Rozdział 10 | W piekle jest o wiele goręcej

Zacznij od początku
                                    

***

Matthew miał kaca.

Nigdy wcześniej nie wypił tyle alkoholu, co tego dnia, gdy zrozumiał, że jego małżeństwo jest już na dobre skreślone. Oczywiście mógłby wziąć wolne i przeleżeć cały dzień w łóżku, ale nie zamierzał tego robić, nie chciał dłużej siedzieć w pustym domu. Jego żona nie wróciła do niego, gdyż wczoraj, pod wpływem buzujących procentów, wysłał jej kilka smsów, w których powiedział jej jak się czuje, a ona była zbyt wielkim tchórzem, nie odważyła się nawet z nim porozmawiać.

Roosevelt najprawdopodobniej zobaczy się z nią dopiero na rozprawie rozwodowej.

Po wzięciu prysznica, Matt po raz pierwszy od dwóch tygodni ogolił się. Jego twarz bez zarostu prezentowałaby się dobrze, gdyby nie mocno widoczne worki pod oczami, które psuły cały efekt i sprawiały, że mężczyzna wyglądał jak student przed sesją.

Postanowił założyć czarne jeansy, które kupił tydzień temu na jakiejś wyprzedaży, a później o nich zapomniał oraz niebieską pseudo elegancką koszulę w kratę. Dopełnił tym sposobem image studenciaka, co go nawet rozbawiło. Czasami zapominał, że był naprawdę młody, otoczony przez staruchów na posterunku dodawał sobie kilka lat.

***

– Matt widzę, że pozbyłeś się tej trawy z podbródka – zawołała Cassandra, widząc detektywa zasiadającego przy swoim biurku, na posterunku. – Od razu ubyło ci kilka latek – zaśmiała się, opierając się o blat.

Mężczyzna w odpowiedzi wywrócił oczami.

– Nie mogę całe życie rozpaczać po jednym z wielu nieudanych związków.

Kobieta uśmiechnęła się.

– Widzę, że w końcu przejrzałeś na oczy! – Usiadła na jego biurku. – Będą z ciebie ludzie! – dodała radośnie.

Roosevelt odchylił się na krześle.

– Jakieś postępy w śledztwie? – zapytał.

Cassandrze zrzedła mina.

– Nie, ale właśnie miałam ci mówić, że znaleziono kolejne ciało... Musimy zaraz jechać na miejsce zbrodni.

Matthew otworzył szerzej oczy. Były to już trzecie zwłoki. Po Nowym Jorku grasował seryjny zabójca.

Mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli go nie powstrzymają, to zginie jeszcze więcej osób.

***

Caitlyn obserwowała okolicę z dachu jednego z nowojorskich wieżowców, dzięki runicznemu zaklęciu wyrytemu na jej okularach, nie musiała używać lornetki, a dzięki runicznemu płaszczu, była niewidoczna dla oczu śmiertelników. Magia runiczna różniła się od zwykłych czarów używanych, przez wiedźmy, czarodziejów, czy magów. Jej źródłem były zaklęte przedmioty, nie ludzie. Często zaklęcia mogły zostać wykorzystane jednorazowo. Korzystali z niej tylko zabójcy demonów, gdyż reszta nadnaturalnego społeczeństwa uznawała ją za zbyt słabą. Dla zabójców za to była idealna. Wystarczająco silna by zwalczać demony, ale nie tak mocna, by zawładnąć umysłem żołnierza.

Główną bronią Caitlyn była zaklęta katana o czarnym ostrzu, na którym wyryto runy. Podobno miecz wysysał duszę zabitych demonów i z każdym zabójstwem stawał się coraz silniejszy, ale nie dało się tego sprawdzić, ponieważ była to legenda, przekazywana z pokolenia na pokolenie w rodzinie Caitlyn.

Drugą, pomocną bronią były dwa pistolety typu glock, które aktualnie miała przypięte do pasa. Oczywiście, gdyby chodziło o normalne, ludzkie pistolety, to walka oboma równocześnie byłaby samobójstwem, ze względu na odrzut, czy niemożliwość poprawnego wycelowania. Jednak na nich też były wyryte runy, które niwelowały wszystkie problemy. Amunicja do nich również była specjalna, gdyż zwykła była zbyt słaba by zabić demona.

Caitlyn obserwowała miasto głównie z nudów, wiedziała, że Nowy Jork ma swój oddział zabójców, którzy działając w cieniach niwelują wszelkie zagrożenia. Nie miała żadnego śladu, ani pomysłu gdzie mogła zacząć poszukiwania, oczywiście mogła śledzić nastolatkę, ale nie chciała, by Shiki zbyt szybko poczuł jej obecność.

Nagle dostrzegła małą szczelinę, z której wydostawała się na zewnątrz czerwona poświta, na bocznej drodze. Nie było to zwykłe pęknięcie nawierzchni asfaltu, lecz maleńki portal do piekła, chociaż niedostrzegalny przez zwykłych ludzi, to i tak niebezpieczny.

Caitlyn postanowiła zejść, czy może raczej efektownie zsunąć się na dół po szklanym budynku i zamknąć portal zanim wyłoni się z niego coś niebezpiecznego. Według protokołu powinna zaczekać na rozkazy z nowojorskiego oddziału, lecz wolała działać.

Wyjęła z kieszeni swojego czarnego płaszcza kawałek kartki, na której napisała kilka run. Następnie położyła ją na szczelinie, a ta momentalnie się zamknęła. Wyglądało to trochę jak zasklepienie się jakiejś rany, na ludzkim ciele.

Kobieta myślała, że jest już po sprawie i może wrócić do rozmyślań o tym, jak dorwać początkującego adepta czarnej magii, gdy nagle poczuła czyjąś obecność. Coś jak nieprzyjemny oddech na karku.

Ostrożnie położyła dłoń na swojej katanie, przypiętej do pasa, a następnie, powoli, odwróciła się.

Stał za nią diabeł.

– No ładny masz ty uśmiech – wymamrotała, przyglądając się demonowi.

Caitlyn miała problem. Wielki problem.

///

Wesołych świąt! 

Umyliście już okna dla jezuska? Haha oczywiście żartuję. 

Rany, już za tydzień pyrkon, jaram się!

Kto się wybiera? Ja oczywiście robię cosplay~~ erza scarlet here! 

#woczekiwaniunapyrkon

~~Riisny!

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz