~*~

 Do wieczora siedziałem przy komputerze i organizowałem sprawę na temat wycięcia zboża. Kalkulowałem to wszystko, koszty, materiały, budowę. Cena nie grała roli, ale gniew wypełniał moje ciało. Plany zachodziły na fragment pola, którego nie byłem właścicielem, a mężczyzna nie chciał go sprzedać. Nawet jego części, bo ta ziemia była ogromna. Wpatrywałem się zamyślony w maile, które przychodziły. Ludzie pytali się, kiedy zacznie się praca, kiedy mogą przyjechać na plac budowy, kiedy mogą kupić materiały. Jęknąłem sfrustrowany. Moi pracownicy potrzebowali pieniędzy, też mają swoje wydatki, a ja chciałam jak najszybciej to zacząć, bo miała to być jedna z największych inwestycji tego roku. Tak bardzo chciałem się tym zająć, zwłaszcza, że w tamtym rejonie było mało bloków mieszkalnych.

Nagle usłyszałem dźwięk telefonu, wzdrygnąłem się, bo spodziewałem się kolejnych wiadomości, w których wypytywali o rozpoczęcie budowy, a ja nie miałem już sumienia im odpowiadać, że już niedługo zaczną pracę. Spojrzałem na ekran i się troszkę się zdziwiłem. Wiadomość wysłana z obcego numeru... kliknąłem na znaczek koperty i uśmiechnąłem się łobuzersko. Przypomniałem sobie o incydencie, który zdarzył się rano.

 "Em.. hej, to Harry z piekarni. Pomyślałem, że chcesz znać mój numer."

 Rybka złapała haczyk

 Pamiętaj, że tobie nie zależy.- przypomniałem sobie jedną z moich zasad. Trudno było się posłuchać cichego głosiku w głowie, jednak nie zamierzałem ustępować i zaczekać chwilę z odpisaniem.

 Wróciłem do komputera, ale myślami byłem w piekarni. Ciągle czułem zapach świeżego chleba, a przed oczami miałem chłopaka z kucykiem na środku głowy, pobrudzonego mąką. Intensywność zielonych oczu była dla mnie jak narkotyk, ciągle miałem w podświadomości nasz kontakt wzrokowy. Serce zabiło mi mocniej, a ja nie umiałem powstrzymać reakcji na tego chłopaka. Był dla mnie rozrywką, zabawką, kolejnym pionkiem w tej grze, jednak zarazem czułem się, jakbym rozwiązywał kolejną zagadkę. Spojrzałem na zegarek. 30 minut- mogę już mu odpisać.

 "Ahh tak! Już wiem, który Harry! Jesteś zajęty

 Rzeczowo, ale na temat. Bez pośpiechu.- kolejne zasady zabrzmiały w mojej głowie. Przełknąłem ślinę i wpatrywałem się w ekran, gdy po chwili spostrzegłem znaczek koperty.

 "Właściwie to nie... a ty?"- odpisał niemal od razu. Co będę chłopaka męczył? Ja też mam swoje potrzeby.

 "Może przyjedziesz do mnie? Pogramy w bilard u mnie w domu, albo pogramy na konsoli?"

"Pewnie. Podasz mi adres?"

Wysłałem mu adres i czekałem, aż przyjedzie. Usiadłem przy komputerze i pisałem kolejną wiadomość do właściciela pola. Mężczyzna był nieugięty i pozostawał przy swoim. Czy on nie rozumie, że jak dostanie tyle pieniędzy to będzie mógł mieć coś lepszego niż to głupie zboże?! Będzie mógł kupić wszystko, nawet mieszkanie takie jak moje. Czy jeszcze większe pole, gdzie indziej. Jednak do niego to nie docierało, był tak uparty, że jakakolwiek wzmianka o kupnie tej ziemi, kończyła się rzucaniem słuchawki. Zacząłem chodzić w kółko i zastanawiałem się, co mogę jeszcze zrobić, żeby przekonać tą rodzinę do sprzedaży ziemi. Pieniądze go nie przekonywały, rozmowy, nawet zagwarantowanie mieszkania w jednym z bloków.

 Nagle zadzwonił domofon. Wywróciłem oczami i powoli ruszyłem w kierunku dobiegającego dźwięku, który za każdym razem denerwował mnie jeszcze bardziej. Wcisnąłem przycisk zwalniający windę i kilka minut później Harry stał u progu mojego domu.

 Musiałem się powstrzymać, żeby nie otworzyć buzi. Byłem oszołomiony jego wyglądem, bo nie wyobrażałem sobie tego spotkania właśnie tak. Pominąłem fakt, że na co dzień wygląda inaczej, niż w piekarni. Nie nosił zniszczonych jeans’ów, ani brudej koszulki, nie zapominając o nieszczęsnej kitce na środku głowy.

Rules Where stories live. Discover now