowana. Co też wyglądało u mnie mega kobieco.
Zeszłam na dół do kuchni, rozejrzałam się po pomieszczeniach w poszukiwaniu ojca.

-Tato, jesteś? -zawołałam z nadzieją, że może go zastanę. Odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Zazwyczaj zostawiał jakiś liścik albo kubek od kawy w zlewie. Może nie wrócił na noc? Czasem zdarzało mu się nocować w firmie. Wzięłam butelkę wody z lodówki, po czym ruszyłam do pobliskiego parku. Na szczęście dziś nie było tak gorąco. Wręcz przeciwnie, chłodny wiaterek to miła odmiana. W słuchawkach leciał kawałek jakiegoś remiksu. Mimo pory park był, w miarę pusty co zazwyczaj się nie zdarzało. Gdzie tych ludzi wywiało?
Przystanęłam na chwilę, z zamiarem zrobienia porządnej rozgrzewki. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiłam.
-Mała! Chodź do mnie! -usłyszałam, co wprawiło mnie w osłupienie.
Nikt, ale to nikt nie będzie mnie tak nazywał. Odwróciłam się z zamiarem nakrzyczenia na osobę, która miała czelność mnie wkurzyć i wiecie co? Szczęka mi opadła. Dosłownie, mój wzrok spoczął na przystojnym, brunecie.
Ubrany był w dresy i białą koszulkę opinającą klatkę piersiową. Jego mięśnie były tak wyrzeźbione, że bez problemu było je widać spod cienkiego materiału.
Mężczyzna stał lekko pochylony i trzymał w ręku piłkę tenisową. W jego stronę właśnie biegła "mała". Suka co prawda nie była mała. Był to pies w typie nowofundlanda! Ktoś tu ewidentnie przeliczył się z imieniem.
-Nie taka mała. -mruknęłam, rozbawiona.
Widzisz Rachel! Nie wszystko kręci się wokół twojej osoby. Skarciłam swoją drugą połówkę.
Chłopak spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Czułam, jak na moje policzki wkrada się rumieniec. Wyrzuciłam z głowy ten absurd i pobiegłam dalej, myślami wciąż byłam daleko. Zastanawiałam, się gdzie był tata przez całą noc. Wybrałam jego numer i czekałam. Jednak ciągle włączała się poczta głosowa. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, z nadzieją, że to tata odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz. Głos po drugiej stronie nie należał do niego.
-Hej Rachel! -zaświergotała Bree. -Wybieramy się z Lucasem, dzisiaj na miasto. Dołączysz się?
Analizowałam przez chwilę za i przeciw na szczęście dziś miałam w końcu wieczór wolny. Uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl, dzisiejszego wieczoru.
-Nie mogłabym odmówić. -nie byłam typem imprezowiczki, ale chciałam oderwać się w końcu. Ciągła praca doprowadzała mnie już do rutyny. Praca, dom, zakupy i tak w kółko. Miałam, dopiero dwadzieścia dwa lata a zachowywałam się jak kobieta po dwójce dzieci i z mężem na karku, do wyżywienia. Absurd!
-Wpadniemy do ciebie koło siódmej. -zapowiedziała, po czym się rozłączyła, nim zdążyłam cokolwiek jej odpowiedzieć.
W głowie zaczęłam układać sobie plan działania. Najgorsze było dopiero przede mną.

Spędziłam w parku jeszcze pół godziny, robiąc dwa małe okrążenia, po czym zaczęłam się kierować w stronę domu. Z daleka ujrzałam znajomy srebrny samochód, odjeżdżający spod mojego domu. Należący do mojego ojca.
Ucieszyłam się, że nic mu nie jest, jednocześnie byłam wściekła, że nie odbiera telefonu.
Weszłam do domu i powędrowałam do kuchni. Wyjęłam z lodówki zimny sok, po czym nalałam sobie do szklanki. Byłam strasznie zmęczona, przepocona i spragniona. Duszkiem opróżniłam zawartość. Gdy tylko zimna ciecz rozlała się po moim organizmie, poczułam ogromną ulgę. Kątem oka dostrzegłam dużą karteczkę leżącą na blacie.
Wzięłam ją do ręki i ujrzałam staranne pismo taty. Świetnie, nie dość, że nie daje, znaku życia to jeszcze informuję mnie, poprzez liścik, że musi wyjechać na parę dni. Co mnie obchodzą jego konferencję! Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam ją do kosza, złość mi powoli mijała.
Ruszyłam w stronę łazienki, po drodze ściągając z siebie przepocony dres.
Weszłam do kabiny i odkręciłam wodę, zimny strumień spływał, po moim ciele dając cudowne uczucie odświeżenia. Stałam, tak dłuższą chwilę opierając głowę o zimne kafelki.
Wyłączyłam się całkowicie, tkwiąc tak w bezruchu. Napawałam się chwilowym relaksem. Po chwili, gdy moje ciało już było wystarczająco ochłodzone, przełączyłam na cieplejszy strumień. Wysmarowałam się kakaowym żelem pod prysznic, włosy umyłam szamponem o tym samym zapachu, po czym ostatni raz spłukałam się wodą i wyszłam.

Zemsta Moretti / Gangsterskie Porachunki Tom IWhere stories live. Discover now