IX

890 56 6
                                    


Zawsze było tak samo. Eleanor skinęła palcem, a Louis szedł. Nawet jeżeli miał wolny dzień i zaplanowali, że spędzą go razem. I okej. Harry'emu to nie przeszkadzało. Byli razem, to zrozumiałe, ale myślał, że czasem będą mieli chwilę, żeby pogadać. Czuł się trochę samotny, to tyle. Nawet nie mieli kiedy porozmawiać o tym jak przebiegła sprawa w sądzie i jakim cudem przekonali z Liamem Anne. Harry chciał wiedzieć. Całe to gówno dotyczyło jego samego. Czuł się traktowany jak dziecko, a już dawno nim nie był.

Tego dnia Zayna nie było. Jego córka była chora i musiał się nią zaopiekować.
Pouczył się trochę, snuł się po domu cały dzień. Pomagał Rachel ze zrobieniem obiadu. Całe popołudnie sprzątał, żeby zabić czas. Później usiadł na kanapie i oglądał telewizję. Oczywiście, było już po  dziesiątej w nocy, a Louisa nadal nie było. Około jedenastej został obudzony przez odgłosy kłótni, która miała miejsce gdzieś na tym samym piętrze. Gdyby miał zgadywać, wydawałoby się, że w biurze.

To był Louis i Eleanor. Zawsze czuł się niezręcznie, kiedy kłócili się przy nim, tak jakby podsłuchiwał. Ale wtedy zazwyczaj był w swoim pokoju i zakładał na uszy słuchawki. Gdyby chciał teraz iść do pokoju, musiałby przejść obok gabinetu i nie daj Boże, mógłby się na nich natknąć. Jedyne co mógł teraz zrobić, to usiąść i podgłośnić telewizor.
Ale to nie pomogło. Słyszał to coraz bardziej wyraźne słowa. Zwłaszcza Eleanor. Zwłaszcza te, które były o nim samym i te, które najbardziej go raniły.

-Co Ty sobie wyobrażasz, że będzie mieszkał tu do końca życia? - wrzeszczała.
-Jeżeli będzie taka potrzeba i będzie miał na to chęć, to tak.
-Czy ta mała sierota nie ma jakiejkolwiek rodziny? Nie chcę go tu.
-Ale ja go chcę i nie nazywaj go tak nigdy więcej Eleanor. Poza tym nie jesteś tu sama i Harry na pewno już śpi. Powinnaś już jechać.

Potem przez chwilę była cisza i Harry prawie na nowo zasnął, ale poczuł, że ktoś siada obok niego na kanapie.

Louis nakrył go kocem i pocałował w czoło.
-Przepraszam Hazz, przepraszam, że jest tak późno, i że nie porozmawiamy dzisiaj, ale od jutra jestem kilka dni w domu.
-Nie śpię Lou - szepnął cicho. Podniósł się do siadu i przetarł oczy. - Może faktycznie nie powinno mnie tu być?

-Nie mów tak nigdy więcej. Masz tu większe prawa niż ona, rozumiesz? Jesteś u siebie w domu, a Eleanor jest tylko naszym gościem, to ty decydujesz, kiedy ona może tu być, a nie na odwrót.

Harry skinął głową.
-Mógłbyś mnie przytulić Lou? Przepraszam, to po prostu, brakuje mi tulenia.
-Oczywiście, chodź do LouBear - rozłożył ramiona i delikatnie się uśmiechnął. Harry był jak lekarstwo na całe zło, a jeszcze chwilę wcześniej miał ochotę kogoś zamordować.

Harry przylgnął do niego swoim wciąż wątłym ciałem i wymruczał w jego klatkę piersiową - LouBear?
-Moja mama mnie tak nazywała, kiedy jeszcze żyła. - wyjaśnił. Harry był z nim szczery i on też zamierzał być.
-Tak mi przykro Lou - zacieśnił swoje ramiona.
-To było dawno Harry. A teraz idziemy spać, jutro pogadamy dłużej tak?

Młodszy wyplątał się z koca i poczłapał na górę, a Louis za nim.

-Śpię z Tobą, jeżeli mogę oczywiście - Louis wymamrotał i poczuł się zażenowany, bo do cholery, czemu miałby z nim spać. Jego rozsądek przy Harry'm zawsze uciekał gdzieś na bok.

-Jasne, że tak. Tak na prawdę - zaczął, czekając, aż Louis poświęci mu w całości swoją uwagę. - chciałem, żeby mnie ktoś przytulił, czuję się trochę zagubiony sam i potrzebuję wsparcia. - teraz było mu łatwiej przyznawać się do niektórych odczuć i wiedział, że Louisowi może powiedzieć wszystko.

Skid Row // LarryWhere stories live. Discover now