1.

793 79 37
                                    

Hot summer nights, mid July when you and I were forever wild. The crazy days, city lights, the way you play with me like a child.

Wszystko zaczęło się latem 1899 roku w kiedy Albus był już absolwentem Hogwartu jako najlepszy uczeń. Był gorący, lipcowy dzień. Słońce sięgało nawet do środka murów domu chłopaka. Pot spływał za kołnierz jego bawełnianej koszuli, a okulary ześlizgiwały się z nosa. Z roztargnieniem ciągle je poprawiał i wracał do lektury. Zawsze kochał czytać. Gdyby miał wybrać między miłością, a książkami, wybrałby książki. Rozciągnął swoje długie nogi i przetarł zmęczone oczy. Było już wczesne popołudnie, lecz wciąż panował upał.

- Albusie! - usłyszał głos swojej mamy, Kendry. - Zejdź na chwilę!

Wstał od biurka i ruszył schodami na dół. Wszedł do małej, lecz przytulnej kuchni, gdzie zawsze panował porządek. Matka stała przy blacie i trzymała placek. W kącie siedziała jego siostra i czytała jakąś książkę. Zignorował ją i zwrócił się do Kendry:

- Tak, matko?

- Jest już późno, a Aberfortha wciąż nie ma. Miałam iść do Bathildy na herbatę, ale nie mogę zostawić Ariany samej. Poszedłbyś do niej? - spytała. - tobie to zajmie krócej niż mi, a Ariana nie może zostać tak długo sama.

Pokiwał głową i wziął od mamy ciasto. Opuścił dom i skierował się wąską ścieżką do domu sąsiadki. Mieszkała dwa domy dalej, więc szybko znalazł się przy jej drzwiach. Zapukał dwa razy w ciężkie dębowe drewno. Czekał aż kobieta otworzy. Chwilę pani Bagshot stanęła przed nim. Była niską, kurpulentną pięćdziesięciolatką o niebieskich oczach i blond włosach, które miała spięte w kok. Na twarzy jak zwykle miała uśmiech.

- Albus! Co cię tu sprowadza? - zapytała, zapraszając go do środka. Wręczył jej ciasto. - Dziękuję, ale Kendra naprawdę nie musiała.

- Niestety nie mogła dziś przyjść, lecz zaprosiła panią jutro na herbatę. - uśmiechnął się do niej życzliwie.

Pomimo tego co mówili o niej ludzie, lubił tu przychodzić. Zawsze opowiadała ciekawe historie o czarownicach, ludziach, wojnach. A on uwielbiał zdobywać nową wiedzę, więc był częstym gościem w domu Bathildy.

- Rozumiem, no cóż, szkoda. Ale z chęcią jutro wpadnę. Lub wpadniemy. - spojrzała w stronę schodów. - Wiesz, mam gościa. Przyjechał do mnie wnuk mojego brata, Gellert. Myślę, że byście się dogadali. - posłała mu uśmiech. - On tak samo pochłania książki jak ty. Obaj jesteście w jak gąbka, która....

Przerwał jej odgłos zamykanych drzwi i schodzenia po schodach. Po chwili do kuchni wszedł młody mężczyzna.

- Ciociu, nie wiesz, czy... - zamilkł, gdy ujrzał Albusa. - och, mamy gościa. - posłał mu krzywy uśmiech.

Albus na chwilę wstrzymał oddech. Stojący przed nim chłopak musiał być Gellertem, o którym mówiła sąsiadka. Musiał przyznać, że grzeszył urodą. Był wysoki, lecz wciąż parę cali niższy od niego. Jednak był bardziej umięśniony, co było widoczne przez ciemną koszulę, którą miał na sobie. Nogi również miał silne. Posiadał niebieskie oczy, nieco ciemniejsze niż oczy kasztanowowłosego i blond włosy, które były lekko już za długie, więc założył je za ucho. Na twarzy widniał arogancki uśmiech.

- Albus Dumbledore. - wystawił rękę, aby się przedstawić. Gellert złapał ją i uścisnął. Dość mocno.

- Gellert Grindelwald. - powiedział i puścił go. w Odsunął się i omiótł wzrokiem sylwetkę chłopaka. - Ciocia odpowiadała mi o tobie. Mówiła, że byłeś jednym z najlepszych uczniów Hogwartu. To prawda? - spytał z ciekawości. Czy możliwe jest to, że spotkał kogoś tak inteligentnego jak on sam?

young & beautiful | grindeldore Where stories live. Discover now