ROZDZIAŁ III

105 6 2
                                    

- No po prostu nie wierzę 

Anna Grzywacz z niedowierzaniem wpatrywała się w swoją przyjaciółkę. Gdyby nie fakt, że znają się od dzieciństwa i już nie jedno razem przeżyły, była by pewna, że wszystko co jest przed chwilą opowiedziała Maria jest kłamstwem.

- Ty to zawsze masz szczęście - skwitowała biorąc duży łyk zawartości kieliszka trzymanego w dłoni

- Przestań - upomniała ją blondynka - jakie szczęście? 

- No wiesz mi nikt nie kupuje ciuchów za 15 koła - spojrzała wymownie na torby stojące w rogu 

- Będę musiała mu jakoś oddać te pieniądze 

- A może ty mu najzwyczajniej w świecie się po prostu podobasz - poruszyła porozumiewawczo brwiami - i on by chciał tak te wszystkie ciuchy z ciebie ściągnąć i potem...

- I potem co - przerwała dziewczynie wyraźnie już poirytowana jej wyobraźnią w której zapewnie przewijały się sceny jak z jakiegoś taniego pornosa - taka z ciebie przyjaciółka, że zamiast mnie wspierać to mnie jeszcze dobijasz 

- Oj przepraszam -  westchnęła delikatnie dotykając ramienia Antoniewskiej - przecież wiesz, że ja tylko tak żartuje. Wiesz zawsze możesz zwrócić po prostu te ciuchy z powrotem do sklepu

- Ta jasne - jęknęła pod nosem

Na pierwszy rzut oka pomysł Anki mój się wydać dobry, a wręcz genialnie dziecinnie prosty. Pójdzie jutro do sklepu, wciśnie sprzedawczyni jakiś kit, a kasę odda Radeckiemu. Tylko Maria doskonale zdawała sobie sprawę, że to wszystko wcale właśnie nie jest takie oczywiste. Szczególnie po tym jak została porównana do bezdomnego. A poza tym gdyby to zrobiła to mogłaby sobie dać rękę uciąć, że adwokat napewno traktowałaby ją gorzej niż do tej pory. Dlatego też nie pozostało jej nic innego jak po prostu jakimś cudem uzbierać te 15 tysięcy.

Następnego dnia rano wyszła trochę wcześniej z domu, aby zajrzeć jeszcze do bankomatu. Niestety metalowe pudło z niebieskim logo banku nie było dla niej łaskawe. Pokazywało, że na koncie pozostało jej niecałe 500 zł, a do końca miesiąca pozostało jeszcze trochę dni. 

Kiedy weszła do kancelarii odrazu podeszła do sekretariatu gdzie w tym momencie Piątek podlewała znajdującą się tam w licznych ilościach roślinność.

- Dzień dobry Pani Marto

- Dobry - odburknęła kobieta, nie przerywając wykonywanej przez siebie czynności

- Coś się stało? - spytała z troską w głosie, biorąc przy tym pocztę i wybierając tą która jest skierowana do Radeckiego

- Szkoda gadać - rzuciła odwracając się do prawniczki plecami

Antoniewska zrozumiała, że to jest wyraźny znak, aby nie ciągnęła dalej tematu. Ruszyła w kierunku gabinetu. 

Gdy tylko przekroczyła jego próg oniemiała. Przez chwilę stała nieruchomo zastanawiając się czy to tylko jej się śni. Większa część papierów które jeszcze wczoraj znajdowały się na jej biurku, leżały teraz u Pawła, który po paru minutach również pojawił się w miejscu pracy.

- Wreszcie wyglądasz jak człowiek - odparł kiedy tylko rozsiadł się wygodnie na swoim skórzanym fotelu 

- Dziękuje - zmarszczyła brwi słysząc słowa które można było niemal, że uznać za komplement - a tak w ogóle to Panie Pawle chciałabym właśnie wrócić do tematu wczorajszego dnia 

- Nie ma do czego wracać. Lepiej zrób mi tej dobrej kawy co Marcin z Włoch przywiózł

Maria westchnęła głośno po czym udała się w do kuchni, aby wykonać polecenie swojego przełożonego. Od razu sięgnęła po ulubioną filiżankę Radeckiego. Kiedy czekała aż ekspres do kawy wyda z siebie charakterystyczny dźwięk informujący o zakończeniu swej pracy do pomieszczenia z wielkim uśmiechem na twarzy weszła Agata.

- Hejka, co tam porabiasz? - zagadnęła wesoło

- Robię kawę dla mecenasa Radeckiego - skwitowała krótko Antoniewska nie mając najmniejszej ochoty wchodzić w jakąś dłuższą dyskusję z blondynką

- To ty nie przeszłaś z nim na ty? - spytała, tym samym zaczynając swój słowotok - tak w ogóle to słyszałam jak cię wczoraj potraktował, podobno bidusiu płakałaś przez niego w toalecie. Kochana, ale ty się nie przejmuj, bo z niego to po prostu dupek jest i tyle. Sylwia mi wszystko opowiedziała, jaki to pies na baby. Dziękuje Bogu, że stary Kaszuba nie przydzielił mnie do niego bo pewnie miałabym przechlapane. A tak to ty ze swoim wyglądem przynajmniej nie masz takiego problemu...

- Wiesz co muszę już iść - przerwała dziewczynie kiedy ta chyba po raz pierwszy brała przerwę na oddech

- A kawa? - wskazała palcem na ekspres 

Antoniewska która była już jedną stopą na korytarzu z wielką niechęcią powróciła do zadania które zostało jej powierzone, starając się zrobić to jak najszybciej, aby nie musieć słuchać, więcej opinii na swój temat z ust Majewskiej.

- Proszę, Pana kawa - zakomunikowała stawiając przed Radeckim niebieskie naczynie 

- Myślałem, że przeszliśmy na ty - upomniał ją nie odrywając wzroku od papierów trzymanych w dłoniach

- Tak, ma Pan rację, to znaczy masz rację - poprawiła się szybko, po czym bez słowa powróciła do swojej pracy

Przez większość dzisiejszego dnia w gabinecie prawników panowała cisza, która była przerywana jedynie przez ich oddechy i odgłos klawiszy laptopów. 

Maria ze skupieniem sczytywała pozew który przed chwilą napisała kiedy to do jej uszów dotarł dźwięk powszechnie znanego dzwonka iphona. Pospiesznie chwyciła za swoją torebkę, czując przy tym baczny wzrok Radeckiego. Oczywiście na jej nieszczęście komórka musiała znajdować się na samym dnie i to w dodatku przygnieciona przez portfel i klucze które w dodatku się o siebie zaczepiły.

Odetchnęła z ulgą kiedy w końcu udało jej się wyciągnąć aparat telefoniczny który w między czasie przestał dzwonić. Spojrzała z uwagą na wyświetlacz na którym ukazywała się informacja o nie odebranym połączeniu.

- Jak to coś ważnego to oddzwoń chociaż dobrze wiesz co sądzę o prywatnych pogawędkach w czasie pracy

- To nic ważnego - odpowiedziała powracając do przerwanego przez siebie zajęcia 

- Musiał ci czymś nieźle podpaść - zmarszczył brwi prawnik- że nawet nie chcesz do niego oddzwonić

- To był mój ojciec - skwitowała szybko, kończąc tym samym wyobrażenia Pawła o telefonie od cichego wielbiciela - oddzwonię do niego poźniej - dodała szybko starając się tym samym uniknąć dalszych pytań na temat swojego rodziciela 

Radecki zamyślił się przez chwilę, po czym skierował długopis trzymany w dłoni w kierunku ust i delikatnie go przygryzł. Od samego początku kiedy tylko pierwszy raz zobaczył Antoniewską po głowie kołata mu się pewna myśl.

- Twój ojciec ma na imię Dariusz? - spojrzał na dziewczynę podejrzliwie 

- Tak - wyszeptała, delikatnie spuszczając głowę, doskonale zdawała sobie sprawę do czego Radecki zmierza

- Z tego co pamiętam to Pan prokurator należy raczej do mało cierpliwych osób więc lepiej jednak oddzwoń.


Law is in the airWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu