Wciąż o Tobie myślę

178 28 5
                                    

Nie lubię szpitali. Dziwnie w nich pachnie, każdy jest przybity, głęboko zamyślony, rzadko kiedy słychać w nich śmiech. Mam wrażenie, że powietrze jest w nich gęstsze od wiszącego nad nimi widma cierpienia i śmierci. Szpitale nie powinny mi tak się kojarzyć, bo przecież ludzie przychodzą do nich z myślą o powrocie do zdrowia. Każda wizyta u lekarza, kolejne z rzędu badanie ma przybliżyć człowieka do odzyskania pełnej sprawności i oczyszczenia organizmu z wszelkich chorób. Więc dlaczego w głowie mam jedynie wizje, w których specjaliści przekazują informacje o pogarszającym się stanie? Prawdopodobnie dlatego, że sam zajmuję jedno z niewygodnych łóżek, a w kartotece mam wyrok śmierci.

Wzdycham ciężko i odwracam wzrok od okna, za którym znajduje się ciągle ten sam skalny widok; niebo poszarzało, a krople deszczu wystukują na parapecie ponury rytm. Spoglądam na siedzącego obok mnie mężczyznę. Grzywka jego ciemnych włosów jak zawsze opada mu na czoło, dzisiaj wyjątkowo lekko wzburzona przez wiatr. Jego oczy wpatrują się we mnie ze zmartwieniem i troską. Kiedy pierwszy raz tak na mnie spojrzał, nie rozumiałem, o co mu chodzi, a teraz czuję przez to uścisk w klatce piersiowej.

– Co powiedział lekarz? – pyta i poprawia zawinięty rękaw uniformu.

Zagryzam policzek od środka. Ciężko jest mi go okłamywać. Nie wiem dlaczego, ale po prostu nie potrafię mu tego zrobić, zdając sobie sprawę, że mi ufa. Jednak tym razem muszę.

– Zapalenie płuc – odpowiadam krótko, niechętnie. Przepraszam, nie mam wyboru, dodaję w myślach.

Widzę jak jego usta wykrzywiają się w niezadowoleniu, a brwi marszczą w zmartwieniu. Wzdycha cicho i pociera policzek dłonią.

– Mogliśmy od razu wracać, kiedy zaczęło padać i zerwał się wiatr. – Ton jego głosu sprawia mi ból, wyraźnie słyszę w nim, że zarzuca sobie winę.

– Nikt nie mógł przewidzieć, że się rozchoruję – mówię zaraz. Nie chcę, aby obwiniał się za coś, czego nie ma.

– Nie raz przeziębiłeś się od przeciągu w klasie, czy przebywania na deszczu. Przecież doskonale wiem, że masz kiepską odporność.

– Shiro – jęczę załamany. – To nie twoja wina, że jestem chory. Sam namawiałem cię, abyśmy jeszcze nie wracali – przypominam mu z zawziętą miną. Za każdym razem, kiedy bierze na siebie winę i wysłuchuje kolejnych skarg na moje zachowanie, poczucie beznadziejności zżera mnie od środka.

– Mogłem się uprzeć i nie zgodzić – upiera się, wypominając sam sobie swój błąd.

Zagryzam wargę, czując, że jeszcze chwila tej rozmowy, a krzyknę.

– Jestem zbyt przekonujący – stwierdzam, chcąc rozluźnić atmosferę.

– Albo to po prostu ja mam słabość wobec ciebie – dodaje i delikatnie unosi kącik ust do góry.

Przełykam ciężko ślinę. Moje płuca ściskają się, zabierając mi na chwilę oddech. To okropne uczucie. Przez te słowa serce robi sobie nadzieję, bije szybciej, mocniej w jakimś dziwnym rytmie. Nie potrafi go zatrzymać umysł, który z zapałem krzyczy „Przestań! To nic nie znaczy". Nie powstrzymują go nawet korzenie kwiatów, bujnie rozwinięte w moich płucach.

Jestem w nim tak beznadziejnie zakochany. Na samym początku nie potrafiłem zrozumieć tego uczucia. Było dziwne, nienormalne, obleśne. Czułem się okropnie, kiedy moje serce biło szybciej w obecności Shiro. Wielu rzeczy nie byłem świadomy, jak na przykład tego, że moje oczy wbrew mojej woli szukały go na korytarzach, a ciało lekko drgało, na sam wydźwięk jego imienia. Nie wiem, w którym momencie zaczęło mi zależeć, aby dobrze przy nim wypaść, żeby zwracał na mnie uwagę. Każda otrzymana od niego pochwała, szeroki uśmiech, spojrzenie pełne dumy, posłane w moją stronę zaczęły sprawiać, że chciałem starać się jeszcze bardziej. Po zorientowaniu się, co robię, poczułem do siebie obrzydzenie. Jak mogę czuć coś takiego do mężczyzny, starszego od siebie, który w dodatku jest moim nauczycielem? Przecież to ohydne.
Starałem się stłumić w sobie te uczucia. Odwracałem wzrok, a nawet zacząłem go unikać. Nic to nie dało, a przynajmniej nic dobrego. Te uczucia nadal istniały i rozrastały się, oplatając mnie niczym bluszcz, zgniatały moje płuca. Chciałem się oddalić, jednak Shiro myślał, że to on popełnił błąd, zrobił coś nie tak. Obwiniał się przez moją głupotę. Poczułem się wtedy jak śmieć. Widząc jego wyraz twarzy, przez który wyraźnie przemawiał ból, chciałem sam sobie przyłożyć. Gorączkowo, jak jeszcze nigdy w życiu, tłumaczyłem mu, że to nie jego wina, zmyślałem o gorszym samopoczuciu. Nie mam pojęcia, czy mi wtedy uwierzył, ale temat został zamknięty, a ja musiałem pogodzić się ze sowimi dziwnymi uczuciami.

Bez BiałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz