Rozdział 7

Depuis le début
                                    

 -Nie mam zamiaru cię zgwałcić, nie chcę, żeby nam przeszkodzili.- westchnęła i postawiła herbaty na stoliku.- Usiądź.- nakazałem i sam zrobiłem to samo.

 -Więc... o co chodzi, panie Tomlinson?- spytała.

 -Po pierwsze możesz mi mówić Louis. Po drugie, chcę, aby to zostało między nami.- cały czas patrzyłem w jej oczy. Widziałem, że nie chętnie przystała na te warunki, zwłaszcza na ten pierwszy. Gdybym był na jej miejscu to z radością nie zaprzyjaźniłbym się z osobą, która mnie wykorzystała, poniżyła i jest moim szefem.

 -Dobrze, nikomu nie powiem... Louis?- odpowiedziała niepewnie.

 -Chodzi... można powiedzieć o miłość.- zacząłem, a ona się wyszczerzyła.- Nie śmiej się.- oburzyłem się, a ona spojrzała na mnie udając profesjonalistkę.

 -Więc robię za psychologa, to się wlicza do pensji?

 -Przyjacielska przysługa?

 -Od kiedy jesteśmy przyjaciółmi?- fuknęła. Wywróciłem oczami.

 -Od dzisiaj... możemy się zakolegować, prawda?- czekałem na odpowiedź, a gdy skinęła głową to uśmiechnąłem się szeroko.- Jak chcesz to poczęstuj się, w końcu powinnaś mieć przerwę.

 Nałożyła sobie sałatki i wzięła kromkę chleba. Zrobiłem to samo i czekałem, aż coś powie.

 -Dobra, mów w czym mam ci pomóc.

 -Wiesz dobrze jaki jestem, prawda?- prychnęła i pokiwała głową.- No właśnie. I znasz Harry'ego.

 -Nie ma mowy.- odpowiedziała zanim skończyłem.- Jest za dobrym człowiekiem, nie możesz mu zniszczyć przyszłości.

 -Ugh, o to chodzi, że wiem o tym!- odpowiedziałem z pełną buzią.- I posłuchaj mnie do końca. Na początku miałem zamiar zrobić to co zwykle... ale go troszkę poznałem. Kurczę, jest na prawdę fajnym chłopakiem, można z nim pogadać, jest inteligentny, zabawny, robi niesamowite rzeczy i świetne zdjęcia. Ogólnie ostatnio mu pomogłem z konkursem fotograficznym i ma genialny projekt! Mówię ci, gdybyś to zobaczyła to szczeka by ci opadła!

 -Chciałeś mi się pochwalić, że ci się podoba?- zapytała. Od kiedy ona jest taka zadziorna i pewna siebie? Chyba ją coraz bardziej lubię.

 -Wal się.- zaczęliśmy się śmiać.- Wczoraj był u mnie, świetnie się bawiłem. Gotowaliśmy, oglądaliśmy filmy...

 -Randka?! Louis Tomlinson był na randce?- prychnęła z niedowierzaniem.

 -Nie wiem czy to była randka...- zacząłem się tłumaczyć.

 -Tak, to była randka. Nie wymiguj się, bo źle na tym skończysz. Ale dobra, mów dalej, bo nie wiem w czym ci mam pomóc na razie.

 -No i bał się horroru, więc wziąłem go na kolana i usnął mi na nich.

 -Ahh, jakie to słodkie, kontynuuj.- postawiła łokieć na biurku i oparła głowę o dłonie.

 -Potem go zaniosłem do pokoju gościnnego, a rano jak się obudziłem to był już w pracy. Zostawił mi tylko śniadanie i zrobił lunch.- wskazałem dłonią na nasze jedzenie.- To było dziwne uczucie... I teraz moje pytanie... czy to może być coś więcej? Bo ja nie chcę, żeby on się we mnie zakochał... ja się tego trochę boję.- przyznaje szczerze. Dziewczyna stukała swoimi długimi, czarnymi paznokciami o biurko i słuchała mnie uważnie. Wyczekiwałem na typowe pytanie "czemu się boisz?", ale ku mojemu zaskoczeniu Vivienne powiedziała co innego:

 -Według mnie warto zaryzykować. Małe dzieci boją się kolejek górskich, ale i tak lecą do wagoniku, żeby przeżyć chwile ekscytacji. Tak samo jest z miłością. A Harry jest na prawdę super gościem, dla którego warto się poświęcić.- tłumaczy z uśmiechem na ustach. Chwilę siedzieliśmy i jedliśmy w ciszy, aż w końcu nie wytrzymałem i jęknąłem opuszczając się na fotelu, tak że nie widziałem nic zza biurka.

 -Nie znam go na tyle, żeby ryzykować. Chyba.- prychnąłem

 -To go poznaj?- poinformowała mnie mnie ironicznie. Podniosłem głowę do góry i zobaczyłem, że patrzy na mnie jak na idiotę.

 -Łatwo ci tak mówić.- poprawiłem się na krześle.

 -Czego masz się niby bać?!- czyli jednak zapytała. Spojrzałem na nią i uznałem, że chyba mogę jej opowiedzieć.

 -Nie umiem kochać. Nie wiem... jak to wygląda, jakie to uczucie. Nigdy tego nie widziałem.- szepnąłem. W głowie miałem tysiące myśli, wspomnień z dzieciństwa, które prześladowały mnie cały czas.

 -A co z twoimi rodzicami? Nie widziałeś u nich miłości?- westchnąłem i zamknąłem oczy.

 -Nie znam mojego ojca. Moja matka mówi, że to był jednorazowy wyczyn. Później ułożyła sobie życie i mam 3 młodszych braci, ale ten facet ją zostawił, wiec została z nimi sama. Nie raz nie mogłem spać po nocach to siedziałem pod jej pokojem i słuchałem jak płacze. Ciągle powtarzała, że powinna się słuchać rodziców, którzy wpajali jej te wszystkie zasady. Miała tylko 18 lat jak mnie urodziła, więc w pełni ją rozumiałem. Cały czas słysząc o tych zasadach, sam stworzyłem własny regulamin, a pierwszy jego punktem jest "0 miłości, cokolwiek to jest!". Nigdy nie widziałem szczerze zakochanych ludzi. Jeden z braci ma 20 lat, a bliźniacy mają po 17, więc u nich tego tak nie widać, ale sami boją się być w związku. Gdy wychodziliśmy gdzieś razem to każda para mijana na ulicy sprawiała, że między nami zapadała niekomfortowa cisza. Ile ludzi nie spotkaliśmy to zawsze kończyło się rozwodem, zdradą, mąż bił swoją żonę. Nigdy nie chciałem tak skończyć, bo to jedyna rzecz, która kojarzy mi się z miłością.- wytłumaczyłem i zobaczyłem, że Vivienne ma łzy w oczach.

 -Co z twoimi braćmi i mamą?- spytała ochrypłym głosem.

 -Czasami się widujemy, mają przylecieć do Stanów w przyszłym miesiącu.- sięgnąłem do szafki po pudełko chusteczek, żeby mogła wytrzeć łzy.

 -Wiesz co Louis? To, że ty nie czułeś tej miłości to nie znaczy, ze sam nie się jej nie nauczysz. W końcu jesteś samoukiem.

 Vivienne się podniosła i mnie przytuliła, objąłem ją i podziękowałem za rozmowę. Chwile później znów zostałem sam. wyjąłem telefon z kieszeni. Nowa wiadomość.

 "Nie mogę się skupić w pracy, bo ciągle czuję zapach twoich perfum i kolor twoich oczu. Spotkamy się dzisiaj?"

 Szeroko się uśmiechnąłem i odpisałem krótkie "tak".

Rules Où les histoires vivent. Découvrez maintenant