Obietnica

59 10 2
                                    

Miał metr czterdzieści pięć, przeciętny żywopłot był o piętnaście, a nawet dwadzieścia centymetrów wyższy od niego. Kapelusz, który był niezbędnym dodatkiem podczas wyjść do ogrodu, zdawał się czasami wynurzać zza gęstych liści, ale mimo tego, podczas zabaw, Charles udawał że nic a nic nie widział. Oczywiście głównym zaangażowanym był tutaj nikt inny jak Eric, a co za tym idzie, zabawa ze służbą nie wchodziła w grę.

— Złapałem Cię! —
Chłopak krzyknął z radością i przytulił mężczyznę od tyłu, tym samym zatapiając twarz w jego złotych lokach.

Minął rok od momentu pojawienia się chłopca. Wszystko jakby zaczęło na nowo rozkwitać, rankiem było słychać śmiechy i tupot małych obcasów na marmurowych posadzkach, po południu ogród zdawał się  jeszcze bardziej piękniejszy niż zwykle, a wieczorem z królewskich komnat dochodziły rozmowy o rzeczach bardziej i mniej poważnych, żeby w końcu mogła nadejść noc i minąć cicho i spokojnie.
Eric bez wątpienia był chorobliwym chłopcem, liczne alergie i osłabienia organizmu często utrudniały przyjemną rutynę dnia, bardzo tego nie lubił.
Król robił wszystko co w jego mocy żeby podczas tych epizodów zapewnić mu najlepszych lekarzy i poświęcać mu sto procent swojego czasu... zaniedbując przy tym swoje obowiązki.
Szybko stał się jego oczkiem w głowie, był samotny przez długie lata, kiedy los zesłał mu idealną bratnią duszę nie mógł tego zmarnować.

Odwrócił się udając zaskoczonego i podniósł Erica, przytulając go do siebie.

— Coś mi się wydaje, że ta zabawa nie jest moją mocną stroną... —

Uśmiechnął się do niego, składając delikatny pocałunek na jego skroni. Nawet teraz ciężko mu uwierzyć że to wszystko dzieje się naprawdę.

— Zawsze mogę cię nauczyć, ale wtedy to ja bym przegrywał więc... —
Chłopak spojrzał na niego spod dużego kapelusza.
—... niech zostanie tak, jak jest! —
Zawiesił ręce na szyi króla i uśmiechnął się szeroko. Jego życie zmieniło się nie do poznania, nigdy nie pomyślał że los się do niego tak uśmiechnie a tym bardziej w taki sposób.

_____________________________

— I myślsz że wszyscy po śmierci idą do swojego własnego nieba? To nie ma sensu, gdzie wszyscy by się pomieścili? — Chłopak spojrzał na ma niego z niedowierzaniem, odkopując nogi spod ciężkiej kołdry.

— ...wszystko ma swój czas i na pewno każdy trafi tam gdzie jest jego miejsce. Teraz powinieneś zająć się snem, chłopcy w twoim wieku już dawno śpią. —

Mężczyzna uśmiechnął się lekko skonfundowany. Znów przykrył nogi Erica, tak na wszelki wypadek gdyby miał się przeziębić.
Rodzice Charlesa odeszli kiedy mial 12 lat, od tego momentu wychowywała go służba, nic dziwnego że ma zwyczaj ucinać rozmowy na ten temat tak szybko jak się da. Bał się że nawet sama rozmowa o śmierci przyniesie nieszczęście.
—Obiecujesz, ze nigdy mnie nie zostawisz, prawda? —

Dodał szybko chłopiec i przytulił się do niego gwałtownie.

—Obiecuję. — Odrzekł zdmuchując świecę, a pokój oświetlał już jedynie księżyc, któremu dane było przyglądać się namiętnym pocałunkom .

Tak minęła 365 noc.






You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 22, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

King's FlowerWhere stories live. Discover now