Prolog

273 5 3
                                    

-O nie! Kochanie, to chyba się zaczyna!                                                          -Co?! Już?! Dobrze, że wcześniej wszystko przygotowałaś...bo...wcześniej wszystko przygotowałaś, tak?-powiedział Kovu do swojej żony, lekko wzdygnuęty jej wyrazem twarzy, który wskazywał na ,,nie".                                        -Ja... Jeszcze nie jestem gotowa! Miałam to zrobić, przysięgam! Ale... Zuri mi doradziła, że lepiej zrobić to wszystko później przed samym zaczęciem...aby siano i trawa były świerze, i...                                                       -Dobra, dobra juź rozumiem. Po prostu przyjaźnisz się z wielką, egoistyczną małpą! Daję głowę, że ona Cię specjalnie podpóściła, bo chciała mieć więcej czasu dla siebie, zamiast Ci pomagać w przygotowaniach.                   -Och, nie mów tak! To prawdziwa i oddana przyjaciółka. -odpowiedziała Kiara, wijąc się z bólu. Nagle, niespodziewanie zza rogu Lwiej Skały przybiegła Zuri z Kionem.                           -Bardzo przepraszamy, że tak późno. Musieliśmy pomóc Tifu, opiekować się małym. -szybko odparła Zuri.                      -To dlatego Tifu nie przyszła-zastanawiał się Kovu -Jak młody ma na imię, Kionie?                                                -Sefu. Oznaczacza ,,brudasek" bo mały nie znosi kąpieli.                                           -To już! Pomórzcie mi! Szybko! Zawołajcie Rafikiego! -krzyczała królowa.                                                           -Na razie my je weźmiemy. Kion, ty weź tego ciemniejszego, ja wezmę jaśniejszego -powiedziała Zuri zdecydowanym tonem, chwytając za skórę ciemnorudego lewka.                   -Zuri, czekajcie! To jeszcze nie wszystkie! Jeden z nich nie może wyjść! -krzyknęła.     -Gdzie jest Rafiki?!                                      -Jestem już, Kovu. Bądź spokojny -odpowiedziała stara małpa, po czym zerknęła na Kiarę i zaczęła powoli wyjmować ostatnie lwiątko.                         -Ten chyba jest najśliczniejszy, ale też najmniejszy -powiedział Rafiki, spoglądając z czułością na ciemnomiodowe, malutkie lwiątko -Chyba niestety przez to zaplątanie ma paraliż lewej tylnej łapy, ale powinno się zagoić. -To ja już lepiej sobie pójdę skoro...już po wszystkim... -powiedział Król z lekko zmieszaną miną.                                         I tak go nikt nie usłyszał, więc wyszedł po kryjomu i pognał w kierunku cmentarzyska słoni. Gdy wrócił, trzymał w zębach małą, białą kulkę puchu, która miała zaledwie parę tygodni.

Król lew 4: Czas KiaryWhere stories live. Discover now