Prolog

401 46 101
                                    

Pociąg wydawał z siebie cichy szum, pokonując kolejne kilometry w burzy. Rzęsisty deszcz uderzał za to w jego szyby, niosąc ochłodzenie końcowi lata. Była to dość przyjemna odmiana dla większości znajdujących się w przedziałach uczniów - zwłaszcza pewnej Ślizgonki z ostatniego roku.

Pansy siedziała z opartym o szybę czołem, wpatrując się niewidzącym spojrzeniem w horyzont. Zalesione wzgórza zajmowały cały krajobraz od przynajmniej kilku minut, co normalnie znudziłoby ją, choć tym razem, nie odczuwała żadnych emocji z tym związanych.

Przymknęła oczy, pozwalając im po raz kolejny odpocząć. Prawdą było, iż te piekły ją niesamowicie – zmęczenie, emocje, przytłaczająca ją codzienność. To wszystko z pewnością nie wpływało pozytywnie na jej zdrowie. Nieważne, w jakim wymiarze byłoby to mówione.

Pociągnęła nieznacznie nosem. Po raz kolejny w ciągu tych miesięcy zaatakowały ją wspomnienia, o których tak bardzo starała się nie myśleć – w chwilach właśnie takich jak ta, tak bardzo zazdrościła Potterowi historii, czy nawet takiej Granger.

Niemal podskoczyła, gdy coś upadło jej na ramię. Jedynie siłą umysłu uniosła powieki, spoglądając właśnie w tamtą stronę.

Rozszalałe od nagłego skoku adrenaliny serce zwolniło nieznacznie, gdy tylko dostrzegła szarawe loki, a zaraz po tym skojarzyła je ze swoim przyjacielem. Głęboko w duszy przyznała, iż właśnie w tej chwili, przez jej żyły mógłby płynąć płynny strach i wcale nie byłoby to dalekie od prawdy.

Leżący niemal na niej chłopak zadrżał pod wpływem temperatury, lub snu, do czego Parkinson byłaby bardziej skłonna. Z rzadko spotykaną u niej delikatnością, poprawiła głowę nastolatka. Dzięki temu już po chwili mogła poczuć na ramieniu jego przyspieszony oddech, jak i ciepło, z jakim się wydostawał.

— Czarodzieje półkrwi, to niemal zwykłe szlamy, Pansy.

Głos matki niemal przeszył jej umysł, sprawiając, że automatycznie się spięła. Jakaś część niej zapragnęła zrzucić z siedzenia czarodzieja, przerwać jakikolwiek kontakt, jaki mogli pomiędzy sobą mieć.

— Jesteś od nich lepsza, Parkinson.

Wiele czasu zajęło jej przyzwyczajenie się do dziwnych myśli, głosów ludzi ją otaczających od najmłodszych lat. Choć wciąż z nimi walczyła, powoli się do nich także przyzwyczajała. Chociaż wciąż zastanawiał ją powód, dla którego zaczęła być prześladowana przez te dziwne słowa dwa miesiące wcześniej, a nie trwało to od kilku lat.

— Czemu się krzywisz, panienko?

Zacisnęła usta, starając sobie, chociażby przypomnieć twarz osoby, która mogłaby wypowiedzieć akurat to zdanie. Skrzat domowy? Opiekunka? A może było to ironiczne zagajenie, jakim mógł ją uraczyć tak naprawdę ktokolwiek w latach dzieciństwa.

Czy mogłaby się takich słów spodziewać od kogoś w czasie czwartego roku, gdy trwał Turniej Trójmagiczny, a wraz z nim Bal Bożonarodzeniowy? Nie, to raczej było niemożliwe. Nie utrzymywała wtedy niemal żadnych kontaktów. Szósty rok? Wzrost siły Czarnego Pana mógł tak naprawdę przyciągnąć do niej kogoś, kto właśnie tak by się zwrócił do najmłodszej z rodu Parkinson...

— Wszystko okej, Pans?

Brunetka wypuściła przez usta wstrzymywane od dłuższej chwili powietrze, a wraz z tym ruchem otworzyła wcześniej zamknięte oczy. Nerwowo plączące się palce schowała pod długim rękawem szaty, a aby ukryć ten pospieszny ruch, oparła się policzkiem o loki Puchona.

— Spokojnie, po prostu jestem trochę zmęczona...

— I nie lubi siedzieć długo w jednym miejscu, ale już o tym ci nie powie. — Do jej wypowiedzi wtrącił się, jak zwykle nieproszony, Blaise. Szeroko uśmiechał się, obejmując w pasie swoją dziewczynę.

Obie siedzące w przedziale kobiety, wiedziały, ile Ślizgon zdusił przekleństw, które pragnął upchnąć w tym zdaniu. Tyle że z Weasley się nie dyskutuje, a że czarnoskóry od pewnego czasu robił wszystko, aby rudowłosa nie żałowała swoich wyborów, tak też postanowił się zmienić dla niej pod każdym możliwym względem – oczywiście, tylko na lepsze.

Draco niemal wywrócił oczami, próbując kolejny raz zdystansować się od Ginewry, która zajęła miejsce pomiędzy nim, a jego najlepszym przyjacielem. Blondyn starał się na wszystkie możliwe sposoby być ponad "to". A mówiąc "to", można było mieć na myśli zarówno dziwną bliskość pomiędzy Pansy a nieznanym mu prawie Puchonem, jak i do tak niedawna znienawidzoną przez niego latorośl Weasley'ów.

W końcu wcześniej myślał, że przyjaciele robili sobie z niego żarty, mówiąc, o niesamowitym nawróceniu w trakcie jego nieobecności.

— A tak w ogóle, co czytasz, Gin?

Pansy nawet nie kryła ciekawości w głosie. Nie kojarzyła tytułu trzymanej przez Ginny książki, a patrząc na spędzany w bibliotekach czas, powinna niemal od razu być w stanie określić autora.

— Filozofowie starożytnej Grecji i Rzymu. Generalnie, historia świadomości powstania świata i tym podobne rzeczy wedle mugoli. Dość ciekawa lektura na samotne wieczory, w których nie masz co robić — Blaise już otwierał usta, gdy palec dziewczyny spoczął na jego półotwartych ustach — lub powstrzymujesz się przed mordem Zabiniego, polecam.

Mimowolnie Pansy uśmiechnęła się lekko, potwierdzająco kiwając głową. Zdecydowanie przydałoby się jej coś do uciszania paplaniny jednego, lub drugiego, przyjaciela, choć nie pomyślałaby, aby użyć do takiego zadania książkę.

— Pożyczyłabyś mi ją? Nie musisz się spieszyć ani nic.

— Z chęcią, tyle że to książka Hermiony. — Rudowłosa zmieszała się widocznie, bo zaraz po wypowiedzeniu zdania, zamknęła egzemplarz, kładąc go na kolanach. — Ale może uda mi się ją przekonać, wiesz, powiem jej, że potrzebuję więcej czasu, aby skończyć, albo wymyśli się coś innego. Nie wiem, przemilczy się kilka faktów co do tego, komu pożyczam.

— Jesteś wielka, Gin. Ale wiesz, wolę, abyś nie umarła przeze mnie. Podejrzewam, że już przez tego diabła masz niemałe problemy.

Weasley, jakby na potwierdzenie słów czystokrwistej, przyłożyła dłoń do czoła, dwoma palcami lekko masując skórę. Siedzący dotychczas w bezruchu Nott, zachichotał na te nagłe poruszenie, jakie miało związek z chwytającym się teatralnie za serce Blaisem, jak i kryjącym twarz za palcami Malfoy'em.

— Myślałem, że grożenie śmiercią i rzucanie upiorogacków to twoja specjalność, Weasley. — Draco po raz pierwszy od rozpoczęcia podróży, posłał Ginny szczery uśmiech, choć był on ledwie widoczny i wciąż dość mizerny, na bladej twarzy chłopaka.

— A nawet mi nie mów...~

Ave, nowy ff, nowa szansa, że coś skończę.

Mam nadzieję, że nie porobiłam za wiele błędów, a za wszelakie proszę mi wybaczyć - choroba daje w kość. Z chęcią przyjmę wasze wszelkie opinie na ten moment, chociaż dopiero po prologu, haha 

Moja aspazja || PansMioneDär berättelser lever. Upptäck nu