3.

756 27 8
                                    

Podałam ostatni kufer woźnicy i weszłam do powozu. Zajęłam miejsce na przeciw skwaszonego Kaspiana. Cicho zaśmiałam się pod nosem.
Na początku młody król upierał się, aby jechać samodzielnie, konno, lecz gdy wytłumaczyłam mu, że jest to niezgodne z zasadami etykiety, uległ.
Chłopak patrzył na mnie 'z pod byka', co doprowadzało mnie do łez. Po dłuższej chwili ciszy, wreszcie się odezwał:

- Żałuję, że Kornelius i Zuchon nie mogą jechać z nami. Będzie mi ich brakować.- spojrzał beznamiętnie w okno.

- Ja też, ja też...- powiedziałam, po czym uczyniłam to samo.

Niedługo potem powóz ruszył. Pojechaliśmy w dół rzeki, przez miasto. Od czasu, do czasu, Kaspian wychylał się z karety, aby pomachać wiwatującym poddanym. Na twarz przyodział uśmiech, choć żadnemu z nas nie było do śmiechu. Ja nawet nie wychylałam nosa ze środka, gdyż wiedziałam jaka będzie reakcja ludzi na moją osobę. Niby do wszystkiego można się przyzwyczaić, lecz nienawiść ze strony innych nadal bolała niemiłosiernie.
Kiedy wyjechaliśmy z miasta, król spojrzał na mnie ze szczęściem w oczach i zaczął się śmiać.

- Z czego tak rżysz?- zapytałam skonsternowana.

- Z ciebie głupku. Zawsze kiedy się stresujesz robisz tą swoją przezabawną minę. Patrz.- ściągną brwi w wyrazie gniewu i zaczął zagryzać usta. W dodatku zrobił zeza, więc nie miałam szans, aby się nie roześmiać.

- To nie jest śmieszne.- próbowałam być zła, ale zdecydowanie przychodziło mi to zbyt trudno.

- Uh huh. Na pewno.- spojrzałam na niego obrażonym wzrokiem- O nie. Ratujmy się wszyscy. Wielka czatownica i okropna wiedźma, zaraz zamieni nas wszystkich w żaby.- zaczął się drzeć jak opętany, a potem roześmiał się tak głośno, że nie byłam w stanie tego nie podzielać.

Kiedy wreszcie się uspokoiliśmy, wyjrzałam za okno i dostrzegłam morze. Zachwycona, chłonęłam piękny widok. Radosna zwróciłam się do Kaspiana, który patrzył na mnie z braterską miłością. Odpowiedziałam mu tym samym.

- Wiesz, Kaspianie? Cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak ty. Naprawdę, szczerze.- otarłam niewidzialne łzy i wstałam ze swojego siedzenia. Podeszłam do chłopaka, który rozłożył ręce. Korzystając z okazji, wtuliłam się w jego ramiona i usiadłam koło niego. Kołysał mnie delikatnie, dzięki czemu, niedługo potem odpłynęłam do krainy Morfeusza.

...

Obudziłam się, przez doskwierający mi ból, na ramieniu. Był punktowy, jakby ktoś dźgał mnie tam palcem. Nie otwierając oczu, dotknęłam się w obolałe miejsce. Na chwilę nierzyjemne uczucie ustało, więc odprężyłam się. Kiedy byłam w półśnie, ból powrócił ze zdwojoną siłą. Wściekła do granic możliwości, otworzyłam oczy i zaczęłam lustrować pomieszczenie wzrokiem bazyliszka. Rozglądając się, spostrzegłam, że zasłony są zaciągnięte, a ja nadal znajduję się w powozie. Zdziwiona zorientowałam się, że Kaspian zniknął, a koło mnie siedzi mysz. Zaskoczona spojrzałam na nienaturalnej wielkości stworzenie i zrozumiałam, że na pewno posiada zdolność mowy.

- Witaj?- spytałam niepewnie.

- Pani, Król Kaspian X, czeka przed powozem, kazał mi cię przyprowadzić. Jestem rad, że się obudziłaś.- uśmiechną się niepewnie.

- To ty mnie szturchałeś czy cokolwiek innego robiłeś?- zapytałam podejrzliwie.

- Tak Pani. Użyłem tego sposobu, gdyż nie reagowała Pani na słowa. Poza tym dostałem pozwolenie od Króla, na użycie radykalnych środków, gdy Pani nie miała zamiaru się budzić.- prychnęłam oburzona.

- No dobrze. W takim razie dziękuję. Powiadom Kaspiana, że już idę.- ziewnęłam.

Zwierzę wyskoczyło z powozu i zniknęło z pola mojego widzenia. Zauważyłam, że nie bało się mnie, tak jak inni narnijczycy. Może stworzenie po prostu nie wiedziało kim jestem.
Przeciągnęłam się, przetarłam oczy i otworzyłam drzwi. Z początku oślepiło mnie światło słoneczne, lecz po chwili przyzwyczaiłam się do warunków. Wyszłam z karocy i zdałam sobię sprawę, że znajduję się w porcie. Przeglądając się, dostrzegłam wielu marynarzy i jeszcze więcej towarów. Zadowolona zaczęłam głęboko oddychać świeżym, nadmorskim powietrzem i przysłuchiwać się krzykom mew. Odprężona ruszyłam w stronę wielkiego statku. Spojrzałam na piętrzący się nade mną żaglowiec. Pozłacany dziób miał kształt głowy smoka z szeroko otwartą paszczą. Okręt miał tylko jeden maszt i jeden wielki, prostokątny żagiel, barwy brudnej bieli. Zielone burty zwieńczone były na przodzie, złotymi skrzydłami.
Kiedy doszłam do kładki, poczęłam zastanawiać się czy na pewno jest to własność króla, jednak ruszyłam w górę.
Gdy stanęłam na pokładzie, zobaczyłam, że na bakburtę (lewa strona statku) padały promienie wiosennego słońca, a woda mieniła się zielenią i purpurą, z drugiej strony, ocienionej burtą i żaglem, granatowa. Podeszłam do bakburty i lekko się przez nią wychyliłam. Spojrzałam w dół. Przez chwilę patrzyłam na morze oczarowana, lecz mój entuzjazm przerwało dziwne zjawisko. Kiedy patrzyłam w taflę, nagle z jej głębi, wyłonił się zielony dym. Zdziwiona przetarłam oczy i spojrzałam w to samo miejsce. Nistety nic tam nie było. Skonsternowana odeszłam od barierki i usiadłam na jednej z beczek.

- Przepraszam, co panienka tu robi?- zdziwiona dostrzegłam młodego marynarza.

- Czekam.- odpowiedziałam tajemniczo.

- A na co, jeżeli mogę wiedzieć?- zapytał niecierpliwie

- Nie możesz wiedzieć.- uśmiechnęłam się złośliwie i odwróciłam się w stronę morza.

- W takim razie, musi sobie panienka stąd pójść. To jest królewski statek, tutaj nie wolno sobie 'czekać'.- złapał mnie za ramie.
Rozzłościłam się okropnie i odwróciłam się w jego stronę. Nagle zabrał rękę, jak oparzony. Zdziwiona, ale także i szczęśliwa spojrzałam na jego dłoń. Pocierał ją mocno, a na wierzchu widoczna była poparzona rana w kształcie mojej ręki. Niestety pojawiła się na niej ropa, a także małe bąble. Przerażony żeglarz uciekł w popłochu.
Po chwili zorientowałam się co zrobiłam. Zaczęłam się stresować, ponieważ odkryłam kolejną ze swoich mocy. Prędko wyciągnęłam notatnik z kieszeni płaszcza i zapisałam zdanie:
'sprawianie bólu lub krzywdy'.
Po chwili podszedł do mnie Kaspian.

- Czemu tu siedzisz?- wzruszyłam ramionami.- Chodź, pokażę ci kajutę.- chciał złapać mnie za rękę, lecz zabrałam ją, udając, że potrzebuję trzymać suknię. Zdziwiony spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział.

Zaprowadził mnie do pomieszczenia, gdzie od razu położyłam się na łożu. Kiedy tylko wyszedł, zdjęłam okrycie i przebrałam się w koszulę nocną. Zakluczyłam drzwi i weszłam pod kołdrę. Choć nie zamknęłam oczu, byłam w półśnie. Niestety, gdy miałam już zasnąć, coś ciężkiego spadło, na pokładzie, powodując wielki huk. Zdenerwowana usiadłam na łóżku i zaczęłam paznokciem kreślić wzorki na przedramieniu. Za każdym pociągnięciem, na mojej skórze zostawał czarny ślad. Po chwili moją rękę pokrywały liczne rysunki. Przeciągnęłam po nich ręką, wyobrażając sobie, że znikają. Na szczęście sztuczka mi wyszła, więc zadowolona położyłam się na poduszce.  Zdecydowanie nie czułam potrzeby zapisywania tego w kajecie. Uznałam, że może być to moja tajemnica.

Poczułam się bezpiecznie, jakbym mieszkała tutaj od kilku tygodni. Leniwe kołysanie okrętu nie przeszkadzało mi ani trochę, gdyż w dawnych czasach panowania Starożytnych Władców, nie raz odbywałam morskie podróże. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kajuta była niewielka, lecz bardzo czysta i jasna, z biegnącymi dookoła kolorowymi kasetonami, wymalowanymi w ptaki, zwierzęta szkarłatne smoki i winorośle. 

Po chwili, zmęczona, przymknęłam oczy. Próbowałam je otworzyć, lecz powieki nagle stały się tak ciężkie, że poddałam się i pozwoliłam sobie udać się w najciemniejsze zakamarki mojego umysłu.

************************************

No więc, rozdział jest. Ostrzegam, książka pisana będzie powoli.
Dziękuję za przeczytanie.

Scintillation Of StarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz