I. Chciałby krzyczeć - nie może

1.5K 85 15
                                    


Harry biegł choć każdy najmniejszy cal, każdy mięsień w jego łapach go bolał. Rwący ból który z każdym krokiem stawał się coraz większy jakby 1000 małych szpileczek wbijały się coraz głębiej i głębiej. Ale on się tym nie przejmował. Pędził dalej naprzód. Głód przeszywał go na wskroś. Od dwóch dni nic nie jadł. Jednak to wciąż nie było ważne. Musiał się dowiedzieć który rok był, który miesiąc. Jak długo go nie było. I przede wszystkim potwierdzić swoje złe przeczucia. Wpadł do jakiegoś miasteczka i porwał gazetę z pobliskiego straganu. Miał już wracać do lasu gdy ujrzał ją. Marcy... Jego Marcy... Chociaż była inna niż pamiętał. Wyglądała na dużo starszą niż powinna być. Miała czarną sukienkę i płaszcz. Podkrążone oczy i włosy w nieładzie jakby nie spała od tygodnia. Złe przeczucie znowu ukuło Harrego w jego podświadomości. Postanowił ją śledzić. Szła wzdłuż ulicy póki nie zatrzymała się pod dziwnie znajomym Harremu domem. Otworzyła bramkę i weszła do ogrodu. Czerwone róże teraz uschły już zapomniane przez świat. Zarastający chodnik. Marcy weszła do środka domu. Harry poszedł na tyły ogrodu. Obserwował ją przez okno. Wciąż miała w sobie to coś. Tą lekkość ruchów gdy ściągała płaszcz. Naturalny wdzięk gdy stawiała wodę na herbatę. Jak on za nią tęsknił. Była tu cała i zdrowa ale czemu smutna? Chciał wbiec do środka, przytulić ją... ale nie mógł. Jeszcze nie teraz. Pożegnał się z nią mentalnie i odwrócił się by odejść. Ostatni raz spojrzał na swoją ukochaną i wybieg z ogrodu. Wrócił do lasu i zmienił się z powrotem w człowieka. Oparł się o drzewo i opadł na ziemię. Wplótł palce w swoje włosy, a po jego policzkach spłynęła samotna łza. Wziął w ręce gazetę która obecnie leżała na pobliskim kamieniu. Była z 19 listopada 2009 r. 12 lat spędził w Azkabanie. A jego syn? Teraz powinien być już w Hogwarcie. To temu go nie zauważył tam w domu. Stracił bezpowrotnie 12 lat życia. Spojrzał na nagłówek, a złe przeczucie z podświadomości przeszło do rąk i nieprzyjemnie mrowiło w palce. Na okładce był chłopak podobny do młodego Toma Riddle'a ale z domieszką rysów Peverell'ów, Rosier'ów, Malfoy'ów i Lestrange'ów. I podpis pod zdjęciem. "Harrison Albus Lestrange - zaginięcie jedenastolatka. Ministerstwo rozkłada ręce." I wszystko było jasne. To zdjęcie było też na komodzie w domu Marcy. To był jego syn. Zaginął. Szybko przeczytał artykuł w Proroku. Z tego co się dowiedział to Jr. wsiadł do pociągu ale już z niego nie wysiadł. Niepokój narastał w jego sercu. Musiał go znaleźć. Ale jak? Jednak coś mu się nie zgadzało. Albowiem Harry junior nie przypominał ani swojego ojca, ani matki. Przypominał Voldemorta. Czarnego pana. Tyrana w imię którego Harry stał się zły. Tętno Harrego gwałtownie przyspieszyło, a oddech zaczął być nierówny. Było gorzej niż sądził. Było bardzo źle i coś mu mówiło że to jego wina. Gdy Harry wreszcie się choć trochę opanował zrozumiał że musi odnaleźć resztę rodziny. Wykorzystać kontakty i znaleźć swojego syna. Choćby miał to przypłacić życiem.

Ostatnia zbrodnia जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें