Prolog

79 13 10
                                    

Zawsze powtarzano mi, że jestem podobna do dziadka, ale nie miałam jego nosa, oj nie. Nos odziedziczyłam po babci, a przekonałam się o tym dopiero, gdy wpatrywałam się w otwartą trumnę, w której spoczęła. Patrzyłam wtedy na nią, zastanawiając się, czy jej odejście cokolwiek zmieni w moim życiu. Przecież zostawiła w nim znikomy ślad, a jedyny widoczny na mojej, nawet nie zapłakanej, twarzy. Trumna była biała, tak, jak sobie tego życzyła, a ona nawet w tej tragicznej okoliczności i w tym miejscu prezentowała się nadzwyczaj dobrze. Choć do tego wszyscy przywykliśmy.

Piękna, elegancka. Cicha. Niedostępna.

Nos jest prosty, odrobinę zbyt długi i chudy, z zaokrąglonym czubkiem, który czerwienił się na mrozie, jak teraz, gdy przeszywa mnie powiew zimnego wiatru. Fale szaleją wzburzone, sprawiając, że Morze Irlandzkie wydaje się aktualnie jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie, a ja mu na to pozwalam, jedynie na niego patrząc, najprawdopodobniej z niezbyt bezpiecznej odległości. W świecie, w którym czas się zatrzymał i kołysze jedynie wodą przede mną. Świecie absurdalnym i nieznanym. Kłamliwym, jak jasna cholera.

- Za chwilę zdmuchnie cię wiatr! - słyszę za sobą wołanie, które przedziera się przez porywczy żywioł. Zbliża się. Rzeczywiście, z minuty na minutę pogoda staje się coraz bardziej dokuczliwa i nieokiełznana, zwiastująca silny sztorm z towarzyszącymi mu piorunami.

Jak dla mnie może zdmuchnąć i zalać to miasto.

Drżącymi palcami dotykam chłodnego jak lód nosa. Moja milcząca i zawsze zamyślona babcia nie żyje, a ja na początku nie poczułam nawet żalu. Była gdzieś daleko za każdym razem, gdy chwytałam jej dłoń, aby uświadomić ją o mojej obecności. Czasem pogładziła moje kasztanowe włosy, mówiąc "piękne dziecko, tyle dziwów czeka cię na tym świecie", po czym znów odwracała wzrok, spoglądając na drugą stronę zatoki, gdzie z oddali widoczny był chudy szkielet białej latarni.

Odkryłam tą tajemnicę, to błędne koło, które ukształtowało tą rodzinę.

- Nie jesteśmy rodziną - mówię, jednak zbyt cicho, a mój głos niknie wśród świszczącego wiatru i zderzających się ze sobą fal.

- Co? - kuca obok mnie, prawie krzycząc. Nie mam zamiaru się odwracać, największy sztorm mojego życia spotkam w jego oczach.

Natomiast dziadka zawsze było pełno, nigdy mnie nie ignorował, a raczej adorował. Nigdy nikomu nie poświęcał tyle czasu. Nie uciekał myślami, zostawał na ziemi, fascynował mnie do głębi. Mógł zostać moją rodziną w tylko jednej osobie. Zamiast zatoce, przyglądał się babci, a ona ignorowała to niemal z odrazą.

Kłamstwo, wszystko kłamstwo, którym zachłysnęłam się jako małe dziecko, a teraz odczuwam tego skutki. A przecież wciąż powtarzali, że przypominam jego. Zbyt uparty, zawsze wiedział co i w jakiej sytuacji powiedzieć, w jego tęczówkach odnajdywałam podobieństwo moich.

- Nie jesteśmy rodziną! - wykrzykuję tym razem.

- Adelaide, już starałaś mi się to wytłumaczyć, ale nic nie jesteśmy w stanie poradzić, jesteśmy i będziemy spokrewnieni...

- Nie, Aaronie. Nie jesteśmy i nie będziemy.

Oblewa nas zimna fala.

----------

Moja polonistka, która za główny cel swojej kariery nauczycielskiej obrała sobie wpojenie do głów licealistów savoir-vivre, mawiała, że witać to może gospodarz na swojej posesji.

Tak więc witam was moje morskie bestie, czytelnicy moich wypielęgnowanych, wypucowanych wypocin, które na końcu zalałam morską falą. Ponieważ to nadmorska opowieść, rozumiecie.

Mam nadzieję, że chociaż odrobinę wam się spodoba, bo włożyłam w to dużo serca.

Love, Martyna.

Sprawy Rodzinne Where stories live. Discover now