6.

267 27 17
                                    


  Od randki Beth z Johnem minęło już pare tygodni. Życie dziewczyny było teraz niemal idealne. Oprócz dobrych studiów i wspaniałych przyjaciół miała jeszcze chłopaka, na którym wiedziała, że zawsze może polegać. Jej wszystkie wcześniejsze związki były burzliwe i przelotne, ale  czuła, że jej relacja z Johnem jest inna.

Para spotykała się tak często jak mogła, jednak nie było to łatwe. Beth nadal rozpaczliwie próbowała wydostać się z kłopotów finansowych biorąc wszystkie możliwe nadgodziny w kawiarni, a John był pochłonięty nagrywaniem płyty z resztą zespołu.

Tego dnia, Beth była wyjątkowo szczęśliwa, nie zwracając zbytniej uwagi na masę pracy, którą miała do wykonania, ani nawet na złośliwych klientów. Została zaproszona przez Freddiego na wieczór do studia, żeby zobaczyć proces nagrywania albumu. Cieszyło ją to niezmiernie nie tylko dlatego, że zobaczy Johna, ale również z powodu jej zamiłowania do muzyki zespołu. Mimo, że już nie raz słyszała Queen na żywo, za każdym razem ekscytowała się tak samo mogąc posłuchać niezwykłego głosu Freddiego wchodzącego w idealną harmonię z melodią, tworzoną przez Johna, Briana i Rogera.

Gdy tylko wybiła siedemnasta dziewczyna pożegnała się z Sally i wybiegła z pracy. Dotarłszy do domu stwierdziła, że ma jeszcze ponad godzinę zanim przyjedzie po nią John.
Beth przebrała się z firmowego stroju i położyła na kanapę, niemal od razu zasypiając. Ostatnie dni były dla niej niesamowicie pracowite. Studia, praca do późna a następnie nauka w nocy. Dziewczyna nie pamiętała kiedy ostatnio porządnie wypoczęła, dlatego krótka drzemka była dla niej zbawieniem.

Ze snu wyrwał ją dźwięk dzwonka do drzwi. Nadal zmęczona Beth przeciągnęła się i przetarła oczy. Wywlokła się z kanapy, żeby otworzyć Johnowi i zaśmiała się, gdy zauważyła, że Einstein stoi już przy wejściu, mrucząc.

,,Już wiesz kto przyszedł, zdrajco"- odezwała się do kota. Nadal nie mogła uwierzyć, że woli on jej chłopaka bardziej niż ją samą. John śmiał się z niej nieustannie, gdy Einstein prychał na dziewczynę, zbliżając się do niej jedynie po to, aby po jej kolanach przejść na chłopaka, którego ubóstwiał.-,,Pamiętaj kto cie karmi"- ostrzegła go po czym otworzyła drzwi.

-,,Cześć"- powiedział John z szerokim uśmiechem, po czym zbliżył się do Beth, całując ją delikatnie w usta. Gdy się odsunął popatrzył się uważnie na dziewczynę.-,, Wszystko w porządku?"- zapytał zmartwionym głosem.

Beth przez chwilę nie wiedziała o co mu chodzi, ale gdy spojrzała w lustro na przeciwko drzwi zauważyła, że wygląda, jakby zwyciężyła maraton nieprzespanych nocy. Była niesamowicie blada, a pod jej zaczerwienionymi oczami znajdowały się worki.

,,Oh, to tylko zmęczenie. Mam za sobą pare pracowitych dni"- wyjaśniła, po czym założyła płaszcz i buty.-,,Co?"- zapytała widząc, że John nadal stoi w progu i patrzy się na nią jakby zachorowała na śmiertelną chorobę.

,,Na pewno chcesz iść? Możemy zostać w domu, a jutro wybierzemy się do studia"- zaproponował.

,,Żartujesz? Cały tydzień na to czekałam"-uraziła się.-,, To tylko zmęczenie naprawdę. Wyśpię się jak wrócimy"- zapewniła chłopaka, wychodząc z mieszkania, zanim zdążył zaprotestować.

John westchnął, nadal nie będąc do końca przekonanym, ale podrapał Einsteina za uchem na pożegnanie i wyszedł za Beth.

***

W świetle dnia studio wyglądało zupełnie inaczej, niż dziewczyna je zapamiętała. Oprócz oczywistych zmian takich jak brak świeczek na perkusji Rogera czy koca piknikowego, w pomieszczeniu panował wszechobecny bałagan.
Instrumenty, które ostatnio były równo ułożone pod ścianą, teraz znajdowały się niemal wszędzie. Beth prawie dostała zawału, gdy przechodząc przez próg nadepnęła na parę marakasów.

A KIND OF MAGIC  [John Deacon Fanfiction]Kde žijí příběhy. Začni objevovat