~°~ 1 ~°~

156 15 82
                                    

Theo Whitford

- Theo, przynieś, proszę, resztę żarówek z samochodu. - Rzekł niosący kilka pudeł Philip — jeden z naszych stałych pracowników.

Nie byłem w stanie pojąć, jak to możliwe, że w ciągu jednego popołudnia w podziemiach domu dziadka Aleord'a została zamontowana sieć elektryczna. Wszechobecne agregaty prądotwórcze zasilały nowopowstałe ogromne lampy sufitowe, nadając pomieszczeniu nowe życie.

Skonstruowana została również maszyna pełniąca rolę karmicielki bestii znajdującej się w zbiorniku pod podłogą. Budowa tego udogodnienia kosztowała życie czterech pracowników... Każde nieostrożne lub zbyt bliskie podejście do otchłani wody zbierało potworne żniwo, a by urządzenie działało poprawnie — ktoś musiał zamocować dwie szyny tuż nad śmiercionośnym otworem w podłodze.

Końcowy efekt był jednak nad wyraz zadowalający... Wyciągane z kontenera ciała, chwytane były przez metalowe szczypce. Te z kolei unosiły je aż pod sufit, gdzie odbywały kilkudziesięciometrową wędrówkę po metalowych szynach, by na koniec spaść wprost do legowiska poczwary. Takie rozwiązanie sprawi, że już nikt nie będzie musiał bać się o własne życie, gdy zostanie mu zlecone nakarmienie morskiego potwora...

Do czasu...

Wszedłem po drewnianych schodach, które zdążyły zostać poprawione i wzmocnione. Po obu ich stronach pojawiła się barierka, zapewniająca dodatkowe bezpieczeństwo.

Połamana przeze mnie klapa i podłoga wokół niej zniknęła na rzecz jej nowych odpowiedników. Wszystko dookoła zostało zabezpieczone, by nie zdarzył się w przyszłości taki wypadek, jaki miał miejsce w moim przypadku... Na parterze domu została zorganizowana jadalnia dla wszystkich robotników biorących udział w "remoncie".

Przemknąłem obok plastikowych stolików, przy których posilało się kilku mężczyzn. Każdy z nich mierzył mnie badawczym wzrokiem, podnosząc zaciekawione spojrzenie znad talerza.

Speszony wymknąłem się z drewnianego budynku. Zbiegłem po wiekowych schodkach, kierując się polną dróżką wprost do przyczepy kempingowej, w której mieszkałem od wczoraj. Zamknąłem za sobą drzwiczki, oparłem się o nie plecami i zsunąłem się na podłogę. Ukryłem twarz w dłoniach głęboko wzdychając.

Nie mogłem tego znieść...

Dobrze wiedziałem, co myślą o mnie wszyscy ci ludzie... Rozpieszczony synek bogatych i wpływowych rodziców... Przez takiego gówniarza giną ludzie...

Zaszlochałem drżąc z nadmiaru emocji.

Przecież ja nic nie wiem... Nie chciałem tego... Właściwie to nadal nie wiem, co się dzieje... O co w tym wszystkim chodzi... co to ma na celu...

Dlaczego ojciec mi to robi? Po co mi ta bestia...? I co to w ogóle jest...? To coś ma mnie chronić...? Jak, skoro nikt, kto się do tego zbliży nie wychodzi z tego spotkania cało...?

W mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań i niewiadomych, na które nikt z obecnych nie był w stanie mi odpowiedzieć...

Otarłem twarz dłońmi, chcąc pozbyć się oznak chwilowej słabości. Zacisnąłem palce na włosach, próbując zebrać myśli i przywrócić się do porządku... Pociągnąłem nosem, podpierając się i po chwili wstając. Nie mogłem się teraz mazgaić...

Wziąłem głęboki oddech, kładąc dłoń na klamce.

- Musisz być silnym mężczyzną... - Wyszeptałem sam do siebie mało przekonująco.

Wyszedłem z imitacji mieszkania i pewnym krokiem ruszyłem w kierunku samochodu dostawczego, z którego miałem zabrać resztę oświetlenia.

Musiałem wyglądać niesamowicie komicznie idąc jak pokraka... W dodatku nienaturalnie wyprostowana pokraka... Gdy znalazłem się przy dużym zielonym aucie z napisem "Bud-Max", chwyciłem za uchwyt, który przy odpowiednim nacisku powinien ustąpić i pozwolić mi odsunąć boczne drzwi.

Vitanian |bxb|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz