~sept chapitre~

11 1 0
                                    

Serce mi zamarło, jednocześnie biło tak cholernie mocno, że nie potrafiłem wziąć oddechu, ale musiałem być silny i coś zdziałać.

Mark, nadaj się w końcu do czegoś.

Wezwałem pogotowie. Tylko tyle mogłem zrobić. Dzięki wskazówkom ratownika, wykonałem pierwszą pomoc. Jackson się ocknął, jednak za chwilę przyjechali ratownicy i i tak musieli go wziąć do szpitala. Na szczęście pozwolono mi wejść z nimi do karetki pogotowia. Miałbym ciężko z dojazdem, a musiałem być teraz przy Jacksonie. 

Nie potrafiłem się na niego gniewać. Na pewno nie po tej wiadomości i słowach, które wzajemnie sobie powiedzieliśmy. Za mocno go kocham, żeby w takiej sytuacji się od niego odwrócić. Wierzę, że wyzdrowieje na każdy możliwy sposób, a po wszystkim znów się spotkamy.

Całą drogę skupiałem się tylko na nim. Trzymałem go za rękę, jednocześnie głaszcząc go kciukiem. Spoglądaliśmy na siebie, uśmiechając się od czasu do czasu, jednak żaden z nas się nie odezwał nawet słowem. Ta droga minęła naprawdę spokojnie. Na szczęście stan Jacksona się nie pogorszył, nawet nie znamy przyczyny jego utraty przytomności. Stres? Serce? Mało snu? Złe odżywianie? Nie miałem pojęcia, lecz liczyłem na to, że to nic poważnego. 

Byliśmy już na miejscu. Wanga wprowadzili do środka, ja miałem czekać w poczekalni. Wzięli go na jakieś badania, a ja nie potrafiłem się uspokoić. Byłem zdenerwowany, chodziłem w kółko, spoglądałem na sale przez szklane drzwi. Niestety był zasłonięty jakimś kocem i nic nie mogłem zobaczyć. Pozostało mi tylko czekać. Czas. Czas, to było najgorsze, co mogło powstać, lecz jedyne, co trzyma nas przy życiu. Cóż za hipokryzja, nie uważacie? Czasem to właśnie tylko na czas możemy liczyć, momentami musimy przed nim uciekać, bo za nim kryje się coś, co może nas zniszczyć. 

Z rozmyśleń wyrwał mnie niski głos doktora. Lekko podskoczyłem, ale natychmiast się otrząsnąłem.

- Pacjent Jackson Wang.- zaczął mężczyzna.- Zrobiliśmy badania, z których wynikło, że na szczęście nie było to nic poważnego. 

Jaka ulga...

- W takim razie co było przyczyną?- Zapytałem, ciężko przełykając ślinę.

- Prawdopodobnie stres i przemęczenie. Pacjent powiedział mi, że ostatnimi nocami nie śpi praktycznie wcale, dużo się stresuje i zamartwia. Potrzebuje odpoczynku i zrelaksowania się. Nic poważniejszego nie powinno mu się stać.- Zakończył z uśmiechem.

- Jakie szczęście....- Uśmiechnąłem się szeroko.- A kiedy będzie mógł wyjść?

- Myślę, że jutro spokojnie możemy go wypuścić, oczywiście zaprowadź chłopaka prosto do łóżka!- Facet uśmiechnął się i poklepał po ramieniu, po czym odszedł.

A ja spaliłem buraka. 

C H Ł O P A K A

DO Ł Ó Ż K A . 

o czym ja do cholery myślę.


Szybko musiałem się ogarnąć, bo dostałem pozwolenie na wejście na sale. Klepnąłem się w policzek, wziąłem parę głębokich wdechów i otworzyłem drzwi. Z daleka mogłem zauważyć już chłopaka leżącego na łożu. Spokojnie się zbliżyłem i usiadłem obok. 


- Mark...- Dopadły mnie ciarki. Moje imię, z jego ust brzmi tak niesamowicie? Jego niska barwa głosu, ah, taka pociągająca.- Dziękuję Ci.

Spojrzałem na niego pytająco. W końcu nie miał za co dziękować. Zrobiłem to co miałem, byłbym dupkiem, gdybym wtedy nic nie zrobił. Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie zapytał.

- Ale za co? Przecież nic wielkiego nie zrobiłem.

