- To już nieaktualne od dłuższego czasu, rozstaliśmy się. W zasadzie od tamtego czasu wszystko zaczęło się sypać, a teraz jeszcze to. Tak bardzo mi jej brakuje. Zawsze miałyśmy tylko siebie. Była taką silną kobietą, do samego końca. Nigdy nie narzekała choć ledwo wiązała koniec z końcem, ten cholerny dom doprowadzał ją do frustracji, ciągle coś się w nim psuło. Ale nigdy nie chciała się stamtąd wynieść. To było jej miejsce, nazywała je swoją mysią norą - uśmiechnęłam się. Te właśnie wspomnienia chciałam zachować, nie nadgryzać ich, żeby nie poczuć gorzkiego smaku przemijania.

- Nie przyjechałem w zbyt dobrym momencie, i jeszcze wyskakuję z tym wszystkim tutaj...

- Nie, zjawiasz się w dobrym momencie. Teraz potrzeba mi towarzystwa kogoś takiego, jak ty. Wiesz o czym mówię...po prostu czuję się przy tobie, jakbym była we właściwym miejscu, to jakby... nie wiem, jak to nazwać - westchnęłam.

- Po prostu się dogadujemy.

I zapadła cisza. Cóż więcej można było wtedy powiedzieć. Okoliczności nie sprzyjały radosnym powitaniom i wspominkom. Choć na jego widok częściowo przebijała się przeze mnie radość, to gorycz i tęsknota były silniejsze. Przed rozsypaniem się i popadnięciem w histerię ratował mnie jedynie obraz mamy tuż przed śmiercią. Była zupełnie spokojna, odchodziła, jakby wiedziała, że tak trzeba. Z nadzieją. Zawsze wierzyła w istnienie czegoś w rodzaju drugiego świata. W zasadzie ona to wiedziała. Wiara zazwyczaj łączy się ze zwątpieniem. Ona nie poddawała swojego przekonania rzadnej próbie krytycznego myślenia. Przyjęła to za oczywisty fakt. I to także pocieszało mnie. Ogarniał mnie spokój. Nie trwał rzecz jasna cały czas, ale przychodził w końcu po gorszych chwilach.

Tamtego dnia spędziliśmy z Henrym całe popołudnie. Opowiadał mi o początkach swojego gospodarstwa, ciężkiej zimie, która trwała znacznie dłużej niż zazwyczaj. Za to lato ponoć było piękne. Żałowałam nawet, że wtedy mnie tam nie było. Chciał, żebym odwiedziła go, gdy poczuję się lepiej, żebym może nawet została na dłużej. Ta wizja bardzo mi się spodobała. Zapamiętałem południe spalone słońcem, pokryte kurzem i pachnące suchą ziemią. Móc znów zobaczyć te miejsce, tych ludzi, oderwać się od wszystkiego, co znałam tutaj. Może, gdybym przeniosła się tam na stałe, udałoby mi się osiągnąć równowagę.

Powiedziałam mu, że przyjadę. Może za kilka miesięcy, gdy ureguluję wszystkie sprawy, znajdę kupca na dom i odlożę kilka groszy. Powinnam wyrobić się do zimy, może nawet zjawić się z początkiem jesieni. Zostawił mi swój telefon i nowy adres. A potem wsiadł w samochód i odjechał.

Dom bez mamy był dla mnie za duży, za pusty i zbyt ponury. Ale wiązało się z nim wiele wspomnień. Mimo to nie byłam do niego nigdy przywiązana w równym stopniu, co ona. Po jej śmierci chciałam go jak najszybciej sprzedać. Poza tym nie było mnie stać na jego utrzymanie. To także przemawiało za tym, by przenieść się na południe. Może zatrudniłabym się znów u pana González, albo w jakimkolwiek innym miejscu, wynajęłabym pokój w mieście. Wydawało się to coraz lepszym pomysłem. Choć wiedziałam, że nigdy nie będę całkowicie częścią tamtego świata. Zbyt wiele rzeczy w moim życiu wiązało się z tym cholernym miastem.

Siedziałam na kanapie w zupełnej ciszy i dręczyłam się analizowaniem ostatnich lat swojego życia, zwłasza od momentu, w którym poznałam Daniela. Wtedy byłam jakby pozbawiona rozumu, całkowicie zagubiona, niedoświadczona i owładnięta jego pewnością siebie. Potem Peter, w którym widziałam anioła, wydawał się zbawieniem i wróżył idealną przyszłość. A jednak był egocentrycznym idealistą, którego przerósł naturalizm mojej historii, zburzył mu całe wyobrażenie, które starannie kreował. Zwyczajnie uciekł. Bez wzruszenia.

Do zaprzestania rozmyślań zmusiło mnie pukanie do drzwi. Otworzyłam je i tak samo szybko chciałam je zamknąć. Widząc przed sobą Daniela poczułam taki przypływ zmęczenia i znudzenia, że musiałam oprzeć się o framugę, bo przysięgam, padłabym jak długa na podłogę.

- Znalazłaś zdjęcie - słyszałam, że był zirytowany - i nic mi nie powiedziałaś - minął mnie, wchodząc do środka.

Odsunął mnie ramieniem od drzwi i zamknął je. Odwiesił swoją kurtkę i trzymając w ręku jakieś kartonowe pudełko szedł dalej w głąb domu.

- Nie pozwoliłam ci wejść - warknęłam i gwałtownie szarpnęłam za klamkę. Być może zbyt gwałtownie, przez chwilę bałam się, że zostanie mi w ręku. - Wyjdź stąd.

- Nigdy stąd nie wyjdę. Za to ty zamkniesz te cholerne drzwi, przestaniesz zachowywać się jak dziecko, usiądziesz i mnie wysłuchasz.

- Nie mam ochoty cię słuchać. Nie chcę nawet, żebyś tu... - urwałam, bo Daniel złapał mnie za ramię, znów odsunął od drzwi, zamknął je, przekręcając zamek i zaprowadził do salonu.

- Chcę, żebyś mnie tylko posłuchała - powiedział spokojnie i dostrzegłam w jego spojrzeniu prośbę. - Może wtedy zrozumiesz wszystko, co miało miejsce. To wydaje mi się ważne.

- Dobrze - westchnęłam i niedbale opadłam na poduszki. Czułam się wykończona tym wszystkim, nie chciałam go słuchać, nic zrozumieć, ale nie miałam siły krzyczeć i wyrzucać go z domu na siłę. - Więc mów, co chcesz mi powiedzieć. Choć to i tak bez znaczenia.

- To nie jest bez znaczenia - zaprotestował.

- Cokolwiek - mruknęłam i przetarłam oczy dłonią, żeby trochę otrząsnąć się z tego dziwnego znużenia.

Sto ukrytych pragnieńOnde histórias criam vida. Descubra agora