-Dobry wieczór. - powiedział facet, który w dłoniach trzymał jakąś listę. - Nazwisko i zaproszenie.

Nie mam zaproszenia.

-Victoria Clark i... - zaczęłam.

-Panienka Clark? - przerwał mi starszy mężczyzna, ubrany w elegancki garnitur, który stał obok dwóch ochroniarzy i chyba wszystko nadzorował. - Proszę tędy. - wskazał na szeroko otwarte drzwi, przez które przeszłam.

Nigdy więcej takiego czegoś, słowo daję. Nigdy!

Weszłam do dużego holu, który wypełniony był ludźmi. Kelnerzy cały czas chodzili obok innych z tacami, na których znajdowały się kieliszki szampana.

Boże, zabierz mnie stąd. Chcę wrócić pod ciepły koc i oglądać Jak poznałem waszą matkę. Czy to aż tak wiele?!

Zaczęłam rozglądać się i szukać kogoś znajomego, ale na marne. Wszyscy tu byli starsi i nikogo nie kojarzyłam. Najbardziej chciałam znaleźć Shey'a, ale to też było trudne, zważywszy na to, że ludzi było bardzo dużo.

-Szampana? - podeszła do mnie niska dziewczyna z tacą w dłoni. Odmówiłam, bo go nienawidzę.

Powolnym krokiem zaczęłam iść w stronę dużego salonu, w którym chyba wszystko miało się odbyć. Stała tu sporych rozmiarów scena, na której właśnie orkiestra grała jakiegoś walca. W pomieszczeniu obok salonu, które było przestronną jadalnią, stały okrągłe stoły, przy których już niektórzy siedzieli. Śmiechy, rozmowy, muzyka, pieniądze i ludzie. W tych pięciu słowach zawarte było wszystko, co dotyczyło dzisiejszego balu.

Nagle go zauważyłam. Stał obok jakiegoś chłopaka i Luke'a, przy długim barze. Rozmawiali o czymś, od czasu do czasu się śmiejąc. Dziś wyglądał inaczej. Miał na sobie czarny dopasowany garnitur i białą koszulę, której pierwsze dwa guziki były odpięte. Jego włosy były ułożone, co było u niego nowością.

Właśnie wtedy odwrócił głowę, a jego wzrok spoczął na mnie. Zeskanował powoli moje ciało, a następnie wrócił do patrzenia w moje oczy. Wzruszyłam ramionami, posyłając mu lekki uśmiech.

Powiedział coś do dwóch chłopaków i zaczął iść w moją stronę. Włożył ręce do kieszeni swoich spodni, oblizując dolną wargę. Stanął naprzeciwko mnie, lekko się uśmiechając.

-Poważnie? Szofer? - zapytałam, przekręcając głowę.

-Też miło cię widzieć, kochanie. - odpowiedział, patrząc na moje usta. - Sukienka.

-Dziesięć punktów dla Gryffindoru. - mruknęłam, patrząc w jego oczy. W tych butach sięgałam mu do nosa, przez co czułam się pewniej. - Miałam do wyboru jeszcze dres.

-Sukienka jest lepszym rozwiązaniem. - stwierdził, stając obok mnie i wyciągając swoją rękę. Złapałam za jego ramię i razem zaczęliśmy iść w stronę stołów. - Szczególnie, że bardzo, bardzo gorąco w niej wyglądasz. - szepnął mi wprost do ucha, a po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz. - Ale i tak wolę cię bez niej i jeszcze dziś cię tak zobaczę.

-Szczerze wątpię. - mruknęłam, starając się brzmieć pewnie.

-Uwierz mi. Jestem typem człowieka, który zawsze dostaje to, czego chce. - powiedział i w tym samym czasie udsunął mi krzesło, na którym usiadłam. - A dziś chcę ciebie w moim pokoju, na moim łóżku. - dodał, nachylając się nade mną. Zajął swoje miejsce obok mnie i uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic.

-Nawalę się dziś. - uniosłam wzrok na Mię, która znalazła się obok nas. Miała na sobie ładną, długą, czarną sukienkę z krótkim rękawem, której gorset wysadzany był małymi diamencikami. Widać, że chciała być tu tak samo jak ja. Niestety jej rodzice dziś przyszli, a ona musiała iść z nimi i nie jest z tego powodu zadowolona, bo jest tu też Parker.

Girls Love Bad BoysWhere stories live. Discover now