- Jesteś, Mark. Jesteś i za to Ci cholernie dziękuję. Błagam, nie odchodź ode mnie.- Jego oczy były już zalane łzami, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce.

- J-Jackson, nie chcę cię zostawiać i ty doskonale o tym wiesz. Naprawdę nie chcę.

- W takim razie tego nie rób. Dlaczego miałbyś? Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy.

Racja, wszystko już zostało wyjaśnione. Dlaczego więc dalej ciągnąłem temat? Znów coś spierdolę i Jackson nie będzie w spokoju mógł odpocząć, jego stan psychiczny się pogorszy, i nie wiadomo jak to wszystko się skończy. Dlatego nic już nie odpowiedziałem. Nachyliłem się do niego, spojrzałem mu w oczy najgłębiej jak potrafiłem, i złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, by dać mu do zrozumienia, że nie odejdę. Nie pozwolę odejść mu na zawsze. Jestem pewien, że znów będziemy mogli się spotkać, a nasze usta ponownie będą mogły stworzyć idealnie pasującą do siebie jedność. Rozłączyłem nasze usta, biorąc od razu duży wdech. 

- Jackson?- Spojrzałem na niego.

- T-tak?

- Proszę, wróć szybko, cały, i zdrowy. Ja będę czekał, zawsze.

- Wrócę. Obiecuję, że ponownie będziemy mogli stanąć twarzą w twarz i powiedzieć te słowa.

- Jakie słowa?

Jackson przybliżył się do mojej twarzy i szepnął.

- Kocham Cię. 

Oh, znów ta fala dreszczy.

- Ja Ciebie też kocham, Jackson Wang. 

Kolejny pocałunek, tym razem krótszy, lecz pełen emocji i tych słynnych motyli w brzuchu.

- Dobra Mark, teraz zmykaj do domu. Zobaczymy się jeszcze jutro.- Powiedział młodszy.

- Chyba sobie żartujesz.- Zostaję z Tobą.

Jackson się tylko zaśmiał i poklepał mnie po głowie, przeczesując od razu moje włosy.

- W porządku, ale jeśli doktor cię wyrzuci, to już będzie twoja sprawa.- Zaśmiał się i przytulił się do mojego brzucha.

- Biorę na siebie całą odpowiedzialność.- Odpowiedziałem pewnie.

Więcej żaden z nas nie powiedział, ja jedynie zabrałem kawałek kołdry pod którą leżał chłopak, i położyłem się obok niego. Łóżko nie było zbytnio szerokie, dlatego leżeliśmy naprawdę blisko siebie. Jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Nie dzielił nas nawet centymetr, a ja i tak chciałbym, abyśmy stali się jednością. Po prostu jednością. Tylko ja i on, razem. Jednym sercem i jednym ciałem. Na samą taką myśl zrobiłem się cały czerwony. Na szczęście leżałem tyłem do niego, więc tego nie zauważył.

- O czym myślisz Mark?- Poczułem, jak serce mi przyspiesza. 

- Huh?? J-ja?

Poczułem jego oddech na tyle swojej szyi. 

- Tak, ty.- Przełknąłem ślinę.

- O nas. 

- Nas? W jakim sensie?

Proszę Cię, nie rób mi tego.

- W tym, że pragnę, aby nasze serca stały się jednym sercem. Aby oba biły tylko dla siebie. Aby nasze ciała były tylko dla nas nawzajem, abyśmy my, byli tylko swoi, na zawsze. Właśnie o tym myślę. O nas.

Chyba go zatkało, bo nic nie odpowiedział, jednak czułem na swoich plecach jego cholernie mocne bicie serca. I tak, czułem, że bije ono właśnie dla mnie. Tylko dla mnie. To uczucie było tak niesamowite. Uczucie przynależności do kogoś, bycie ważnym i potrzebnym. Bycie kochanym. Wreszcie się na coś przydałem. Wreszcie będę mógł pokazać swoje troskliwe serce. Ah, teraz już nie tylko swoje. Ale będę mógł go używać i mam nadzieję, że uda mi się spełniać rolę dobrego chłopaka. Teraz jedynym moim zmartwieniem był... jego wyjazd. Ale obiecał, więc wierzę, że wszystko pójdzie po naszej myśli. 


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 16, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

мүσsσтιs [мαякsση]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz