Rozdział 14 | Ktoś musi pilnować naszego demonicznego gościa

Start from the beginning
                                    

– Damy radę, panienko. – Shiki oparł się o ławkę dziewczyny. – Znałem tę wiedźmę osobiście, więc wysmaruję ci taki referat, że okularnikowi aż szkła pękną. – Uśmiechnął się dumnie.

– Zaraz to ja ci wysmaruję kopa w ryj. – Mimo wszystko Natalie nie mogła się powstrzymać przed złośliwością w stronę demona, chociaż ryzykowała tym samym dłuższy referat lub, co gorsza, kolejny.

– Coś jeszcze, pani Darkwood? – Sherwood spojrzał na nią z wyższością. Właśnie skończył notować w swoim komputerze informację o dodatkowej pracy dla brunetki, lecz zawsze mógł dopisać coś jeszcze.

– Nie, panie profesorze.

– Tak myślałem – prychnął, na szczęście dla dziewczyny nic jej nie dopisał. – No więc wracając...

Natalie raz jeszcze spojrzała morderczym wzrokiem na demona, który, dumny z siebie, siedział na jej biurku. Chyba nie rozumiał, że praca dodatkowa nie równa się dodatkowej ocenie, nie pozytywnej. Zwłaszcza nie u Sherwooda, na którego uczniowie zwykli mówić złośliwy okularnik. To przezwisko i tak nie było najgorsze, nauczycielkę matematyki nazywano: „niewyruchaną ekierką", a anglistę „blond szmatą".

Nastolatka nagle wpadła na pomysł, jak może się odegrać na demonie, który załatwił jej dodatkową pracę, nie przyciągając przy tym uwagi nauczyciela, mianowicie dziewczyna wyjęła naostrzony ołówek z piórnika i z całą siłą wbiła go w pośladek mężczyzny, dla osoby postronnej wyglądało to, jakby dźgnęła powietrze.

– To miało mnie zaboleć? – zapytał Shiki, unosząc drwiąco jedną brew ku górze. – Następnym razem postaraj się bardziej.

Dziewczyna wypowiedziała niemo:

„Nienawidzę cię".

***

Matthew poszedł na lunch do pobliskiego MacDonalda, napić się obrzydliwej kawy i zjeść jeszcze obrzydliwszą kanpakę. Zazwyczaj o tej porze jadł drugie śniadanie, przygotowane przez jego, jeszcze, żonę. To była jedna z nielicznych oznak miłości, którą mu ona okazywała.

Teraz jednak rozwód nie był już tylko groźbą, a realnym planem, więc kanapki się skończyły. Policjant liczył, że dzisiaj obejdzie się bez tego, w końcu mieli iść przepytać uczniów liceum, do którego chodził ostatni z zamordowanych nastolatków, lecz ograniczył ich protokół, mianowicie nim to zrobią, najpierw musieli powiadomić rodzinę chłopca, poprosić o identyfikację zwłok, a później zadać im wiele niewygodnych pytań.

Cassandra uznała, że Matthew, a dokładniej jego oziębły charakter, w rozmowie z rodzicami martwego futbolisty będzie tylko przeszkadzał, więc szatyn praktycznie miał już wolne popołudnie. Znaczy i tak musiał siedzieć w pracy wyznaczoną ilość godzin, ale szczerze to nie miał nic do roboty. Jedyne co, to mógłby pomóc ochroniarzom, których zatrudnili do obstawy prosektorium, by nie popełnić tego samego błędu co ostatnio, nie pozwolić sprawcy zatrzeć śladów.

Roosevelt myślał jednak, że tym razem nikt nie spróbuje ukraść ciała, w końcu ewidentnie to ktoś inny tym razem zabił, gdyż zostawił dane ofiary, błąd, którego nie popełnił morderca przy pozostałych dwóch ciałach, o których policjanci wiedzieli i przy dwóch, które zdążył wcześniej znaleźć Anthony z Izzy.

Według Matthewa futbolistę zabił naśladowca.

Kurwa, prasa nic nie miała wiedzieć. Później trafiają się tacy popierdoleńcy, którzy mordują, zwalając winę na innego mordercę. Ludzie – pomyślał, biorąc duży łyk gorzkiej kawy. Była ohydna, tak jak całe jedzenie nazywane fast foodem. Policjant bardziej wolał tę parzoną przez młodego baristę w małej, starej kawiarence. Z całej tej sprawy wynikło chociaż tyle dobrego – mężczyzna odkrył to niesamowite miejsce.

Nagle Mattowi zadzwonił telefon, wydając z siebie dźwięki jednej z typowych, wbudowanych melodii, policjantowi nigdy nie chciało się zmienić tego dzwonka, aż w końcu został.

– Tak? – odebrał połączenie.

– Matt... wracaj na komisariat! – Cassandra była zdenerwowana. – Szybko!

Mężczyzna zamrugał, nie wiedząc, co się dzieje.

– Co...?

– Znowu ukradli zwłoki!

***

– Mówiłam ci już, że wolałabym szukać mordercy niż kraść zwłoki? – warknęła Izzy, ciągnąc za sobą czarny worek.

– Yhym – westchnął Anthony, stając na brzegu mostu pokutnego, w lesie wisielców. Las ten był wszędzie i nigdzie, a wejście do niego znały tylko osoby potrafiące używać magii oraz elfy.

– Więc czemu znowu robimy to drugie? – zapytała, rzucając nieboszczyka na drewniane deski, z których zbudowany był most. Nawet nie starała się być delikatna, ale w końcu martwy raczej nic już nie czuje.

– Ktoś musi. – Czarodziej wzruszył ramionami. – Wiedziałem, że nie będziesz zbyt szczęśliwa, ale trzeba tego biedaka pochować.

– Tak każe kodeks czy twoje sumienie?

Mężczyzna wzniósł wzrok ku niebu, które tutaj miało dziwny, jasnozielony kolor, a chmury pełzające po nim były szare oraz przybierały dziwne, fantastyczne kształty, przywodzące na myśl tylko jedno.

Śmierć.

– To i to – odpowiedział po chwili. – Chodź, Izzy, nie mamy czasu do stracenia.

Dziewczyna uniosła jedną brew w górę.

– Gdzie ci tak spieszno? – zapytała, mierząc go wzrokiem. Jej czarne oczy praktycznie wierciły dziurę w głowie mężczyzny w oczekiwaniu na odpowiedź. – Wyglądasz na zniecierpliwionego oraz zdenerwowanego. Spokojnie, ten tutaj. – Kopnęła worek. – Raczej nigdzie się nie wybiera.

– Izzy – syknął, widząc, co robi kobieta. – Delikatniej.

Demonica wzruszyła ramionami.

– Spokojnie, nie czuje. Chyba.

– Izzy!

– No co? – prychnęła. – W ogóle to nie pochwaliłeś mojej nowej fryzury! Tylko od razu, gdy wróciłam, było idziemy, kurwa, zbawiać świat! Phi!

Mężczyzna wywrócił oczami.

– Zrobiłaś w ogóle coś z włosami?

– Umrzyj – warknęła. – Nie udawaj, że nie widzisz mojej nowej fryzury! – Dziewczyna wskazała na swoją głowę. Jej czarne jak smoła włosy zostały ścięte na boba. Dotychczas nosiła sięgającą ramion kitkę, więc czarodziej nie mógł nie zauważyć zmiany.

– Serio? – zadrwił.

– Nienawidzę cię, szefie. Nienawidzę.

– Nie tylko ty...

Anthony przetarł palcami oczy, usilnie starał się nie myśleć o pewnej umowie, na którą, chcąc nie chcąc, będzie się musiał zgodzić. Caitlyn uwielbiała się nad nim znęcać.

– Co? – zdziwiła się Izzy.

– Nic, nic...

///

* Tony to skrót od imienia Anthony, ale funkcjonuje również jako osobne imię. Ogólnie w USA wszystko może być imieniem xD tak, Hopy Skaje naprawdę istnieją xd
///

Tydzień się skończył, nic we mnie nie pierdolnęło <szkoda>, wrzucam więc 14 rozdział memento, teraz mam trochę mniej sprawdzianów i kartkówek, więc 15 powinien być wcześniej. Mam nadzieję, że się cieszycie.

Apropos imion, to Caitlyn dostała swoje po Caitlyn z lola (gra), Izzy po Izzy z Shadowhunters (mega słaby serial, oglądałam ino dla przystojnego Daddario, aktor), Anthony i Natalie to zapomniałam, a Matt po tym blondasku z Voltrona (spoko baja, ale ino pierwsze sezony, tfu 8 i 7). Od taka ciekawostka, lubię takie małe ester eggi

ogólnie muszę się pochwalić, Memento ma 4 miejsce w fantasy YEEEY

:D

See you

Riisny

Pamiętaj o śmierciWhere stories live. Discover now