Część 18. Zima 2018

Start from the beginning
                                    

- Ale z ciebie cyniczka i fatalistka, Julka. Miłych świąt.

- Wzajemnie.


Zostaję jeszcze przez chwilę. Chodzę po pustej galerii, gaszę światła. Przykro mi, Wiktorio – myślę. Nie tak miało być. Wszystko miało być zupełnie inaczej. Myślałyśmy obie, że śmierć Piotrka to najgorsze, co mogło nas dotknąć.

To uczucie, kiedy myślisz, że znajdujesz się na dnie i nagle słyszysz pukanie od spodu...

Pukanie słyszę faktycznie, ale nie zwracam na nie większej uwagi. Wychodząc zamyślona, niemal wpadam na osobę stojącą na wycieraczce.

Paweł Kiliński?

Niech to szlag! Wrócił.

- Właśnie zamykam – odzyskuję mowę i pewność siebie. - Czego chcesz?

- To dobrze się składa – stwierdza Paweł z szerokim uśmiechem. - Pojedziemy gdzieś na kawę, pogadać?

- To nie jest dobry pomysł – spinam się.

Jestem z nim sama, na pustej klatce schodowej, w pustym o tej porze budynku, w którym mieszczą się tylko biura i lokale usługowe. Już raz był agresywny. Zaczynam się trochę bać.

- Okej, nie nalegam – zagaja pojednawczo. - Zaproś mnie do środka, pogadamy sobie tutaj. Daj spokój, nie patrz na mnie takim wzrokiem, jak zraniona sarna! Przecież nic ci nie zrobię. To tamten gość mnie zaatakował, ja jestem pokojowo nastawiony.

Nie komentuję tego, co powiedział. Wciągam powietrze nosem, by wyczuć, czy i tym razem zalatuje od niego browarem. Chyba nie. Pewnie i tak ta rozmowa mnie nie ominie. Lepiej mieć to z głowy. Gestem zapraszam go do środka i prowadzę do gabinetu Wiktorii, teraz już mojego.

- Jakoś pusto tu u was – komentuje, rozglądając się.

Wzruszam ramionami:

- To nie supermarket, żeby był wzmożony ruch przed świętami. Chcesz kawy?

- O, tak, chętnie. Jechałem z Wrocka praktycznie bez przerwy.

- Tak cię przycisnęło? - pomrukuję, przechodząc do drugiego pomieszczenia i włączając ekspres do kawy.

- Głupio wyszło, poprzednim razem. Myślę, że moglibyśmy jakoś się dogadać. A co ty o tym myślisz? - gada do ściany w gabinecie, podczas gdy ja wpatruję się w ekspres do kawy w nadziei, że jego widok przyniesie mi gotową odpowiedź na pytanie „co robić dalej".

Potem zanoszę mu gotową kawę i cukier.

- Zrobiłam czarną, bo mleko się skończyło – informuję cierpko.

- Nie ma sprawy, dzięki. Ładnie wyglądasz, mówiłem ci już?

- Poprzednio nie byłeś w nastroju do sypania komplementami – stwierdzam, siadając za biurkiem i obrzucając go wyniosłym spojrzeniem, niczym natrętnego petenta.

- To nie tak, Julka – protestuje Paweł, głośno mieszając cukier w filiżance. - Wiem, że byłaś zaskoczona, ale od razu zaczęłaś wobec mnie przyjmować postawę obronno -atakującą, jakbym był najgorszym wrogiem. A potem jeszcze ten stary się wtranżolił.

- A ty ściągnąłeś policję – wypominam.

- Nie chodziło mi o ciebie, tylko o starego. Przegiął. Żeby tak od razu z pięściami? Ale ostatecznie wycofałem skargę. Kim on właściwie dla ciebie jest?

- Dalekim krewnym. Właściwie to krewnym Wiktorii – poprawiam.

- Aaa, tej babeczki, która była właścicielką galerii? - znów się rozgląda, jakby szukając jakiś materialnych śladów obecności Wiktorii.

Ostatnie możliwe miejsceWhere stories live. Discover now