Rozdział 25 | Wiosna jest królową samobójców*

Start from the beginning
                                    

– Panienko, weź zapauzuj! – warknął Shiki, robiąc maślane oczy szczeniaka. – Chodźmy na spacer! Taka ładna pogoda.

– To gra online, tego nie da się zapauzować. – Mówiła mu to już piąty raz... tego dnia. – Siadł pies – dodała, odpychając od siebie twarz demona. – Waruj.

– Ech... Ej! – w ostatniej chwili krzyknął mężczyzna, zanim wylądował na ziemi. Przez te dwa tygodnie Natalie opanowała do perfekcji technikę zwalenia sobie demona z pleców. – Okrutna jesteś. Okrutna!

***

Minęła godzina osiemnasta. Pozostało niecałe trzydzieści minut do mroku.

W miasto powoli spowijał mrok. Powoli zaczęły pojawiać się w nim coraz to groźniejsze demony. Na razie jednak nie atakowały, chowały się w cieniach, uciekały od ludzi. Czekały, aż za parę godzin wzejdzie księżyc. Pobłogosławi ich swoją zabójczą energią. Obudzi je.

Nowojorscy łowcy demonów ostrzyli swoje bronie, ładowali naboje. Musieli być więcej niż pewni, że obronią mieszkańców Nowego Jorku przed złem czającym się w mroku.

Peter doskonale znał te przygotowania, przez wiele lat służby przechodził przez to samo w Londynie. Jednak teraz go to już nie dotyczyło, przynajmniej nie tak, jak poprzednio.

Tym razem to on był demonem. I tym razem to na niego zapolują.

– Cholera – przeklął pod nosem, unosząc do góry wzrok. Niebo powoli przybierało barwę ciemnego granatu. – Mam ochotę zapalić.

– Czas ci się kończy. – Westchnęła Agatha, która cały czas szła obok niego. Albo za nim? Peter nie był do końca tego pewien. – Chcę jego głowy – dodała, robiąc nadąsaną minę.

– To weź ją sobie – warknął w odpowiedzi mężczyzna. – Z nim trzeba być ostrożnym.

– Jesteś nieuprzejmy. Jak to dama ma sama odrąbać facetowi siekierą głowę? Jak to tak.

– Siekierą? – Mężczyzna podrapał się po brodzie.

– To jest rzecz, na której się skupiłeś?! – syknęła, wywracając oczami. – Wiesz doskonale, że termin upływa za dwadzieścia dziewięć dni, prawda?

– Halloween.

– Tak, dokładnie – prychnęła. – Niebieski Księżyc w Halloween. Takie zjawisko zdarza się raz na kilkaset lat!

– Prawda.

– Czemu ty zawsze odpowiadasz tak lakonicznie? Wysiliłbyś się czasem. – Skrzyżowała ręce na piersi.

– Czemu ty zawsze tak dużo gadasz?

– Ktoś musi w tym związku.

– Nie jesteśmy w związku – oburzył się były łowca demonów.

Kobieta zachichotała.

– Jeszcze.

***

Parę minut po dwudziestej drugiej na niebie pojawił się Księżyc w pełni. Demony zaczęły szaleć po ulicach miasta, powodować wypadki samochodowe, nakłaniać ludzi do samobójstw, morderstw i rabunków. W Nowym Jorku zapanował chaos. Jednak nie o tym będziemy teraz mówić.

Skupimy się na tym, co wydarzyło się w pewnym penthousie w jednej z bogatszych dzielnic miasta.

– Nie sądziłam, że odwiedzisz mnie podczas pełni. Na swój sposób to romantyczne. – Madeline Rossa nalewała sobie rumiankowej herbaty do kubka w zabawne wzorki. Mimo że miała na swoim karku już naprawdę wiele lat, zamiłowanie do takich dziecinnych rzeczy nigdy jej nie przeminęło.

Taki już był jej urok.

– Nie stój tak w drzwiach, możesz wejść. – Kobiecie nie chciało się nawet odwracać, po aurze czy też zapachu doskonale wiedziała, kto ją odwiedził.

Jednak to był błąd.

Niestety gdy to sobie uświadomiła, było już za późno.

– No dalej, wróciłeś jednak po moją krew? – kontynuowała. – Czy może tak bardzo boisz się, że twojej dawnej miłości coś może się stać podczas pełni.

Kroki. Niespodziewany gość zbliżył się do wiedźmy na niebezpiecznie bliską odległość.

– Jeśli jesteś głodny, możesz się trochę napić. – Madeline odgarnęła włosy, dając dostęp do swojej szyi. – Dawno nie dawałam żadnemu wampirowi posiłku.

Nastąpiło ugryzienie, z początku delikatne, ale z każdą chwilą stawało się coraz odważniejsze. Żwawsze. Groźniejsze.

Nastąpił niebezpieczny punkt. Wampir wypił za dużo krwi. Wiedźma chciała go odepchnąć, ale nie była w stanie. Gość nasączył kły w truciźnie.

Minęło kilka zbyt długich sekund. Rossa upadła z hukiem na podłogę, z rany na jej szyi wciąż sączyła się krew.

Była martwa.

Jednak to nie Jake Smith ją zamordował. Zginęła z ręki Jasmine Roosevelt, żony Matthewa Roosevelta.

///

* To fakt. Wiosną jest od 20% do 60% więcej samobójstw niż w inne pory roku.

///

Hej, dzień dobry, dobry wieczór
it's me; podobał się rozdzialik? :x z tego miejsca chce zakomunikować, że wstęp do historii się skończył (tak 25 rozdziałów wstępu, to przez to, że chapki są takie krótkie :x <sami wybraliście> jak założymy, że w normalnej książce chap ma około 5k słów, to wychodzi na to, że 3 rozdziały tego opowiadania, to jeden normalny, więc moja historia ma dopiero coś koło 8 rozdziałów ;>) 
wstęp się skończył i teraz już będzie tylko mroczniej buuu, mam nadzieję, że się nie wystraszycie i nie uciekniecie z krzykiem >3<

speaking of the devil - w poniedziałek zaczynam kurs na prawo jazdy, trzymajcie za mnie kciuki bym to ja nie była tą co spierdala ;3

buźki

see ya

Riisny

Pamiętaj o śmierciWhere stories live. Discover now