Rozdział IV - Kłamstwa

18 3 4
                                    

Cichy odgłos dzwonków rozległ się po całym zamku i nim Rukia zdążyła odłożyć duży plik kartek na swoje miejsce, dostrzegła jak stali już pod główną bramą. Niespokojnie westchnęła. Szykowała się długa rozmowa. Jednak mimo wszytko naprawdę szybko skończyła swoje zajęcie i pewnym krokiem udała się do głównej sali, gdzie Henriett czekała na nią wraz z grupką dobrze znanych jej aniołów.

- Przepraszam, że musieliście czekać - Powiedziała schodząc po ostatnich schodach - Oraz za tak nagłe wezwanie całej waszej trójki do Last Light...

- Nie, to nie jest żaden problem! - Odpowiedziała Leicie dokładnie rozglądając się dokoła.

- Miło mi to słyszeć. Carmen tak? Jak z twoimi ranami? Czy już w pełni się zasklepiły? - Dopytała, na co Carmen jakby wyrwana z transu spojrzała w jej stronę. Jej oczy dalej były lekko za mgłą, jednak nie stanowiło to przeszkody w rozpoznaniu z kim rozmawia.

- Um, tak... dziękuję pani... - Źrenica nawet nie drgnęła.

- Dobrze to słyszeć... Naprawdę to nie do pomyślenia co stało się ostatnimi czasy - Mruknęła - Macie może ochotę na filiżankę herbaty? Dużo przyjemniej jest przy niej rozmawiać - Dopytała, odwracając się w stronę jednej z sal, po czym otwierając drzwi ponownie spojrzała w ich stronę.

- Tak, jeśli to nie byłby problem - Odpowiedział Xine, dokładnie rozglądając się po pomieszczeniu. Cały pokój w rzeczywistości nie był szklarnią, a dużym oszklonym z dwóch stron pokojem, w którego wnętrzu poza różnymi rodzajami roślin znajdywały się też krzesła oraz kilka sześcio-osobowych stolików.

Po chwili wszyscy usiedli do jednego ze stolików. Z początku napięta atmosfera nie pozwalała cieszyć się urokiem tego miejsca, jednak wszystko zmieniło się gdy na stole zostały podane cztery filiżanki z cieczą o kolorze miodu.
Słodki zapach poziomek oraz kwiatów bzu, szybko rozluźnił nastolatków, pozwalając w końcu spojrzeć na Rukie, która teraz sama delektowała się ciepłym napojem.

- I jak smakuje?

- Jest naprawdę dobra... - Mruknęła Thilla, delikatnie odstawiając filiżankę, na co reszta jej przytaknęła.

- To naprawdę piękne miejsce - Rzucił Xine, dokładniej rozglądając się po pokoju - Aż trudno uwierzyć, że znajdujemy się dalej w zamku.

- Masz rację. Dla tego właśnie to miejsce jest idealne do przyprowadzania gości - Dokończyła Leicie, na co Xine jej przytaknął.

- Nie ma co się nie zgodzić. Tak czy inaczej... Jest jeszcze jeden powód dla którego was dzisiaj tu wezwałam - Zaczęła zielonowłosa bogini skupiając na sobie wszystkie spojrzenia - Jak pewnie wiecie, mało osób ma zezwolenie na wstęp do last light, prawda? - Przerwała, a zaraz po tym kontynuowała - Każda wizyta w tym miejscu wiąże się z pewnymi ograniczeniami, chyba że mówimy o sytuacji takiej jak ta, która spotkała Carmen.

Wzrok blondynki znów spoczął na jednym z kwiatów tylko po to aby po chwili znów musiał wrócić do Ruki.

- Szczerze martwie się czy atak na nią nie może się powtórzyć - Dodała biorąc łyk herbaty.

- Powtórzyć?! - Zawołała zdziwiona Lecie, spoglądając po wszystkich - Przecież już wystarczającą dużo zła jej wyczynili!

- Jaki by mieli w tym cel? - Thilla spojrzała na Carmen.

- Nie mogę wam wyjawić szczegółów, jednak mamy podstawy sądzić, że atak nie będzie jednorazowy. W jej krwi znaleziono śladowe ilości magii, która jak ustalono, miała ją zabić jak najpóźniej - Mówiąc to cicho westchnęła - Właśnie po to was dzisiaj tutaj zebrałam. Nawet jeśli możemy być pewni że usunęliśmy z jej organizmu te magię, nie mamy pewności że atak nie może się powtórzyć.

- Ale to wszystko jest nie jasne. Czemu niby aż tak bardzo im zależy akurat na niej? - Dopytał Xien - Przecież to nie logiczne.

- Jak już mówiłam, nie mogę wam zdradzić szczegółów. Jednak jeśli tylko zauważcie dziwne symptomy, albo poczujecie czyjąś obecność, musicie niezwłocznie mnie o tym powiadomić. W tym celu pozwole sobie coś wam dać.

Mówiąc to wstała z krzesła i podeszła do jednego z kwiatów, zrywając drobny czerwony pąk, który w jej dłoni zaczął prawie niewidocznie iskrzeć.

- Może to dość stara metoda, jednak jest prawie zawsze niezawodna - Mówiąc to zamknęła drobny syczący kwiat w małym szarym pudełeczku, które to następnie podarowała Carmen - W normalnych warunkach lepszy byłby ptak, jednak jeśli chodzi o dyskrecję jest dużo lepszy. Po porstu, gdyby się coś działo otwórz pudełko.

Carmen jeszcze chwilę spoglądała na pudełko nerwowo obracając je w dłoniach. Zanim w końcu mruknęła ciche "dziękuję".
__________________________________

- Naprawdę sądzisz, że to był dobry pomysł? - Zapytała Henriett, gdy w końcu zostały same w oranżerii.

Bogini kiwnęła przecząco głową.

- Nie tyle co sądzę, co się domyślam. Tak czy inaczej nie mogłam zostawić tak tej sprawy.

- Myślisz, że konieczne było kłamstwo? Mimo wszystko teraz właśnie może rozpocząć się prawdziwa panika.

- Nie rozpocznie się. Nawet jeśli skłamałam co do zamieszania w to młodej Carmen, absolutnie nie wykluczam ponownego ataku ze strony demonów. Po prostu myślę, że dobrze jest mieć bezpośrednich informatorów, których strach wyostrzy zmysły...
Fioletowo-włosa westchnęła.

- Pod tym względem jesteś bezlitosna - Mruknęła, siadając naprzeciw niej - Czasami zastanawiam się, jak to możliwe, że potrafisz być taka skrajna.

Złote oko powędrowało z reszek herbaty na archanioła, który teraz nieznacznie się uśmiechał w jej stronę.

- Może to strach? - Mruknęła nieznacznie biorąc ostatni łyk, teraz już zimnego napoju - Sama już nie wiem, czy zbytnio nie przesadzam.

- Prawdopodobnie tak - Powiedział Leir, stając za Henriett - Tak czy inaczej, lepiej byłoby nie uciekać się do takich rozwiązań. Mimo wszystko to jeszcze dzieci.

- Pewnie macie rację - Prychnęła, ochylając się na krześle, tak aby móc spojrzeć na przeszklony dach oranżerii.
- Obecnie jednak liczy się większe dobro...
___________________________________

Carmen znów spojrzała na okno. Blade lekko złotawe promienie światła wpadając przez nie na wskroś przebijały ciemne od zasłoniętych rolet pomieszczenie.
W jej głowie znowu zaszumiało. Złapała się za nią, podczas gdy pulsujący ból nawet na chwilę nie przestawał wzbierać na sile. W końcu nawet ona poddając się, skończyła leżąc skulona na ziemi.
Cichy jęk z bólu przerwał ciszę, jednak nikt go nie usłyszał. Wszyscy byli zbyt daleko.
"Pomocy" - Pomyślała.
Zrobiło jej się niedobrze. Musiała zakryć dłonią usta aby nie zwymiotować dosłownie wszystkiego czego tego dnia zjadła.
W końcu jednak ten stan zaczął mijać. Jej nadal mgliste oczy znowu mogły bez przeszkód spojrzeć na złoty promień, który teraz padał wprost na jej twarz.
Przyjemne ciepło ukoiło zmęczenie, pozwalając jej odpłynąć do krainy snów.
___________________________________

(Osobiście uważam to za najgorszy rozdział jaki napisałam... (Wybaczcie że musicie go czytać akurat w takiej formie, ale zależało mi na choćby minimalnej punktualności) Następne rozdziały postaram się jednak pisać znacznie lepsze... Obiecuję)

- FrozenRoseBerry

The True Ending Story - Opowieść inspirowanaWhere stories live. Discover now