Był sobie chłopiec.

11 2 0
                                    

Gdy otworzył oczy powitała go ciemność. Poczuł jak gwałtowne spazmy przejmują kontrolę nad jego ciałem. Spanikowany zaczął walić w otaczające go ściany. Może i nie wiedział co to jest, ale wiedział, że potrzebuje jak najszybciej wydostać sie z tej tajemniczej pustki. Usłyszał trzaśnięcie, udało się.

Nie zdążył jednak nacieszyć się zwycięstwem, bo z dziury zaczęła sypać się na niego ziemia.Po kilku długich, trudnych minutach udało mu się wydostać. Położywszy sie zaczął analizować swoją sytuacje. Mijały kolejne sekundy, a on coraz bardziej gubił się w tym natłoku myśli. Spojrzał po raz kolejny na dziurę obok siebie i zrozumiał. Owa dziura w ziemi nie była zwykłą dziurą, co to to nie. To był grób. Jego grób. Spojrzał na ręce, które w świetle dziennym wydawały się być nienaturalnie blade. Przeniósł wzrok na swoje odbicie w pobliskiej kałuży. Przyglądał się dokładnie, bo chciał, żeby nie umknął mu żaden szczegół. Blada, wręcz biała skóra, cienie pod oczami, potężna blizna ma nosie, rozwalone rude włosy i to, co przeraziło go najbardziej – brak źrenic.

Na jego ciele znajdywały się także liczne szwy, których nie czuł, mimo ciągłego obmacywania ich. Zamarł w bezruchu. Nie miał pojęcia co to wszystko ma znaczyć.
"Jakim cudem żyję?"
"Dlaczego umarłem?"
"Gdzie ja jestem?"
Te oraz wiele wiele innych pytań rozbrzmiewały mu w głowie. Mijały kolejne minuty, a on nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Nigdy jeszcze nie czuł się tak zagubiony. Albo i czuł, ale nie pamiętał.

To był ten dzień. Dzień w którym narodził się na nowo. Bez przeszłości, imienia ani jakiejkolwiek wiedzy na temat tego świata. Pozostało mu tylko iść przed siebie. Tak więc zrobił, wstał i poszedł w nieznanym sobie kierunku. Ku przyszłości.

***

Tylko, że nikt mu nie powiedział gdzie, ani jak ma iść. Nie ma więc co się dziwić, że nie minęła godzina, a on już leżał na chodniku w jakiejś niezbyt przyjaznej uliczce. I pomyśleć, że wystarczyło tylko wpaść na nieodpowiednią osobę. Leżał nieruchomo w kałuży przeklinając swój los. I to nie dlatego, że go bolało, czy było zimno, wręcz przeciwnie. Nadal nie czuł nic, nadal go to przerażało. Miał wrażenie jakby ktoś usunął całe jego wnętrze i zostawił tylko pustą powłokę. Coś jak poszewka, bez kołdry w środku. Wiedział, że już nie dane mu umrzeć. Pozostało tylko błąkanie sie po brudnych uliczkach, nie przyciągając niczyjej uwagi. Taki był plan. Do czasu...

Aż nie napatoczył się inny osobnik myślący, że jeśli jest dłużej na tym świecie to wszystko mu wolno. To była druga bójka w jego parogodzinnym życiu, ale pierwsza wygrana. Przewagę dawała mu odporność na ból, co wiązało się też z wytrzymałością.
Bezimienny chłopak postanowił trzymać się najważniejszej zasady – przetrwa najsilniejszy. Skoro tak brzmi prawo dżungli to tu też musi działać, nie? – z takim podejściem ruszył dalej. Nie bał się walczyć, bo wiedział, że podniesie się bez względu na liczbę otrzymanych ciosów. Czyniło go to w pewien sposób niezwyciężony, co w połączeniu z coraz to szybciej rozchodzącymi się plotkami sprawiło, że łatwo zyskał sławę. Bójki stały się jego codziennością, jednak po jakimś czasie nie było już wielu chojraków chcących z nim walczyć. Mimo to, on nie przestawał szukać zaczepek, nie umiał już normalnie funkcjonować.

Żył, żeby walczyć, walczył żeby żyć.


Był sobie chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz