Wrócił praktycznie nad ranem, przez co ją zbudził. Teraz, po przespaniu zaledwie czterech godzin, na wpół żywy przez kaca i niewyspanie, ogłosił, że pójdzie razem z nią na badanie kontrolne.

— Jestem w końcu ojcem. Muszę być obecny na wizytach — odparł z naciskiem, wlewając w siebie kolejną filiżankę kawy, by wrócić do świata żywych.

Nie musiał nawet wspominać, jak bardzo bolała go głowa. Powinien teraz leżeć zakopany w poduszkach, zamiast próbować cucić się kofeiną. Jednak zobowiązał się do tego, że będzie się o nią troszczył i dbał o zdrowie jej oraz dziecka. Co z tego, że zapomniał o wizycie, mimo tego, że mówiła mu o tym z kilkudniowym wyprzedzeniem? Kolejna kawa powinna nieco go wskrzesić.

— Do tej pory jeździłam sama i nic się nie działo — mruknęła pod nosem. Nienawidziła z nim rozmawiać, kiedy wciąż odczuwał skutki ostatniej popijawy. Miała wtedy wrażenie, że mówi do ściany zamiast do człowieka.

— Daj już spokój. — Zbył ją machnięciem ręki. — Nic mi przecież nie jest. — Na potwierdzenie tych słów poprawił swoją marynarkę i przekrzywiony krawat. Wypsikał na siebie chyba pół buteleczki perfum, gdyż nie miał najmniejszej ochoty na branie prysznica. Trudno, Sani będzie miała tym razem 'wczorajszego' towarzysza. — O której masz mieć badanie?

— O jedenastej trzydzieści. — Westchnęła ciężko. Aż przykro jej się zrobiło, widząc, jak starał się doprowadzić do porządku. Nie chciała nawet wiedzieć, ile musiał wypić wczorajszego wieczora.

Już jakiś czas temu przestałą się zastanawiać nad tą skłonnością Parka. Zdążyła już się nauczyć, że im mniej próbowała dowiedzieć się od Jimina na jego temat, tym lepiej. Nie była im potrzebna kolejna kłótnia.

— Świetnie. — Wstał od stołu, chcąc nie chcąc przytrzymując się blatu, gdy powróciły zawroty głowy. Cholera, obiecał sobie przecież, że będzie zachowywał jakiś umiar w trakcie picia! Co też strzeliło mu do głowy, by doprowadzać się do takiego stanu?

Gdyby tego wszystkiego było mało, najgorsza była świadomość, że Sani doskonale wiedziała, do czego się posunął. I on miał stać się już niedługo głową rodziny? No dobrze, nie do końca, ale przecież wkrótce miał na niego spaść obowiązek bycia ojcem. Nie wykluczał oczywiście, że całkiem zrezygnuje z picia, ale z pewnością nie powinien tak się upijać. Choć Sani udawała, że nie widziała jego stanu, miała świadomość tego, że przesadzał.

Nie miała o nim najlepszego zdania. Co więcej, miała go za lekkoducha, podrywacza i humorzastego faceta. Nie mógł już chyba spaść niżej w jej oczach.

Dobrze, że zdążył zmienić koszulę, przesiąkniętą zapachem perfum Seyo. Nie wiadomo dlaczego nagle odezwała się w nim konieczność zachowania jego kochanki w tajemnicy przed Kang.

— Taksówka będzie po nas czterdzieści minut przed umówioną wizytą. Pasuje ci? — Podniósł na nią nieprzytomne spojrzenie.

— Tak. Ale sam przecież mówiłeś, że nie chcesz pokazywać się w mojej obecności, by nikt nie widział nas razem. To mogłoby zagrozić twoim interesom. — Przypomniała mu słowa, które wyrzucił kiedyś w gniewie na początku ich wspólnego zamieszkania. 

— Ale dałem też słowo, że zatroszczę się o dziecko — syknął, nie mając kompletnie nastroju do sprzeczek. — Koniec dyskusji. Pojedziemy razem do lekarza. — Odchylił się na krześle, uciskając pulsujące skronie palcami.

Sani zacisnęła tylko pięści w odpowiedzi. Jimin ciągle podporządkowywał ją sobie, nie dając szans na przedyskutowanie jakiegoś tematu. Ta apodyktyczność doprowadzała ją na skraj wrzenia. Jednak miała świadomość, że kiedy Park był w takim stanie, nie wolno było przeciągać struny. Inaczej mogło się to skończyć niezbyt przyjemną dla uszu wiązanką.

Troska o zdrowie maluszka była dla niej najważniejsza, dlatego zaciskała zęby i pozwalała mężczyźnie zachowywać ostatnie słowo.

Godzinę później siedzieli już na poczekalni. Próbowała zachować przyjazny wyraz twarzy, jednak ponury nastrój Parka zdawał się przechodzić również na nią. Kiedy tylko przekroczyli drzwi szpitala, Jimin rozejrzał się po wnętrzu, po czym w niewybredny sposób skrytykował go jako: 'paskudną ruderę, gdzie na pewno nie uzyskają fachowej opinii'. 

Siedział więc obok niej na krzesełku, nabzdyczony, zły nie wiadomo na co, zdenerwowany, że przyszło mu chodzić po szpitalach, od których tak stronił. Do tego wiele par oczu wciąż mu się przyglądało, a radosne świergotanie przyszłych rodziców działało mu na nerwy. Z ulgą więc wszedł do gabinetu, kiedy poproszono Kang Sani.

Lekarz i pielęgniarka początkowo nie chcieli go wpuścić, by mógł towarzyszyć kobiecie w trakcie wykonywania USG. Jednak Jimin nie przyszedł tam razem z brunetką, by zostać odprawionym z powrotem na korytarz. Powiedział, że jako ojciec ma prawo być obecny przy badaniu.

Ostatecznie lekarz prowadzący ciążę Sani musiał zgodzić się na obecność Parka, chociażby z tego względu, by mieć święty spokój.

Jimin uważnie przysłuchiwał się słowom lekarza, starając się zapamiętać jak najwięcej. Wkrótce nastąpiła pora na badanie ultrasonografem. Jimin grzecznie usiadł na dostawionym taborecie, po czym obserwował, jak doktor rozsmarowywał na jej wystającym brzuchu dziwną maź. Zaraz potem przyłożył do jej skóry głowicę urządzenia. Zerknął na twarz Sani, dla której była to rutyna i coś najnormalniejszego w świecie.

Dla niego za to wszystko było nowością i kiedy mężczyzna polecił mu spojrzeć na ekran, najpierw nic nie zauważył. Dopiero, kiedy lekarz wyjaśnił mu, że miał właśnie okazję widzieć swoje nienarodzone jeszcze dziecko, mocniej zabiło mu serce.

Jak w transie nie przestawał potakiwać, kiedy doktor pokazywał mu, gdzie są nóżki, gdzie rączki czy główka. Dla niego była to chwila, która z pewnością miała pozostać z nim do końca życia. Pomyślał zaraz, jak mała była ta istotka i jak bardzo była ona krucha.

Sani również obserwowała ruchy dziecka, uśmiechając się delikatnie. Ścisnęło go w dołku na myśl, że ta filigranowa kobieta nosiła pod sercem dziecko. Jego dziecko. Była taka silna i odważna, że podjęła się donoszenia ciąży, nie mając nikogo, kto mógłby ją wspierać czy pomagać.

Sani nigdy nie skarżyła się ani słowem. Tymczasem była od niego tysiąc razy bardziej odpowiedzialna i silna. Kiedy przypomniał sobie, jak ją traktował...

Bezwiednie stanął obok kozetki, na której leżała. Niewidzialna pięść wciąż zaciskała się na jego tchawicy, kiedy próbował jakkolwiek wykrztusić z siebie słowa... no właśnie, jakie? Podziękowania, że zdecydowała się urodzić jego dziecko? Pochwały, że była taka dzielna?

Najdelikatniej, jak to tylko możliwe, położył dłoń na jej głowie i począł głaskać lśniące włosy kobiety, zebrane w kok na czubku głowy. Muskał przy tym czoło i brwi Sani w powolnym rytmie.

— Pani partner się najwidoczniej wzruszył. — Mruknął do niej lekarz z uśmiechem na ustach, ruchem głowy wskazując na Jimina, do którego zdawały się nie docierać inne bodźce, poza obrazem dziecka na monitorze. Spojrzała na niego ukradkiem. Oczy mężczyzny podejrzanie lśniły. Poddała się z przyjemnością jego kojącemu dotykowi, po raz pierwszy czując, że miała w kimś oparcie.

— Chcecie państwo znać płeć dziecka? — zapytał doktor, obserwując tę niespotykaną parę, która nie trzymała się nawet za ręce, wchodząc do gabinetu, a teraz nie mogli wręcz pohamować subtelnych pieszczot.

Pani Kang musiała coś kręcić z tym, że Park Jimin to tylko ojciec dziecka. Z jego wieloletniego doświadczenia wynikało, że za tym musiały stać nieposkromione uczucia.







UNEASY ~ P.JM ✔️[3]Where stories live. Discover now