02. Driady

12 0 0
                                    

Wszystko, co miała to wiedza. Wiedza na temat sztuk walki; wszelakich stworzeń i ras szwędających się po świecie przepełnionym magią, niesamowitymi cudami i mrokiem, jakiego nikt nie powinien znać. Spędziła lata na dworze Serafinów, poznając jedynie kolejne niezbędne sztuki walki i umiejętność pozbywania się emocji, które przyciemniają zdrowy rozsądek. A ona była jedyną, obarczoną wiedzą na temat ich przywódcy, obarczona tajemnicami, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego.

„Nie jesteś sama. Istnieją tacy jak ty, chowają się po kątach, obawiając się śmierci z rąk Kahhera. Ale Kahher nie jest wszechwiedzący, chociaż jest niezwykle mądry i wie, jak kierować swoim królestwem, by utrzymać spokój. Nie bój się, mała... Nawet ja jestem gorszy od ciebie."

Słowa cenionego nauczyciela przebiegły po umyśle Leah. Siedziała i patrzyła, jak Nicholas wznieca ogień na swojej dłoni, po czym ciska nim prosto w zebrane drewno. Milczała godzinami, nie czując żadnej chęci do rozmowy z dawnym przyjacielem. Nauczyła się, że milczenie jest najbardziej świętą i bezpieczną rzeczą na tym przeklętym świecie. Ostatnie, czego chciała, to kłopotów.

Płomienie odbijały się w jej oczach w spokojnym rytmie. Położyła się na kocu, który zapakował jej Serim na drogę i odetchnęła głęboko.

Nicholas usiadł na najbliższym pniu i przyjrzał się istocie, której sam nawet nie potrafił określić. Nie do końca przypominała matkę. Nie posiadała długich, spiczastych uszu, chociaż miała oczy matki i urodę, o jakiej tylko Elfy mogą śnić – z natury są najpiękniejszą rasą. Kolor włosów, jak się domyślał, odziedziczyła po ojcu, choć nigdy o nim nie mówiła.

Nasunęło mu się pytanie. Jeśli Leah nie jest w pełni Elfem, to z jaką hybrydą chłopak miał do czynienia? Hybrydy to mieszańce. Dzieci, zrodzone z dwóch różnych ras, posiadające najczęściej tylko jeden atrybut rasowy – ojca lub matki. Jej wygląd podpowiadał, że jej ojcem musiał być człowiek, ale w jej oczach było coś niesamowicie tajemniczego. Były ciemnobrązowe, za dnia lekko jaśniejsze. Nocą wydawało się, że kryją się w nich gwiazdy. Jakby ktoś umieścił w nich najmniejsze cząsteczki gwiazd. Były magiczne, niemalże hipnotyzujące.

A Nicholas nie wątpił, że nie jeden mężczyzna dałby się za nie zabić.

Bez słowa obserwował, jak niewinna hybryda zasypia, wpatrując się w przyjazne jej płomienie. Gdy upewnił się, że zasnęła, wstał z niewygodnego pnia i ruszył po resztę drewna w las. Leśne ścieżki były na tyle niebezpieczne, że nigdy nie było wiadomo, co kryje się za drzewem, bądź co siedzi gdzieś ukryte w krzakach. Nicholas musiał zdawać się na słuch i orientację w terenie, która właściwie była jego słabym punktem. Jednak nie chciał całą noc koczować przy gasnącym ognisku, a drewna było niewiele.

Mijając kolejne ogromne drzewa, słyszał śpiew nocnych ptaków, czekających jedynie na polowanie. Las był mrocznym miejscem, czarownicy rzadko zapuszczali się w jego odmęty i on sam zastanawiał się teraz, dlaczego właściwie się na to zgodził. Podróżowanie głównymi drogami byłoby o wiele bezpieczniejsze, a po drodze znajdują się gospody.

Wariatka, pomyślał, zbierając z ziemi leżące patyki i większe drewna. Przywołał moce, a jego oczy przez krótką chwilę zaświeciły złotym kolorem, mieniącym się w nocy jak magiczne lampki dla drapieżników. W bardzo krótkim czasie przywołał do siebie wszystkie leżące na ziemi odłamki drewna, które miały wystarczyć do świtu. Albo do momentu, w którym hybryda się obudzi. Nie wiedział, co będzie potem.

W pewnym momencie dobiegły do niego odgłosy ruchu. Poruszania się między liśćmi. Serce zatrzymało się na ułamek sekundy, gdy zza drzewa wyskoczyła driada o płomiennie czerwonych włosach i zabójczym spojrzeniu. Kroczyła wolno, patrząc na czarownika, jak na pierwszy posiłek w tym kwartale. Dosłownie minutę później, wyszła za nią kolejna – tym razem jej włosy były wściekle zielone. Wyróżniały się w mroku, ponieważ tego chciały.

Uzdolnieni: Dzieci MrokuWhere stories live. Discover now