07. Rodzące się problemy

10 0 0
                                    

Kalius czuwał od zmroku na przybycie oczekiwanego okrętu, a wraz z nim rodzonego brata, którego od tak dawna nie miał okazji zobaczyć. Silas był najbardziej wykorzystywanym zabójcą i dowódcą zarazem w Magicznym Świecie, co znacznie utrudniało z nim jakiekolwiek trwalsze kontakty. Kalius był od niego starszy. Czuł się więc odpowiedzialny za najmłodszego członka trzyosobowej rodziny, jaką tworzył z braćmi.

Chłodniejsze wiatry nawiedziły wyspę, gdy demon stąpał wolno po popękanym murowanym chodniku, przy którym zasadzono wysokie, potężne drzewa, które o tej porze roku obumierały z nadmiaru chłodu. Mieszkańcu Rayis przywykli, co ciągle zmieniającego się klimatu wyspy, lecz dla niektórych była to wciąż problematyczna kwestia. Kalius otulając się bardziej niedźwiedzim futrem, zarzuconym na czarną bawełnianą koszulę, dołączył do straży przy głównej bramie. Mury postawione z czarnego kamienia zarosły zwiędłą już latoroślą i mocnymi lianami, ciągnącymi się uparcie na całej długości. Mury jednak, mimo starości i wyniszczenia przez zmiany klimatyczne, były solidne, jak żadne inne w Magicznym Świecie i każdy, kto je kiedykolwiek widział, pewności nabrał, iż będą wiernie chronić zamek i skryte na dnie wyspy Serce Ciemności.

- Zbliżają się mrozy – powiedział do niego Izaael, zbliżając się do przyjaciela. Z wysuniętą wprzód, czasem zbyt dumnie, patrzył na morze. Dokładnie w tym samym kierunku, co Kalius. Ten, podobnie do demona, również miał na sobie niedźwiedzie futro, lecz koloru szarego.

Na wyspie pracowało tylko kilku szewców, aczkolwiek byli oni niezwykle uzdolnieni. Pochodzili z miasta kupców, a w tym mieście rodzili się najbardziej utalentowani artyści.

Za nimi rozległ się odgłos stóp uderzających jednocześnie o główną murowaną drogę do zamku. Kalius nie musiał się oglądać, by wiedzieć, iż Evelyn sprowadziła oddział elfów na powitanie następnych, gotowych walczyć za przeklęte miejsce.

- Niewątpliwie, Izaaelu. Czekają nas trudne czasy, a król nigdy nie miał zamiaru nam ich ułatwiać. Tkwienie latami na tej przeklętej wyspie jest jak kara za niepopełnione grzechy. Pokutujesz, nie wiesz za co i dlaczego tak długo, a jednak nie masz zamiaru przestać, bo kara jest znośnie łagodna. – Zamyślił się na chwilę, spoglądając na kroczącą między dwoma szeregami elfich wojowników, kobietę w czarnej szacie i grafitowych włosach. - Jednak wszystko ma swój czas. A wyspa zbyt długo pozostawała nietknięta. Ktoś w końcu zechce położyć na niej swoje łapska.

Wiatr zawiał mocniej, jak gdyby przepowiednia właśnie wypłynęła z jego ust, porwana przez nieodpowiedzialne siły natury.

- Że też na tej wyspie tak ponuro i nawet mnie złapał jakiś dół głęboki. – Westchnął niewyraźnie czarownik. – Pani, miło cię widzieć w ten okropny dzień.

Evelyn skinęła głową na powitanie mężczyznom.

- Chciałeś powiedzieć okropny zmierzch, Izaaelu. Czyżby nasi goście igrali z czasem?

Kobieta rozejrzała się wokół, nie dostrzegając znikąd wyłaniającego się okrętu, który tak rzadko odwiedzał mroczną wyspę. Ten klimat jednak odpowiadał Evelyn. Sama miała w sobie jakiś pierwiastek, który nie pozwalał jej opuścić tego miejsca. Własnoręcznie przed latami założyła sabat chroniący owe miejsce i była to jedna z niewielu decyzji, których nie żałowała. Lubiła ten wyspiarski temperament natury, jednak nawet ten czasem wyprowadzał niej wszystkie siły witalne.

- O wilku mowa, Evelyn – szepnął Kalius, nie odrywając wzroku od ogromnego królewskiego okrętu. Wciąż podziwiał to, ile serca elfy wkładały w swoje prace i dorobki. Byli perfekcjonistami. Nic z ich rąk nie było niedoskonałe. – Nareszcie.

Leah patrzyła uważnie na od zawsze interesująca ją wyspę i była podekscytowana jak małe dziecko, chociaż też odrobinę przerażona. Wyspa nie wyglądała przyjaźnie. Wyglądała jak miejsca, w którym żadna młoda dziewczyna nie chciałaby się znaleźć z demonem u boku. A jednak, był to jej cel – znaleźć się któregoś dnia na tajemniczej Rayis. Westchnęła głęboko, podziwiając ogromne, wysokie mury obrośnięte bladozieloną roślinnością i dostrzegła czekający na nich komitet powitalny, jeśli można było to tak nazwać. Wyglądali raczej na ponurych, niezadowolonych ludzi.

Uzdolnieni: Dzieci MrokuTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang