A/N: Wygrzebane z folderu bez dna, odskocznia od ponurych tematów, ponurego roku 2019 i sesji. Jutro mam dwa egzaminy, więc czy istnieje lepszy moment na wygrzebywanie niedokończonych fików, kończenie ich i publikację? Bo wiecie, twórca tworzyć musi, inaczej się udusi...
***
Będąc personifikacją, należało być przygotowanym na rzeczy dziwne, przedziwne i absolutnie absurdalne. Takie rzeczy mogły każdego dnia czekać za drzwiami po powrocie z pracy, w szczególności, jeśli miało się starszego brata o dość ekscentrycznej osobowości.
Teatru improwizowanego za drzwiami własnego mieszkania, będącego wariacją na temat wiekowej legendy Ludwig się jednak nie spodziewał. Przynajmniej nie tego dnia.
Wychodząc z windy, usłyszał krzyki i przez ułamek sekundy łudził się, że to może jednak sąsiedzi. Wrzaski jednakże zdecydowanie dochodziły zza eleganckich drewnianych drzwi, które miał tuż przed sobą, więc Ludwig jedynie westchnął w duchu i wsunął klucz do zamka, mając nadzieję, że to nic strasznego.
Może impreza urządzona przez Gilberta już weszła na etap wyrywania sobie wzajemnie kręgosłupów moralnych, chociaż dochodziła dopiero szesnasta. Albo w telewizji był jakiś mecz, o którym Ludwig zapomniał, i właśnie transmitowano ustawkę kibiców. Albo jego kochany braciszek wykłócał się z kimś przez telefon...
A potem Ludwig usłyszał drugi głos i stracił wszelką nadzieję. Wrzaski Gilberta i Feliksa w jednym pomieszczeniu w tym samym momencie nigdy nie zwiastowały spokoju.
Może chociaż na uspokojenie nerwów – bo tego, że zostaną one zaraz porządnie nadszarpnięte, był nad wyraz pewny – znajdzie się jakaś puszka piwa w lodówce. Wszedł do środka.
A potem Ludwig zamrugał, bo o ile widok Feliksa w różu, tiulach i koronkach nie był aż tak niespotykany, to widok wanny wypełnionej wodą stojącej pośrodku salonu, w której jego własny, rozwścieczony brat (z przekrzywioną koroną Burger Kinga na głowie) podtapiał Polaka, był.
Feliks, a właściwie mokra różowa plątanina materiału, na ułamek sekundy wyłonił głowę spod wody, zaczerpnął powietrza i zabulgotał Ludwigowi na powitanie, bo Gilbert, nie zauważywszy wejścia brata, znów zaczął Feliksa topić.
– Co wy robicie? – zapytał Ludwig, nie wiedząc, czy to zemsta za coś, co Feliks zrobił ostatnio, porachunki związane z bitwami sprzed sześciuset lat czy może jakaś pokręcona gra wstępna.
– Cosplay – wyjaśnił spokojnie Gilbert z mściwym uśmieszkiem na ustach, zerkając na brata. – Namówił mnie, myślałem, że to kolejny debilny pomysł, ale w sumie mnie się to podoba – mówiąc to, przycisnął mocniej głowę Feliksa do dna wanny. Polska w odpowiedzi ponownie zabulgotał.
– Zostaw go – nakazał Ludwig, odkładając klucze na szafkę i zastanawiając się, jaki skandal wybuchnie, gdy ktoś się o tym dowie. Ściany miały uszy, a serwisy plotkarskie tabuny pomysłowych dziennikarek. Szybko powiódł wzrokiem po oknach i odetchnął z ulgą; rolety tym razem były opuszczone.
– Ty to się nie umiesz bawić – westchnął Gilbert, ale puścił Feliksa. Ten wyłonił się spod wody, odkaszlnął i potrząsnął włosami jak pies.
– W-wh... Właśnie – Feliks odetchnął, opadając na podłogę. Usiadł po turecku i zaczął wyżymać suknię. – Ale, kurwa – spojrzał na Gilberta z oburzeniem. – Nie tak się umawialiśmy! Wanda się utopiła sama!
– Wiem, ale chciałem pomóc – Gilbert wyszczerzył się. – Bo jeszcze byś spieprzył tak prostą czynność...
– Co to za cosplay? – Ludwig westchnął ciężko. Spojrzał z rozpaczą na nowiutkie panele, po których wolno płynęły strugi wody, potem na połamaną plastikową koronę leżącą pod wanną, potem na coś ciemnego na szyi Gilberta, co niepokojąco przypominało malinkę i po raz kolejny uznał, że ta dwójka nie powinna przebywać ze sobą w jednym pomieszczeniu. Zwłaszcza jeśli to było pomieszczenie w jego dopiero co wyremontowanym mieszkaniu.
YOU ARE READING
[aph] Tiule i korony, czyli nie pytaj, brat, nie pytaj
FanfictionOneshot, komedia. Ludwig wraca do domu, by odkryć, że tam Gilbert i Feliks doskonale się bawią. W końcu... legenda o Wandzie, co Niemca nie chciała jest zupełnie niegroźna, prawda? Najwyżej po prostu zdemolują mu mieszkanie. Albo zatopią. Albo odwie...