Opowiadanie 1- Niemożliwe

12 1 0
                                    

Mam cholernego doła.

Po pierwsze: zaspałam w pierwszym semestrze i w pierwszy dzień zajęć na uczelni.

Po drugie: zajebiście zaczeło padać, gdy już byłam w autobusie, a nie mam parasola.

Po trzecie: pomimo upływu kilku tygodni, ból po zdradzie Johna nie mija.

Nie mam najmniejszej ochoty gdziekolwiek iść i poznawać nowych ludzi. Ale zaczynam dziś studia i nie wypada olewać od samego początku. Wysiadam z autobusu prosto w ścianę deszczu. Duże krople błyskawicznie przenikaja na wskroś moją jeansową kurtkę i czarną bokserkę. Długa, zielona, wzorzysta spódnica zaczyna mi się lepić do nóg, co utrudnia szybki marsz. Nie chcę nawet myśleć o spływającym makijażu. Nie jest mocny, ale niestety nałożyłam zwykły tusz, nie wodoodporny.

Gdy wbiegam po schodach uczelni, kilka osób, które wyszły zapalić pod daszek, obrzuca mnie rozbawionym spojrzeniem. Zostawiając po sobie, jak ślimak, mokre ślady, wsiadam do windy i jadę na czwarte piętro. Poskręcane od deszczu, kasztanowe długie włosy, przylepiają mi się do twarzy i na bank nie wygląda to uroczo. Wysiadam i ponownie puszczam się biegiem, ale nagle zwalniam, by przed wielkim wejściem złapać oddech. I tak wyglądam pewnie jak zmokła kura, tylko tego brakuje, bym dyszała przed setką ludzi jak mops. Skręcam w prawo, szukając wśród wzrastających numerów na drzwiach, sali 214. W zamszowych botkach skrzeczy woda. Jak się nie rozchoruję to będzie cud. Zachowując resztki taktu, pukam i otwieram drzwi. Nieznani mi ludzie odwracają się automatycznie w moją stronę.

- Dzień dobry - staram się mówić wyraźnie, ale z zimna zęby zaczynają mi uderzać o siebie - przepraszam za spóźnienie.
Siwy wykładowca mierzy mnie, o dziwo, przyjaznym wzrokiem i uśmiecha się ciepło.
- Panienka?
- Clara Jones - wypowiadam szybko - po czym kicham na głos.
Sala wybucha śmiechem, a ja czuję się jak pod obstrzałem.
- Na zdrowie - słyszę dziewczęcy, pełen kpiny głos i zerkam w jego stronę. Ładna blondynka mierzy mnie niesympatycznym spojrzeniem, zła, że to na mnie skupiła się przez chwilę uwaga wszystkich.
- Proszę siadać, niedawno zaczęliśmy - wykładowca literatury angielskiej uśmiecha się ciepło, co dodaje mi otuchy.

Ruszam do ostatnich ławek, nie obdarzając już spojrzeniem prawie nikogo. Do momentu, gdy czuję na sobie czyjś intensywny wzrok. Podnoszę głowę przy ostatnim rzędzie, w którym spośród ośmiu krzeseł zajęte jest tylko jedno.

Zamieram.

Patrzą na mnie niemal szmaragdowe oczy, w których nie widzę rozbawienia, tylko zainteresowanie i co bardzo dziwne - ulgę. Chłopak z roztrzepanymi w artystycznym nieładzie włosami, sięgającymi ramion odsuwa dla mnie krzesło obok siebie. Korzystam, choć jest jeszcze kilka wolnych miejsc przed nim, nie chcę jednak wyjść na "gburkę".
Siadam i z moich ust wydobywa się cichy syk, gdy uda spotykają się z mokrym ubraniem. Zanim zdążę wyjąć notatnik, kicham ponownie.

- Harry Styles - słyszę głos chłopaka, który podsuwa mi chusteczki.
- Clara Jones - bąkam speszona jego głosem, który przenika mnie całą jak zimny, morski wiatr. Wycieram jedną chusteczką nos, a paczkę zostawiam na ławce.

Sięgam do mokrej torby i widze, że nie tylko ja zmokłam. Wyciągam kołonotatnik na ławkę i bezskutecznie szukam niezamoczonych kartek. Ołówek też jest wilgotny. Zrezygnowana postanawiam pisać na telefonie, ale wtedy chłopak podsuwa mi plik kartek i długopis.

- Dziękuję - mruczę i próbuje skoncentrować uwagę na wykładowcy. Jednak nie mogę się skupić, bo cały czas czuję na sobie spojrzenie Harrego. Do tego z zimna zaczynam mieć dreszcze. Nagle kątem oka dostrzegam małe zamieszanie, które jednak umyka studentom i wykładowcy, w końcu siedzimy na samym końcu.
Harry ściąga swój szary sweter i kładzie mi go na kolana. Patrzę na niego pytająco, a on z łobuzerskim uśmiechem unosi lekko lewy kącik ust i wzrusza ramionami.

- Zimno Ci - szepcze - ubierz go.
Jak idiotka czuję łzy pod powiekami wywołane troską obcego człowieka, ale posłusznie ściągam kurtkę, wciagam na siebie cudownie pachnący chłopakiem sweter, na razie nie wkładając rąk w rękawy, a potem gimnastykując się jak w cyrku, ściągam ramiączka mokrej bokserki i jakimś cudem i całą koszulkę.

- Dziękuję - chowając mokrą bokserkę do torby, zerkam na Harrego, który uśmiecha się zbyt rozbrajająco, bym na to nie zareagowała.
- Cieplej? - Pyta z charakterystyczną chrypką i zaskakując mnie ponownie, z troską.
- O wiele - uśmiecham się szeroko pozbywając się tak nagle przed nim, wzniesionych murów wokół mojej duszy. I jego uśmiech staje się jeszcze szerszy, a ja już wiem, że będzie mnie prześladował we śnie.

Gdy po 80 minutach wykładowca ogłasza przerwę, nie podnoszę się z miejsca. Pomimo swetra od Harrego jest mi coraz bardziej zimno. Szum odsuwanych krzeseł zwiastuje spokój w sali, bo większość wychodzi zapalić. Harry nie. Nachyla się do mnie i mówi cicho.

- Zerwiemy się? Powinnaś się przebrać - jego troska w głosie kolejny raz mnie zaskakuje. - Nie ma już więcej zajęć po wykładach następnych wykładach, z okazji rozpoczęcia roku za półtorej godziny są rektorskie.

Opowiadania fanfiction - nie tylko one shoty Onde as histórias ganham vida. Descobre agora