-Chyba tak. - powiedziałam, gdy dopiero teraz to wszystko do mnie dotarło.

O mój Boże, ja jestem dziewczyną Shey'a. O MÓJ BOŻE!

-WIEDZIAŁEM!

-Emocjonujesz się tym bardziej ode mnie. - mruknęłam.

-Ty wiesz, ile ja czekałem, żeby ten kutas w końcu schował dumę do kieszeni? W chuj długo. - powiedział zirytowany.

-Mam nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowany. - parsknęłam. Chwilę jeszcze tak jechaliśmy, aż w końcu otworzyłam drzwi, ponieważ chłopak zaparkował pod moim domem. Miałam już wychodzić, ale w pewnym momencie się zatrzymałam i odwróciłam głowę w jego stronę. - Dzięki, Luke. Za wszystko.

-Nie masz za co mi dziękować. - powiedział, uśmiechając się. - Ja ci powiedziałem coś, co wiedziałaś już od dawna. Ty uświadomiłaś sobie resztę.

-I tak dziękuję. Do jutra. - wyszłam z auta, zatrzaskując za sobą drzwi. Chłopak odjechał, a ja weszłam do swojego domu. Zmarszczyłam brwi, słysząc różne głosy, a później otworzyłam szeroko oczy, gdy do moich uszu dotarł ten irytujący chichot.

NIE.

To, kurwa, pieprzony żart. To się nie dzieje naprawdę. Mam omamy, zwidy spowodowane nagłą radością. Powoli weszłam do salonu, patrząc na obraz przede mną.

-Vicky! - krzyknęła wysoka, niebieskooka dziewczyna, której włosy były koloru wiśniowego.

Podbiegła do mnie, a zapach jej słodkich perfum panował już chyba w całym domu. Zamknęła mnie w szczelnym uścisku, przez co czułam się jak karzeł, ponieważ miała ze sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu.

-Jak ja cię dawno nie widziałam. - zachichotała, odrywając się ode mnie. - Czy mi się wydaję, czy trochę ci się przytyło? - zaśmiała się, patrząc na mnie z góry.

HAHAHAHAHA. Stul pysk, szmato.

-Stephanie. Miło cię widzieć. - mruknęłam, a następnie zacisnęłam usta.

Spojrzałam na nią i miałam ochotę skoczyć z mostu. Miała na sobie białe rurki z dziurami na kolanach, a jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe. Obcisła różowa bluzka, czarny żakiet i perfekcyjnie wykonany makijaż. Boże, jak ja jej nienawidzę.

To typ osoby idealnej. Idealne ciało i twarz, oceny w szkole, życie towarzyskie. Cóż, moim skromnym zdaniem charakter ma chujowy.

-Victoria! - usłyszałam głos cioci Louise, na co już teraz chciałam pójść po nóż i przeciąć nim sobie wszystkie żyły, jakie tylko posiadałam.

Pulchna kobieta z krótkimi włosami podeszła do mnie, całując moje policzki. Ohyda.

-Boże, jak ty wyrosłaś. Ile ty masz lat w ogóle? Piętnaście?

-Siedemnaście, ciociu. - starałam się nie warknąć, ale to było bardzo ciężkie.

Wujek Martin tylko machnął ręką w moją stronę i odwrócił się w stronę półki z książkami, a ja przełknęłam ślinę, spoglądając na moją babcię.

Matka mojej mamy była chyba jedyną osobą, która wzbudzała we mnie takie uczucia. Kobieta, która była po siedemdziesiątce z twarzą bladą jak u lalki i szarawymi oczami, które nie wyrażały żadnych emocji. Ubrana była w czarną spódnicę, sięgającą do połowy łydki i czarny, zapięty żakiet do kompletu. Jej szare włosy były idealnie upięte w ciasnego koka, a w ręku trzymała drewnianą laskę

-Victoria. - szepnęła głosem o temperaturze, która panuje na Antarktydzie.

-Witaj, babciu. - odpowiedziałam, podchodząc bliżej i łapiąc za jej dłoń. Nie lubiła się do kogoś przytulać całować, więc nawet nie próbowałam.

Girls Love Bad BoysWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu